Ale o co Ci tak NAPRAWDĘ Agnieszko chodzi? Czy ty WIESZ
czego CHCESZ? Czy Ty naprawdę TEGO chcesz? No cóż… Jeśli mam być szczera to
nie, nie zawsze wiem, choć generalnie to taka jestem pewna i zdecydowana, a
nawet potrafię konkretem zaskoczyć. Jednak ostatnio coraz mocniej dociera do
mnie, dlaczego Wszechświat przestawia mnie z kąta w kąt, raz coś dając, innym
razem jedynie stawiając za szybką wystawy, innym razem zawieszając na kijku
marchewkę, a ja jak ta kretynka gonię przez pół pustyni za czymś, czego tak
naprawdę przecież nie chcę, a co wmówiłam sobie, że może jednak… I tak w kółko
i obłędna karuzela nieuporządkowanych krzesełek mieli się i mieli, a turbiny
raz na siebie zachodzą, innym razem zatną i ni centymetra dalej nie pójdą, póki
się szanowny gość wiozący tyłek nie zdecyduje, czy on chce dalej jechać, czy
może zsiąść, czy może stać w miejscu…
Nie dziwię się, dlaczego Wszechświat tak dziwnie realizuje
moje „wizje”, fantazje, marzenia, pomysły… Jednego dnia bardzo czegoś chcę,
dałabym się głodzić by idei bronić, widły w dłoń i hej, przed siebie! Ale gdy
na horyzoncie pojawia się choćby najmniejszy element, który mógłby przeszkodzić
w drodze na barykady… No… To może by tak zawrócić? No bo co jeśli nie ten mur
się chce przeskoczyć? Co jeśli on jednak nie na moje możliwości? Co jeśli
gdzieś mniejszy i do wzrostu mego niezbyt wysokiego dopasowany? No co jeśli? I
wtedy Wszechświat zatrzymuje wielką turbinę, rozlega się zgrzyt, coś się
zacina, coś zaciska, coś rdzewieje i nie chce ruszyć dalej. A wtedy buntuje się
Agnieszka, że znowu komplikacje, że znowu coś jej się pieprzy w planie życia,
że tak beznadziejnie. A sama sobie winna, bo namieszała, nakręciła, naśniła,
namarzyła a teraz paraduje w masce pełnej lęku… No nic dziwnego, że Wszechświat
prycha na mnie i miga mi swoim znikającym tyłkiem. Mówi: Ty się panno zastanów,
czego chcesz, a ja idę się bawić z tymi, którzy już wiedzą. Szkoda mi czasu na
niezdecydowanych.
Więc dość często siadam na dupie tak po prostu i patrzę na
te wszystkie życzenia wysłane w kosmos i sama się sobie dziwię, jak
nakomplikowałam sprawy, jak dziewica chcę ale się boję… Toć zwariować można! (I
może dlatego tak bliska jestem szaleństwu…). I ojej, ale co to będzie jak się
uda? No straszne przecież, prawda? No… Więc siedzę tak długo, aż się nie zacznę
śmiać z samej siebie, ze swojego zacięcia, zakręcenia, pomieszania. A kiedy
pojawia się jasność TAK tego CHCĘ, a temu już podziękuję, nawet jeśli coś
zaczęłam… I wtedy machina rusza dalej, a
Wszechświat powraca do swobodnego przepływu. Bywa, że jasność umysłu powraca,
opary szaleństwa opadają i wyłania się ścieżka, która przecież zawsze była,
tylko jakoś rzucałam na nią co chwila chwasty myśląc, żem taka łaskawa i kwiatki
sadzę…
Więc kiedy ogarnia mnie to dziwne swędzenie duszy, która
znowu coś kombinuje, zamawia mgłę i znaki dymne jakieś mało skoordynowane
wysyła w kosmos, siadam na tyłku i nie ruszam się dopóki śmiechu warte staną
się te wszystkie wyczyny panny z mokrą głową. Naprawdę, potrafię samej sobie
dostarczyć takiej rozrywki! Sama siebie potrafię genialnie sabotować. Niby
czegoś chcę, niby…. Bo w chwili gdy otwiera się sposobność by po to sięgnąć,
odwracam wzrok zlękniona, niepewna, bojaźliwa. A przecież wystarczy TYLKO i aż…
oczyścić myśli, jak Kopciuszek ten groch przebierać, do skutku, do czystości,
do jasności. I jeśli po drodze okaże się, że jednak coś nie dla mnie, będę
miała na tyle odwagi cywilnej by siebie dłużej nie okłamywać. A jeśli właśnie
TEGO CHCĘ będę umiała zawalczyć o swoje choćbym miała skoczyć w ogień. Jeśli me
zamiary szczere, nie spali mnie, a jedynie podtrzyma wewnętrzny żar, przy
którym i inni się ogrzeją…
ALE O CO CHODZI KONKRETNIE? ;-)
OdpowiedzUsuńM(ona).
No konkretnie to nie wiadomo :P
OdpowiedzUsuńFero