Stary szaman robi mi sekcję zwłok. Pracuje starannie, w
skupieniu, nuci pożegnalne pieśni.
Żebro po żebrze rozstępuje się odsłaniając serce zastygłe tuż po
ostatnim uderzeniu. Obserwuję z boku jak pracuje. Patrzę na ciało, które
należało do mnie i cieszy mnie to, że
mogłam w nim gościć. Ostatnie ruchy szamana i wiem, że zaraz się pożegnamy.
Czekam spokojnie na jego pełne miłości oczy. Bijący z nich blask wskaże mi
kierunek kolejnej wędrówki.
Metaforycznie rozczłonkowane ciało szamana pozwala mi
spokojnie pracować. Każda komórka nasączona światłem czeka na swoją kolej by ją pomasować, ukochać, uszanować. Moje dłonie podążają intuicyjnie. W końcu znika
ciało, ręce, przestrzeń. Jest tylko przepływ. Jeden sen przenika drugi, drugi
pierwszy. Jeden bez drugiego jest opowieścią bez ciągu dalszego elementem
układanki czekającym na dopasowanie.
Klik. Klik. Klik. Puzzle się zazębiają.
Pasują. Można się obudzić. Cuci mnie miękka łapa kota. Szybko robię to, co
powinnam i ruszam na długi spacer. Siadam na starej zielonej ławce i patrzę jak
dzień wydarza się setkom ludzi. Podglądam bezkarnie. Dostrzegam samochód z
napisem: Dbam o zdrowie. A tak, udaje mi się, ale fakt świadomego życia nie
sprawi, że moje ciało za 50 lat będzie wyglądało inaczej niż to starego
szamana... Mimo wszystko jakaś wewnętrzna siła każe mi jeść to co mi służy,
napełniać świadomymi oddechami, zdejmować z niego kolejne warstwy napięć. Po
co? Może po to by to, co w nim mieszka dłużej mogło za pomocą ludzkiej formy
doświadczać tego, co człowiecze? Może...
Jako człowiek bywam więc czystą emocją mieszkającą gdzieś w sercu, smakiem
skrytym w niuansach języka, bliskością zaklętą w przytuleniu, pragnieniem
ukrytym w skórze, tajemnicą pływającą w głębinach oczu, spokojem na dnie,
którego z powierzchni nie widać. Jako człowiek dociekam. Jaki jest sens walki? Jaki sens krzyku? Jaki
pytań? Jaki wędrówki? Jaki bycia samemu a jaki z kimś? Nie wiem, ale czuję, że
mój czas jest ograniczony, ciało śpiewa nieubłaganie tik tak. Tylko ode mnie
zależy co z tym czasem zrobię, co uwolnię, co dam z siebie, co przyjmę, co
zrobię a czego nie.
Tik tak.
Na czym się skupiasz? Czego pragniesz? Jak chcesz się czuć?
To Twoje życie czy wiesz jak ma
wyglądać? Czy czujesz co ci służy? Czego trzymasz się kurczowo? Czy masz
odwagę skomponować własną pieśń nawet jeśli usłyszysz, że nie znasz się na
muzyce? Czy mimo swoich trosk, masz czas by powiedzieć zachodzącemu słońcu
dziękuję?
Tik tak.
Usłysz swoją wewnętrzną prawdę i żyj zgodnie z nią.
Tik tak.
Czasu wcale nie ma tak wiele.
Tik tak.
To Twoje życie. Żyj!
Ufff , ale dałaś czadu . Tekst nie byle jaki . To nie tylko literki których znaczenie rozumiem krok po kroku , to co napisałaś jest takie rzeczywiste. A teraz pomyślę .... Jola W.
OdpowiedzUsuńcudownych poniedziałkowych myśli :)
UsuńPopatrzcie na ptaki na niebie: nie sieją, nie żną, nie gromadzą w magazynach, a wasz Ojciec niebieski je żywi. Mt 6,26
OdpowiedzUsuńNie zadają pytań...
natura po prostu jest... kiedy ludzie poczuli, że są odseparowani od natury? kiedy zaczęli gromadzić i się bać?
UsuńKiedy zaczęli bać się to zaczęli gromadzić gromadzić :) ze strachu... a strach prawdopodobnie z wojen... a wojny prawdopodobnie ze złych sił które chciały odseparować człowieka o natury... czyli tym samym od Stwórcy.. czyli od świadomości dostatku i obfitości... i tak kółko się zamyka...
UsuńPytanie: co należy zrobić żeby je przerwać? :)
Czuć się bezpiecznie i odzyskać świadomość obfitości i dostatku?
:)
hmm... już sam fakt dostrzeżenia ma siłę uwalniającą... a potem to już oddychać i każdy oddech niech czyści myśli które nucą cos o braku i odłączeniu... zadanie życia... przynajmniej dla mnie. i fajnie bo jest co robić, jest impreza :)
Usuńhttp://kurscudow.org/kurs-cudow/jak-to-dziala/prostota-oswiecenia.html
UsuńSzedł drogą Wędrowiec i niósł swój bagaż. Szedł od tak dawna, że zapomniał skąd wyszedł i dokąd zmierza. Zapomniał również o tym, w jaki sposób i z jakiego powodu pojawił się jego ciężki bagaż. Nie wiedział także, po co mu ten ciężar. Po prostu, w czasie długiej drogi, przyzwyczaił się do niego i uznał za własny, nieodłączny. Bagaż był mało poręczny i Wędrowiec cały czas myślał:
OdpowiedzUsuń- Przyjdzie czas, zrzucę to z siebie, wyprostuję obolałe plecy i będę mógł iść dalej, jak wolny człowiek.
Ale czas mijał, a Wędrowiec wciąż niósł ów ciężar na swoim grzbiecie. Teraz myślał już tylko o tym, by się nie potknąć o kamień, nie poślizgnąć, nie ugrzęznąć w błocie, nie przewrócić się, bo upadek z bagażem był niebezpieczny. Za każdym razem, gdy nie miał już sił, był gotów zrzucić ciężar, ale za każdym razem targały nim wątpliwości: wraz ze swoim bagażem czuł się chroniony. Pewnego razu jednak siły naprawdę go opuściły i Wędrowiec postanowił zrealizować swoje marzenie. Zrzucił bagaż na ziemię. Jednak zamiast ulgi obleciał go strach, a krzyk przerażenia wyrwał się z jego piersi. Okazało się bowiem, że przez czas wędrówki wyrósł mu garb – o wiele cięższy i większy, niż bagaż, który dźwigał.
to na masaż go teraz! na masaż! :) coby zdjąć pamięć ciała, warstwa po warstwie... :)
UsuńPS tak... mocny tekst... I znowu pytanie, kiedy poczuliśmy, że trzeba bagaż nosić na plecach? I czemu służy to całe noszenie... może dla tej jednej chwili zrzucenia i odkrycia, że można żyć inaczej?
Nieustanne pytanie: życie czy dociekanie? Wydaje mi się, że albo jedno, albo drugie...
OdpowiedzUsuńa gdyby tak jedno nie wykluczało drugiego? :)
Usuńwitaj :)