Dobrze jest od czasu do czasu coś dla kogoś ugotować,
nakarmić ciało i duszę. Ostatnio gotowałam tylko dla siebie, co nie znaczy, że
gorzej czy z mniejszym zaangażowaniem. Nie. Ale dobrze jest dać komuś to, co w
sercu. Bo każde przygotowywanie posiłku jest ceremonią, medytacją, zabawą,
tańcem. Bez pośpiechu, z szacunkiem do tego, co ma być podane, co stanie się
dla kogoś energią na kilka godzin. Z czystym umysłem jak to tylko możliwe, by
żadna ciężka myśl nie przeszła do brokułów czy marchewek, które niewinnie
czekają na dalszy los.
Pamiętam jak moja Nauczycielka lomi, Danusia Adamczyk,
powiedziała: każdy ziemniaczek obieram z miłością i on się odwdzięczy dobrą
energią, kiedy go zjem. Miała rację. Jest ogromna różnica, kiedy obiera się
warzywa od niechcenia i machinalnie wrzuca do zlewu jak niepotrzebny przedmiot,
a kiedy delikatnie odkłada i spokojnie kroi, posypuje ziołami. Nie potrafię
powiedzieć gdzie tkwi ten magiczny „myk”, ale moje ciało bezbłędnie rozpoznaje
różnice. Dlatego coraz rzadziej jem w lokalach, czasem kawa czy ciastko.
Dlatego lubię gotować, piec czy przygotowywać surówki przy
ulubionych dźwiękach muzyki. Śpiewam, tańczę, uśmiecham się i zapominam o tym,
co działo się przed chwilą, co muszę załatwić, komu zapłacić, a kto ma mi coś
oddać. Jest tylko jedzenie i ja, starająca się wlać w posiłek jak najwięcej
pozytywnych emocji. Czy działa? Ci, co kosztują, mówią, że pysznie. Mam
nadzieję, że trawi się też spokojnie, a to, co dobre ładuje akumulatory.
A kiedy sama jem u kogoś, lubię zamknąć oczy przy pierwszym
kęsie, poczuć nastrój tego, kto przygotował strawę, usłyszeć jego muzykę,
zobaczyć co było w jego oczach, kiedy mieszał łyżką w garnku. I dziękuję za
każde ziarenko ryżu, liść sałaty, skrawek marchewki. Dziękuję wszystkim, którzy
przyczynili się do tego, że mogę jeść to, co zjadam. Od tych, którzy zasiali
ziarno, przez tych, którzy zebrali plony, stworzyli urządzenia, dzięki którym
można coś przygotować, po tych, którzy w finale stawiają przede mną posiłek.
Sobie też dziękuję.
Mój hinduski Nauczyciel udzielił
mi cennej lekcji: - Wszystko jest Bogiem. Patrz na świat takimi oczami. Jeśli
nie szanujesz jedzenia, twoje zdrowie też będzie marne. Żadne jedzenie nie
uczyni cię chorym. To myślenie o tym, że po zjedzeniu tego czy owego będziesz
się źle czuła to powoduje. Jedzenie jest tylko jedzeniem, a to ludzie zabijają
się dla smaku, a przecież ten nie daje energii. Energia znajduje się w
jedzeniu. A często coś, co jest mało smaczne okazuje się być najzdrowszym.
Dlatego pamiętaj, Bóg, którego widzisz gołym okiem, jest jedzeniem. Dziękuj za
to, co masz na talerzu. Bądź zawsze za to wdzięczna, bo to dar od Boga.
To zdaje się środowy wspólny obiad był u Ciebie - mniam:)
OdpowiedzUsuń