środa, 27 marca 2013

Wykiwać czas


I znowu dałam się zrobić na kanapkę czasowi. Przedziwna sprawa z czymś, czego przecież nie ma, a czemu z uporem maniaka ważności nadają wszelkie kalendarze, zegarki, klepsydry… Gdzieś pomiędzy jedną datą graniczną a drugą dochodzi do dziwnych transmutacji czasowych w umyśle człowieka, który czeka na coś... Jak dziecko wypatrujące swoich urodzin, jak kochankowie czekający na spotkanie, jak podróżnik przed wylotem gdzieś… Dni grają tasiemcowe seriale z godzinami i ciągną się jak nieśmiertelna Moda na Sukces. I minuty bawią się w ciuciubabkę z sekundami, czasem sekundy chcą w chowanego, a czasem minuty w ganianego, a dni drwiąco się tym igraszkom przyglądają ze swej pozycji monumentalnie powolnej. Ale nadchodzi ten dzień, ta chwila gdzie wszystko wywraca się do góry nogami i huzia na Józia! 

Rozpoczyna się samba, salsa, dzikie bębnów dudnienie, a w ich rytmie podskakują dni, minuty i sekundy zapominając, że przecież jeszcze przed chwilą inaczej tańczyły. I pędzą, i skaczą, i jedna przez drugą, w parach, naprzemiennie, w sobie i obok siebie. I tchu im brakuje, i w wirze tańca teraźniejszości gubią się kalendarzom, zegarkom, klepsydrom, a tuż przed zniknięciem zdają się jęknąć sakramentalne „chwilo trwaj, jesteś piękna”, a chwila im odpowiada: „nigdzie się nie wybieram, zawsze jestem, zawsze trwam, zawsze jest TERAZ”.

TERAZ przechodzi w TERAZ…  TERAZ ma namiętny romans z sobą i siebie zapładnia… TERAZ jest Wieczną Matką rodzącą jedynie TERAZ.

Moje TERAZ już od jakiegoś czasu, paraduje nago w promieniach słonecznych po moim wnętrzu. Czasem udaje mi się tego nie schrzanić nadmiernym myśleniem o tym, co jutro, co wczoraj, co w kalendarzu i zegarku. To wszystko upomni się samo o siebie, a mnie udaje się zachować więcej energii w sobie… I tak rozmywają się ramy, dzień zamienia się w tydzień, godzina w dzień, miesiąc w rok, a okazuje się, że pomiędzy, w umownej rzeczywistości, upłynęły dwa dni… A doznań tyle, nawet przy minimalnym natężeniu spraw dnia, nawet jeśli nie ma w nim nikogo oprócz mnie, nawet (przede wszystkim) w odpowiednim towarzystwie, które też lubi nurkować w TERAZ.

PS tak się cieszę, kiedy mi się udaje! Genialny reset osobowości i jakże ważnych ważności z nią związanych… Warto było lata pracować, duchowy węgiel w kopalni przewalać, odór ciemnych spraw własnych odświeżaczem odpowiednim potraktować… Warto było. I to nic, że często mi się nie udaje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)