Czytam ostatnio książki Alexandra
Lowena. Zgłębiam coś czego nie sposób poznać do końca. Ludzie ciało i
mieszkające w nim emocje. Zatrzymuję się na chwilę nad fragmentem tomu Radość: Jako dorośli szukamy u innej osoby
spełnienia – szczęścia – zdradzamy samych siebie i niechybnie zostaniemy
zdradzeni i przez nią. Z drugiej strony, jeśli szukamy w sobie dobrych uczuć,
jeśli jesteśmy w kontakcie sami ze sobą, nie możemy zostać oszukani ani
wykorzystani. Nie zostaniemy oszukani, ponieważ nasze uczucia nie są zależne od
drugiej osoby, a nasz szacunek do samych siebie nie pozwoli nam zaakceptować
próby wykorzystania czy skrzywdzenia. Z takim nastawieniem wszystkie nasze
związki są pozytywne, ponieważ jeśli nie są, kończymy je. Osoby darzące siebie
miłością, o stabilnym poczuciu własnej wartości, nie są samotne ani same.
Nie szanowałam siebie. Nie
kochałam siebie. Zdradzałam, raz za razem. Oddawałam fragmenty duszy. Byłam tak
daleko siebie by być bliżej kogoś. I nie wiem dlaczego Bóg to wszystko tak
wymyślił. Dlaczego tak łatwo zapominamy kim jesteśmy? Dlaczego tak trudno to
sobie przypomnieć?
Było we mnie dużo dziur, które
chciałam zapełnić kimś. Mit o połówkach jabłka jest mitem naprawdę krzywdzącym.
Nie wierzę w to. Jest całe jabłko, które rośnie obok drugiego całego jabłka.
Nikt nie uczył mnie jak mam być sama z sobą. Po prostu być. Nie pisać, nie
pracować, nie spotykać się z nikim, nie śpiewać, nie jeść, nie oglądać filmów,
nie słuchać muzyki, nie chodzić. Po prostu być i nie potrzebować nikogo ani
niczego do tego by móc czuć błogość w ciele, by delektować się zwykłym
oddechem, by cisza umysłu rozsiadała się dookoła. To czego mnie nauczono, to
potrzebować kogoś by ktoś mi pomógł w czymś, załatwił coś, powiedział coś, dał
coś, uzupełnił coś we mnie.
Mogę się mylić w tym wszystkim,
ale chwilowo dobrze mi ze świadomością, że jestem całością, że niczego mi nie
brakuje, że nikt nie musi mnie uzupełniać, ani ja nikogo. Nie jestem niczyją
lepszą, ani gorszą stroną, ani nikt moją, bo jej nie ma. Jeśli staje ktoś
naprzeciwko mnie wzbogaca moje życie, dopisuje kolejne wersy, odsłania to,
czego nie dostrzegałam, rozjaśnia to co przyciemnione. Dzięki drugiemu
człowiekowi jestem niekończącym się księżycem w pełni. Poszerzam jedynie swoje
granice, które jakoś czuję, że wcale nie powinnam nazywać granicami. Owszem,
mam formę, ale prawda o człowieku wymyka się poza nią, nawet nie można
jej nazwać pełnią, ona jest wszystkim i wszędzie.
I kiedy nic się dookoła mnie nie
dzieje, zaczynam się zastanawiać, czy nie marnuję czasu, czy może nie powinnam
czegoś robić, pisać kolejnych książek, wymyślać projektów, robić CZEGOŚ. Umysł
panikuje. Wali od środka myślami, a każda jedna stara się zostawić bolesny
siniak i zmusić mnie do robienia czegoś. Tylko nie chcę. Jestem sama z sobą.
Nie rozmawiam z nikim bo i nie mam nic do powiedzenia. Nie ma we mnie tego
impulsu by zadzwonić, jeszcze nie. A kiedy się pojawia przyglądam się temu,
skąd on się wziął? Z poczucia nudy, osamotnienia, czy to naprawdę szczera chęć
PODZIELENIA się z drugim człowiekiem sobą, a wzięcia od niego kawałka
jego świata? Jestem szczera sama z sobą. Początkowo ta szczerość cholernie
boli, bo giną maile, milkną telefony, nie ma spotkań w kalendarzu. Ale kiedy
szczerość dochodzi do głosu, kiedy histerie umysłu słabną, nagle zaczyna się
oddychać głębiej, spokojniej i słychać wewnętrzną ciszę, której dobrze jest tak
jak jest. Bez rozpraszaczy. Bez zbędnej paplaniny. Bez tego że ty coś mnie, a
ja coś tobie. Postawiłam na jakość nie na ilość. Przede wszystkim na jakość
czasu jaki poświęcam ciału, sercu, duszy. Dopiero wtedy mogę wyjść do ludzi.
Mogę im dać najlepszą siebie, bo i samej sobie daję to, co najlepsze. Dziś
wiem, że szanuję siebie. Dziś wiem, że kocham siebie. Dziś CZUJĘ się całym
jabłkiem. I cieszę się tym, bo jutro wszystko się może zmienić ;-).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)