Pięć lat temu, nawet w
najśmielszych snach nie przypuszczałam, że wyląduję tu gdzie jestem, w
pogodnym, kolorowym, twórczym miejscu, wykonując pracę, która stała się pasją,
która przemienia mnie i ludzi, którzy do mnie przychodzą. Dziś sama nie wiem
kiedy i gdzie to wszystko się zaczęło… Proces dochodzenia do siebie, odkrywania
wewnętrznej prawdy, przemiany z szarej istoty, w kobietę tęczę.
Moje życie sprzed pierwszego kontaktu z hawajskim masażem Lomi Lomi Nui, mogę śmiało porównać do
stereotypowej emerytury. Tendencja ewidentnie spadkowa, zatracanie smaków,
barw, słuchu. Ciepłe kapcie i bezruch. Do tego moje ciało fizyczne przechodziło
katusze, bolał mnie każdy centymetr, lekarze nie wiedzieli co mi dolega, a w
wieku 25 lat brałam już trzy różne tabletki na nadciśnienie i jedną na serce…
Byłam chodzącym wrakiem tuż przed kasacją. I jak to bywa we Wszechświecie,
pojawia się pomoc w odpowiednim momencie. Dzięki przypadkowo-nieprzypadkowemu
spotkaniu, trafiłam na Lomi Lomi. Racjonalna, poukładana Agnieszka, miała już
dość samej siebie, bólu, tabletek i mądrych głów w białych kitlach. Zwróciła
się w kierunku czegoś innego. Bardzo potrzebowałam ukojenia, a znane mi środki
łagodzące nie pomagały.
Nie spodziewałam się
takiego skoku! To był szok! I czasem jestem w nim do dziś, bo to
przygoda, która zaskakuje mnie z każdym kolejnym hawajskim zakrętem. To droga w
nieznane, gdzie za kierownicą siedzi łagodny Duch Aloha.
Moje życie będzie dzieliło na to
przed masażem i po. Tuż po wyjściu z gabinetu, na każdym kroku zaskakiwała mnie
intensywność doznań. Pamiętam, że po raz pierwszy zadałam sobie sprawę z tego,
że świat ma kolory, a nie tylko jeden szary… Przez chwilę, ale jednak… poczułam
coś idealnego i pamiętam, że wtedy postanowiłam sobie, że będę dążyła do tego
by zdarzało się częściej, ale o zwykłej porze, w zwykłe dni, a nie tylko od
święta. Wymagało to ogromnej pracy, determinacji, potu, upadków, ale w końcu
się udało, a Lomi Lomi było tego pięknym i wyzwalającym początkiem.
Pamiętam, że zapytałam mojego
masażystę, co mogę zrobić, żeby ludzie po kontakcie ze mną czuli się jak ja po
lomi? Powiedział: - Jak to co, musisz iść na kurs i zacząć masować. Przyjęłam
to wtedy jako dobry żart! Broniłam się przed tym pomysłem pół roku. Ciężko mi
było wyobrazić sobie siebie masującą, dotykającą obcych ciał. Przecież jestem dziennikarzem,
człowiekiem słowa większość czasu spędzającym przed komputerem albo na
rozmowach z ludźmi. Nie, to nie dla mnie. Coś jednak nie dawało mi spokoju,
jakby „ziarno Lomi” wskoczyło do mojego brzucha i rosło z miesiąca na miesiąc,
nie pozwalając o sobie zapomnieć. Kiedy stało się już sporą rośliną, nie sposób
było ignorować głosu, który wręcz nakazywał zrobić coś ze swoim życiem.
Pamiętam, że nie miałam ani
grosza na kurs, ale już bardzo chciałam w nim uczestniczyć. A wiemy jak to
jest, kiedy mówi się Wszechświatowi TAK. Zakręcił rogiem obfitości i w ciągu
dwóch tygodni wpłynęła na moje konto dokładnie taka suma pieniędzy jakiej
potrzebowałam! Zapłacono mi zaległości dziennikarskie za pierwszą książkę.
Starczyło jeszcze na stół do masażu. Magia zaczęła pracować na moją korzyść.
Wpadłam całą sobą w ten hawajski świat dotyku bezwarunkowej miłości i
transformacji. Na tyle mono, że zrezygnowałam z regularnej pracy by dać szansę
samej sobie, by iść inną ścieżką, już nie rozumu, a serca. Po półtora roku od
pierwszego kursu, byłam już instruktorem masażu i dziś czerpię ogromną przyjemność
z dzielenia się tym, co przekazali mi moi nauczyciele.
W wolnym tłumaczeniu Lomi Lomi znaczy: aksamitny dotyk łapą
zadowolonego kota… I ten masaż taki jest, a kocia energia przenika do
poszczególnych partii ciała i ducha, przynosząc wszystko to, co jest danej
osobie potrzebne na ten moment… To dla mnie mistrzowski masaż. To mój
największy guru… Uczy mnie szacunku, miłości, zaufania, do siebie, do
Wszechświata. Czy pokory. Uczy patrzenia na każdego jak na cud, którym przecież
jest. Uczy przekraczać własne ograniczenia i sztywność nie tylko fizyczną, ale
też umysłową. Uczy jak być skupionym jeśli potrzeba nawet na jednej maleńkiej komórce
w ciele. Uczy jak oddychać. Uczy jak być dla kogoś tak po prostu.
I mogłabym tak jeszcze długo, więc skończę w tym miejscu.
Ciąg dalszy nastąpi…
Przepraszam ,ale zatkało mnie . Zachwycam się i wiem że to jest i pomaga . Aż mnie mózg boli od rozumienia - dziękuję Agnieszko Kawulko - Jola W.
OdpowiedzUsuńKochana, to całuję ten mózg niech już nie boli :)
OdpowiedzUsuńBól był potrzebny , otwiera "pory" . Kawulko , zapraszam do siebie na Lorę Szafran... Jola W.
OdpowiedzUsuń