czwartek, 28 marca 2013

O co chodzi?


Ale o co Ci tak NAPRAWDĘ Agnieszko chodzi? Czy ty WIESZ czego CHCESZ? Czy Ty naprawdę TEGO chcesz? No cóż… Jeśli mam być szczera to nie, nie zawsze wiem, choć generalnie to taka jestem pewna i zdecydowana, a nawet potrafię konkretem zaskoczyć. Jednak ostatnio coraz mocniej dociera do mnie, dlaczego Wszechświat przestawia mnie z kąta w kąt, raz coś dając, innym razem jedynie stawiając za szybką wystawy, innym razem zawieszając na kijku marchewkę, a ja jak ta kretynka gonię przez pół pustyni za czymś, czego tak naprawdę przecież nie chcę, a co wmówiłam sobie, że może jednak… I tak w kółko i obłędna karuzela nieuporządkowanych krzesełek mieli się i mieli, a turbiny raz na siebie zachodzą, innym razem zatną i ni centymetra dalej nie pójdą, póki się szanowny gość wiozący tyłek nie zdecyduje, czy on chce dalej jechać, czy może zsiąść, czy może stać w miejscu…

Nie dziwię się, dlaczego Wszechświat tak dziwnie realizuje moje „wizje”, fantazje, marzenia, pomysły… Jednego dnia bardzo czegoś chcę, dałabym się głodzić by idei bronić, widły w dłoń i hej, przed siebie! Ale gdy na horyzoncie pojawia się choćby najmniejszy element, który mógłby przeszkodzić w drodze na barykady… No… To może by tak zawrócić? No bo co jeśli nie ten mur się chce przeskoczyć? Co jeśli on jednak nie na moje możliwości? Co jeśli gdzieś mniejszy i do wzrostu mego niezbyt wysokiego dopasowany? No co jeśli? I wtedy Wszechświat zatrzymuje wielką turbinę, rozlega się zgrzyt, coś się zacina, coś zaciska, coś rdzewieje i nie chce ruszyć dalej. A wtedy buntuje się Agnieszka, że znowu komplikacje, że znowu coś jej się pieprzy w planie życia, że tak beznadziejnie. A sama sobie winna, bo namieszała, nakręciła, naśniła, namarzyła a teraz paraduje w masce pełnej lęku… No nic dziwnego, że Wszechświat prycha na mnie i miga mi swoim znikającym tyłkiem. Mówi: Ty się panno zastanów, czego chcesz, a ja idę się bawić z tymi, którzy już wiedzą. Szkoda mi czasu na niezdecydowanych.

Więc dość często siadam na dupie tak po prostu i patrzę na te wszystkie życzenia wysłane w kosmos i sama się sobie dziwię, jak nakomplikowałam sprawy, jak dziewica chcę ale się boję… Toć zwariować można! (I może dlatego tak bliska jestem szaleństwu…). I ojej, ale co to będzie jak się uda? No straszne przecież, prawda? No… Więc siedzę tak długo, aż się nie zacznę śmiać z samej siebie, ze swojego zacięcia, zakręcenia, pomieszania. A kiedy pojawia się jasność TAK tego CHCĘ, a temu już podziękuję, nawet jeśli coś zaczęłam…  I wtedy machina rusza dalej, a Wszechświat powraca do swobodnego przepływu. Bywa, że jasność umysłu powraca, opary szaleństwa opadają i wyłania się ścieżka, która przecież zawsze była, tylko jakoś rzucałam na nią co chwila chwasty myśląc, żem taka łaskawa i kwiatki sadzę…

Więc kiedy ogarnia mnie to dziwne swędzenie duszy, która znowu coś kombinuje, zamawia mgłę i znaki dymne jakieś mało skoordynowane wysyła w kosmos, siadam na tyłku i nie ruszam się dopóki śmiechu warte staną się te wszystkie wyczyny panny z mokrą głową. Naprawdę, potrafię samej sobie dostarczyć takiej rozrywki! Sama siebie potrafię genialnie sabotować. Niby czegoś chcę, niby…. Bo w chwili gdy otwiera się sposobność by po to sięgnąć, odwracam wzrok zlękniona, niepewna, bojaźliwa. A przecież wystarczy TYLKO i aż… oczyścić myśli, jak Kopciuszek ten groch przebierać, do skutku, do czystości, do jasności. I jeśli po drodze okaże się, że jednak coś nie dla mnie, będę miała na tyle odwagi cywilnej by siebie dłużej nie okłamywać. A jeśli właśnie TEGO CHCĘ będę umiała zawalczyć o swoje choćbym miała skoczyć w ogień. Jeśli me zamiary szczere, nie spali mnie, a jedynie podtrzyma wewnętrzny żar, przy którym i inni się ogrzeją…

2 komentarze:

Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)