Nie planowałam tego urlopu w środku zimy. Widać Wszechświat uznał, że mi potrzebny i posłużył się komputerem by mi w tym pomóc... Laptop u lekarza. Ten niestety szybko stwierdził zgon... Wyjechałam więc w odosobnienie. Nie do obcego kraju. Nie do innego miasta. Sama we własnym mieszkaniu. Niby tak samo, a jednak inaczej. Kontakty ze światem ograniczyłam do minimum. Joga, obiad z przyjaciółką, spacer plażą wśród drzew, które przypominały mi zwoje zakończeń nerwowych, wśród nich ptaki już zapowiadają radośnie wiosnę. Wszystko odbywa się w ciszy. Nie mogę czytać, muzyka tylko taka, która otula i jest mało inwazyjna, żadnych obrazów, dodatkowych słów...
Zanim jednak zanurzam się w tej samotni czuję, że gniecie mnie najmniejszy pyłek kurzu. Przez kilka godzin sprzątałam, układałam, prałam, wyrzucałam. W końcu cisza w pełni zaakceptowała zaproszenie, a w takiej przestrzeni z radością się na dłużej rozsiadła spoglądając łagodnym wzrokiem na płomienie świec.
I myślałam przez chwilę o blogu, że go tak zostawiam w urwaniu, w ciszy niedzielnej, bez słowa zapowiedzi... I bardzo chciałam pisać, ale nie mogłam. Los sam zdecydował. Znowu nadałam czemuś znaczenie... Zbyt duże jak się okazało. A przecież wiadomo, że "dzisiejsze gazety wyścielą jutrzejsze kubły na śmieci"... Ego znowu uszczupliło się o kilka pawich piórek. Kolejny raz zostało upomniane, że nie jest centrum świata, na który wszyscy z uwielbieniem patrzą. Nie. Każdy patrzy głównie na siebie. Jesteśmy centrami własnych wszechświatów, a wszyscy dookoła są drobnymi, barwnymi fragmentami składającymi się na fascynującą różnorodność tego, co dookoła nas.
Niespokojny umysł wytrącony z codziennej rutyny, stara się za wszelką cenę zagłuszyć czystą ciszę. Zapraszam go na matę do jogi ale... On woli stawać na ringu, gdzie zapasy czas zacząć. Chwyta mnie niespodziewanie w mocnym uścisku, że czasem ciężko oddychać. Każe przyglądać się wszystkim myślom, czuć je, wierzyć w nie. Na chwilę zapominam o tym, że to mata do jogi, a nie do zapasów. I walczę, sapię, wiercę się niespokojnie. Tak... Bardzo łatwo o spokój umysłu, kiedy rutyna dnia jest doskonale znana, kiedy nic nie zaskakuje, kiedy wszystko jest na swoim miejscu. I wtedy świetnie się wymądrzać na temat "duchowych wyczynów". Życie szybko je weryfikuje...
Dlatego dla mnie tak ważna jest codzienna praktyka uspokajająca wzburzone neurony umysłu. To tak jak mycie zębów, twarzy, picie, jedzenie, wydalanie. To nie jest żaden "specjalny" czas. Nie, to element dnia codziennego, który zajmuje w nim czasem 5 minut, czasem parę godzin. Ale jest nieodłączną częścią rzeczywistości. Bez tego czuję, że czegoś brakuje, jakbym zapomniała ubrać spodni na spacer (co prawie mi się zdarzyło, tak się na cebulkę ubrałam... ;-)). Dla siebie nie widzę innego sposobu by nie wypaść za burtę w chwilach "burzy i naporu", jak takie codzienne, maleńkie kroki wygładzające fale umysłu. Tu nie ma urlopu.
Umysł o cechach niespokojnego zapaśnika będzie się starał strącić mnie z maty przy każdej okazji. Tylko od mojej kondycji zależy czy mnie pokona, czy może zamiast zapasów zachęcę go do spokojnego oddechu jogina. Tylko ode mnie zależy czy będziemy szamotać się ,czy trwać w bezruchu, pokoju, obserwując to, co się nam przydarza.
Cóż. Mam sporo siniaków, ale te szybko znikają w ciszy mojego coraz czystszego odosobnienia.
Zanim jednak zanurzam się w tej samotni czuję, że gniecie mnie najmniejszy pyłek kurzu. Przez kilka godzin sprzątałam, układałam, prałam, wyrzucałam. W końcu cisza w pełni zaakceptowała zaproszenie, a w takiej przestrzeni z radością się na dłużej rozsiadła spoglądając łagodnym wzrokiem na płomienie świec.
I myślałam przez chwilę o blogu, że go tak zostawiam w urwaniu, w ciszy niedzielnej, bez słowa zapowiedzi... I bardzo chciałam pisać, ale nie mogłam. Los sam zdecydował. Znowu nadałam czemuś znaczenie... Zbyt duże jak się okazało. A przecież wiadomo, że "dzisiejsze gazety wyścielą jutrzejsze kubły na śmieci"... Ego znowu uszczupliło się o kilka pawich piórek. Kolejny raz zostało upomniane, że nie jest centrum świata, na który wszyscy z uwielbieniem patrzą. Nie. Każdy patrzy głównie na siebie. Jesteśmy centrami własnych wszechświatów, a wszyscy dookoła są drobnymi, barwnymi fragmentami składającymi się na fascynującą różnorodność tego, co dookoła nas.
Niespokojny umysł wytrącony z codziennej rutyny, stara się za wszelką cenę zagłuszyć czystą ciszę. Zapraszam go na matę do jogi ale... On woli stawać na ringu, gdzie zapasy czas zacząć. Chwyta mnie niespodziewanie w mocnym uścisku, że czasem ciężko oddychać. Każe przyglądać się wszystkim myślom, czuć je, wierzyć w nie. Na chwilę zapominam o tym, że to mata do jogi, a nie do zapasów. I walczę, sapię, wiercę się niespokojnie. Tak... Bardzo łatwo o spokój umysłu, kiedy rutyna dnia jest doskonale znana, kiedy nic nie zaskakuje, kiedy wszystko jest na swoim miejscu. I wtedy świetnie się wymądrzać na temat "duchowych wyczynów". Życie szybko je weryfikuje...
Dlatego dla mnie tak ważna jest codzienna praktyka uspokajająca wzburzone neurony umysłu. To tak jak mycie zębów, twarzy, picie, jedzenie, wydalanie. To nie jest żaden "specjalny" czas. Nie, to element dnia codziennego, który zajmuje w nim czasem 5 minut, czasem parę godzin. Ale jest nieodłączną częścią rzeczywistości. Bez tego czuję, że czegoś brakuje, jakbym zapomniała ubrać spodni na spacer (co prawie mi się zdarzyło, tak się na cebulkę ubrałam... ;-)). Dla siebie nie widzę innego sposobu by nie wypaść za burtę w chwilach "burzy i naporu", jak takie codzienne, maleńkie kroki wygładzające fale umysłu. Tu nie ma urlopu.
Umysł o cechach niespokojnego zapaśnika będzie się starał strącić mnie z maty przy każdej okazji. Tylko od mojej kondycji zależy czy mnie pokona, czy może zamiast zapasów zachęcę go do spokojnego oddechu jogina. Tylko ode mnie zależy czy będziemy szamotać się ,czy trwać w bezruchu, pokoju, obserwując to, co się nam przydarza.
Cóż. Mam sporo siniaków, ale te szybko znikają w ciszy mojego coraz czystszego odosobnienia.
joga jest dobra na bolący kręgosłup hehe :D no a poza tym rytuały tez dają spokój szczególnie dziecią. tak zgon komputera może tyle dla nas dobrego zrobić :)
OdpowiedzUsuń