Za
20 lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego co
zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne
wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.
Mark Twain
Pierwszy
raz usłyszałam te słowa z ust podróżniczki i zdobywczyni KOLOSA - Kingi
Choszcz. Od tamtego czasu cytat do mnie powraca w różnych momentach mojego
życia. Jakby Kinga mi przypominała o tym, co ważne. W ciągu dwóch tygodni już
trzy razy na niego trafiłam. Czyli czas na zajrzenie w głąb siebie. Czyżbym o
czymś zapominała? Czegoś zbyt mocno się bała? Chciała się poddać?
Och,
cóż to było za spotkanie… To jedno z tych, które wstrząsa dogłębnie, wprowadza
w stan absolutnego zauroczenia, zachłyśnięcia, podziwu. To jedno z tych, które
sadzi nasionko zmiany i nigdy nie umiera. Byłam jeszcze na studiach (ile to już
lat, będzie z 8), pracowałam w Radiu Gdańsk, bawiłam się dźwiękiem jak umiałam
najpiękniej. Trwał akurat Jarmark Dominikański.
Przy
Zielonej Bramie, nieopodal Motławy, moją uwagę przykuło malutkie stoisko. Biały
stolik, obłożony książkami, ze wszystkich stron obklejony informacją w języku
polskim i angielskim „Autorka podpisuje książkę o 5-letniej podróży autostopem
dookoła świata”. Za stolikiem, na niewielkim krzesełku siedziała drobniutka,
młoda kobieta, mocno opalona, z ciemnymi długimi dredami na głowie i ciepłym
uśmiechem na ustach. Zaintrygowana podeszłam, ciekawsko przewertowałam pięknie
wydaną książkę „Prowadził nas los” Kinga & Chopin”. Urzekły mnie kolorowe
zdjęcia, które autostopowicze sami zrobili. Dyskretnie zerknęłam na cenę: 40zł.
W pierwszym odruchu pomyślałam – dużo. Uśmiechnęłam się do autorki i odeszłam.
W
mojej głowie zaświtała jednak myśl: chcę zrobić o tej kobiecie reportaż
dźwiękowy. Wróciłam. Kinga zgodziła się opowiedzieć o swoich podróżach.
Zwiedziła prawie cały świat. Prawie, bo została jej Afryka do której nie
dotarła, ale planowała wyjazd już w grudniu.
Spędziłam
z nią niesamowite dwa dni i jeden wieczór. Czas przestał istnieć, uciekł z
podkulonym ogonem gdzieś w głębiny globu... A ja siedziałam i słuchałam
zauroczona, podziwiając jej odwagę, ciekawość, pokorę. Dziś myślę, że zadawałam
naprawdę głupie pytania, choć ważne dla mnie na tamten czas. Dziś już inaczej
bym z nią pobyła…
Po
nagraniu nasze drogi się rozeszły, ale we mnie nastąpiła ogromna zmiana. Już
nie chciałam biec tak szybko, byle szybciej i na bezdechu... Miałam nawet
ochotę zostawić studia na rok i wyjechać z nią do Afryki. Niestety (a może
stety), wielu mi skutecznie odradziło, a ja dałam się przekonać kolejny raz, że
marzenia nie są ważne…
Po
roku dowiedziałam się, że Afryka zabrała Kingę na zawsze. Paskudna malaria
mózgowa. I pewnie by nie zachorowała, gdyby nie wykupiła od niewolniczej pracy
pewnej murzyńskiej dziewczynki...
Przez
pięć lat nie potrafiłam skasować jej numeru telefonu z pamięci komórki.
Zrobiłam to dopiero dziś po latach słuchając piosenki Sarah Mclachlan „Angel”.
Zrozumiałam, że Kinga nie odeszła. Żyje w opowieściach, w swoich książkach, na
fotografiach, w ludziach, tych, którzy stają na mojej drodze i mi o niej
przypominają i tych, których nie znam, ale może będzie mi dane poznać. I co
jakiś czas poznaję kogoś, kto gdzieś, kiedyś o niej słyszał, kogo
zainspirowała, porwała w nurt marzeń.
Dziwiła
mnie siła działania Kingi na mnie. Przecież tak naprawdę wcale jej nie znałam,
widziałyśmy się tylko te kilka razy w trakcie nagrywania reportażu. Dziś wiem,
że była odzwierciedleniem moich marzeń o tym, żeby wszędzie móc czuć się jak w
domu, o rozkoszowaniu się podróżami, życiu tu i teraz, chłonięciu każdego kęsu
życia, wtapianiu się w lokalne otoczenie, radości samego bycia w drodze. Dzielenia
się sobą i inspirowania innych do zmiany. I wcale nie trzeba wyjeżdżać na
koniec świata…
Dzięki niej uzmysłowiłam sobie, że biegnąc gdzieś bardzo
szybko, traciłam połowę przyjemności bycia tam dokąd zmierzałam. I pamiętam jej
słowa wypowiedziane tuż przed końcem naszego spotkania, a czego sens zaczynam
rozumieć coraz lepiej:
Dobrze jest mieć cel u końca podróży, ale w końcu to
podróż jest celem. Życie jest przygodą-odważ się na nią.
Więc
idę. Z plecakiem różnych doświadczeń przeżywam przeróżne przygody, często jadąc rowerem, lecąc samolotem, bez dróg na skróty, a czasem idąc
powolnym krokiem, żeby móc przyjrzeć się drodze.
:)
OdpowiedzUsuń