Kochana,
Ostatnio dużo się u mnie dzieje,
choć nic się nie dzieje. I chyba tak to już jest, że właśnie w bezruchu ruchu
moc. Nasza ostatnia rozmowa jedynie utwierdziła mnie w przekonaniu, że mniej,
znaczy więcej. Pamiętasz? Zadzwoniłaś podziękować mi za moją nową książkę, za słowa,
które w niej... Powiedziałaś, że dopiero teraz mnie poznajesz, że zawsze tylko
słucham, nie oceniam, jestem i dopiero teraz rozumiesz dlaczego właśnie w ciszy
zanurzona rozmawiam z Tobą. Milczenie też jest piękną odpowiedzią, ale nie
takie uparte, zawzięte, pełne dyskomfortu: Teraz będę milczeć i już. Nie…
Cisza, w której się wtedy znajduję jest przestrzenią otwartą na wszystko,
przestrzenią, która pochłania wszystko, z której wyłania się tylko to, co na
dany moment jest potrzebne. To cisza pełna życia, choć może ja nazbyt
żywotności wtedy nie wykazuję. To cisza zabierająca to, co zbędne, wypełniająca
po brzegi, które też się rozmywają bo tej ciszy żaden brzeg nie jest potrzebny…
Pamiętam Indie i ashram Milczącego Świętego jak nazywano tamtejszego mistrza… On po prostu
był. Siadał z nami w jednej sali medytacyjnej, a jego pojawienie się zmieniało
wszystko, choć przecież nic się nie działo. On po prostu wchodził, a wraz z nim
COŚ niosące w sobie WSZYSTKO. I nawet nie trzeba było otwierać oczu by upewnić
się, że on był. Nie opiszę Ci tego tak do końca, choć mnie często pytasz jak
dotrzeć do tego miejsca… Nie ma jednej drogi, jednej mapy, jednego pojazdu. To
tak jakby dać przepis na zakochanie się komuś, kto nigdy nie był zakochany.
Jakkolwiek będziesz próbowała opisać ten stan, poniesiesz klęskę. Każdy sam
smakuje życia i w odpowiednim momencie przychodzi doświadczenie albo nie.
Niczego nie przyspieszysz…
Ale skoro pytasz mnie jak to
jedyne co mogę Ci odpisać to, bądź cicha. Zamiast mówić słuchaj. Wyłącz swój
głos, poproś go na ławkę rezerwowych i zaproś na boisko uszy, które
niewidzialnym układem łączą się z sercem. I tam zostań. Nawet jeśli z kimś
rozmawiasz, słuchaj, ale nie tak grzecznościowo przytakując głową. Słuchaj
sobą, sercem, a umysł zostaw kilka kroków za sobą. Po Twoim wewnętrznym niebie
będą przepływały myśli, które bardzo by chciały zaczepić się o Ciebie, wbić
haczyk byś zareagowała na nie, stanęła w ich obronie, ruszyła na wojnę, trupy
za sobą zostawiała, po czerwonym dywanie szła zwycięsko dumnie prężąc zbryzganą
krwią wrogów zbroję…
I różnie będą Cię wabiły
bataliony myśli. Oj różnie. Przygotuj się na największe tortury, pokusy, testy.
Czasem przyjdzie do Ciebie cała armia myśli i w Tobie zacznie rozgrywać się
akcja Gwiezdnych Wojen… To nic przyjemnego, zapewniam Cię. Ale jeśli raz
przejdziesz przez to piekło, już więcej nie będziesz musiała. Mimo trawiącego
Cię ognia to i tak jest niczym w porównaniu z życiem, w którym każdego dnia
wierzysz fałszywym myślom, kiedy pozwalasz im rządzić, przylegać do Twojej
istoty jak wygodny płaszcz skrojony u światowych projektantów mody. Wiara w te
fałszywe fatałaszki niszczy Cię dzień po dniu jak najgorszy z nałogów. Wyżre Ci
wnętrzności i zostawi z przekonaniem, że musisz, że powinnaś, że nie wypada, że
masz być jakaś. Ale wystarczy, że powiesz NIE, STOP, że pozwolisz myślom jedynie
przepływać… Tak naprawdę to proste, choć uwierzyłaś tym, którzy mówili, że to
takie trudne i wymaga wędrówki na najwyższe góry…
Pytasz, to tym razem Ci
odpowiadam… Moja jedyna „rada”… Bądź ciacha. Zamiast mówić słuchaj… Aż pewnego
dnia zobaczysz nie otwierając oczu. I poczujesz, choć Twoje wszystkie zmysły
będą całkowicie wycofane. Po prostu „zakochasz się” i będziesz wiedziała, że to
jest TO. Ale w tak zwanym międzyczasie, bądź cicha… I choć nie wydostanie się z
Ciebie żaden dźwięk, Ty usłyszysz hałas, który ciężko wytrzymać… To
przygotowania wojenne Twojego umysłu, który zbiera najpotężniejszą armię… A Ty
nadal bądź cicha. Bądź. Czekaj. Jeśli przyjdą, wystarczy, że zrobisz… nic…
Potraktuj je jak bańki, które puszcza rozradowane dziecko w parku. Patrz jak
lecą wyżej i wyżej, jak rozwiewa je na wszystkie strony wiatr, jak pękają jedna
za drugą… Dziecko choć jest nimi oczarowane nie biegnie by je złapać wszystkie
i na powrót wtłoczyć w mydliny… Dziecko je produkuje i puszcza. Po prostu
puszcza i patrzy z błyskiem w oku jak znikają.
I choć nie zrobisz nic, wygrasz…
Wygrasz wolność…
I będziesz myślała, że zaraz
eksplodujesz, że już dłużej nie możesz się bronić, że którąś z myśli musisz
przyjąć bo inaczej oszalejesz, że COŚ musisz zrobić… Ale to też jest myślą…
Wszystko, co tak przychodzi, napiera, naciska, to myśl, której zależy na
jednym: pożreć kawałek Twojej wolności, nachapać się Twoją przestrzenią,
zacisnąć zimne szpony na Tobie i trzymać w swoistym dance macabre byś nie
pląsała taka wolna… Zauważ tę grę. Śmiej się do tych wszystkich myśli. Każda
jedna jest fałszywa. Nawet ta najpiękniejsza… Może zwłaszcza ona… W przestrzeni
ciszy nie ma chcę, kocham, nienawidzę, wybaczam, pragnę… Tam… Nawet nie
znajduje się tam, ona zawsze jest tutaj… I nie musisz jej szukać. Ona jest w
Tobie od zawsze. To tak jak ze słońcem. Przecież zawsze świeci, tylko czasem
pojawiają się chmury i na chwilę nie widzisz, ale czy to znaczy, że słońca nie
ma?
Wystarczy, że zrobisz kilka
kroków do tyłu, popatrzysz na płynące myśli i nie pozwolisz żadnej do siebie
przylgnąć, a nawet jeśli tak się stanie, zauważysz to i zdejmiesz z siebie jak
suchy jesienny liść, który spadł Ci na głowę…
Bądź cicha kochana… To wszystko
co mogę Ci napisać…
I zobaczysz. I
usłyszysz. I poczujesz. I zaśmiejesz się, że to takie proste…
Ściskam Cię
mocno i wierzę, że wygrasz tę wojnę, wcale na nią nie wyruszając…
A.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)