I znowu dałam się zrobić na kanapkę czasowi. Przedziwna
sprawa z czymś, czego przecież nie ma, a czemu z uporem maniaka ważności nadają
wszelkie kalendarze, zegarki, klepsydry… Gdzieś pomiędzy jedną datą graniczną a
drugą dochodzi do dziwnych transmutacji czasowych w umyśle człowieka, który
czeka na coś... Jak dziecko wypatrujące swoich urodzin, jak kochankowie
czekający na spotkanie, jak podróżnik przed wylotem gdzieś… Dni grają
tasiemcowe seriale z godzinami i ciągną się jak nieśmiertelna Moda na Sukces. I minuty bawią się w
ciuciubabkę z sekundami, czasem sekundy chcą w chowanego, a czasem minuty w
ganianego, a dni drwiąco się tym igraszkom przyglądają ze swej pozycji
monumentalnie powolnej. Ale nadchodzi ten dzień, ta chwila gdzie wszystko
wywraca się do góry nogami i huzia na Józia!
Rozpoczyna się samba, salsa,
dzikie bębnów dudnienie, a w ich rytmie podskakują dni, minuty i sekundy
zapominając, że przecież jeszcze przed chwilą inaczej tańczyły. I pędzą, i
skaczą, i jedna przez drugą, w parach, naprzemiennie, w sobie i obok siebie. I
tchu im brakuje, i w wirze tańca teraźniejszości gubią się kalendarzom,
zegarkom, klepsydrom, a tuż przed zniknięciem zdają się jęknąć sakramentalne
„chwilo trwaj, jesteś piękna”, a chwila im odpowiada: „nigdzie się nie
wybieram, zawsze jestem, zawsze trwam, zawsze jest TERAZ”.
TERAZ przechodzi w TERAZ…
TERAZ ma namiętny romans z sobą i siebie zapładnia… TERAZ jest Wieczną
Matką rodzącą jedynie TERAZ.
Moje TERAZ już od jakiegoś czasu, paraduje nago w
promieniach słonecznych po moim wnętrzu. Czasem udaje mi się tego nie schrzanić
nadmiernym myśleniem o tym, co jutro, co wczoraj, co w kalendarzu i zegarku. To
wszystko upomni się samo o siebie, a mnie udaje się zachować więcej energii w
sobie… I tak rozmywają się ramy, dzień zamienia się w tydzień, godzina w dzień,
miesiąc w rok, a okazuje się, że pomiędzy, w umownej rzeczywistości, upłynęły
dwa dni… A doznań tyle, nawet przy minimalnym natężeniu spraw dnia, nawet jeśli
nie ma w nim nikogo oprócz mnie, nawet (przede wszystkim) w odpowiednim
towarzystwie, które też lubi nurkować w TERAZ.
PS tak się cieszę, kiedy mi się udaje! Genialny reset
osobowości i jakże ważnych ważności z nią związanych… Warto było lata pracować,
duchowy węgiel w kopalni przewalać, odór ciemnych spraw własnych odświeżaczem
odpowiednim potraktować… Warto było. I to nic, że często mi się nie udaje!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)