Po długim dniu wracam do mieszkania. Z pewną dozą niechęci,
bo noc zdecydowanie kusi mnie srebrną tarczą i migotliwymi iskierkami hen
wysoko, wysoko. Idę przyjemnie zmęczona. Trochę łez, trochę śmiechu, trochę
ciszy, trochę chaosu, trochę ludzi, trochę sama, trochę dnia, trochę nocy. Tak
dobrze. Równowaga zachowana. Choć tak naprawdę mimo że z ludźmi to jednak sama
z sobą, w sobie, gdzieś nurkuję głęboko i jakoś tak mi dobrze. Rozmawiam z
kimś. Czuję. Odbieram. Daję. Płynie. Ktoś mówi, że robi się głośno, a mnie to
jakoś nie przeszkadza, odcinam się od bodźców zewnętrznych i znika wszystko w
tłumie, w środku dnia. Nic nie wnika we mnie, wszystko zamiera, chwilowo
przejścia nie ma.
Wędruję plażą. Długo. Grzęznę w piasku i jakoś tak się
zaczynam niecierpliwić, że za wolno… Ale gdybym szła szybciej nie zauważyłabym
jak fale zaczepiają moje buty, jak odrobinki piasku przemieszczają się z
miejsca na miejsce, jak woda zmywa ślady czyichś stóp. Uśmiecham się do mojego
zniecierpliwienia. Na chwilę znika i znowu mogę iść lżejsza o plan i cel. I
mogę zapomnieć o tym, że się z kimś umówiłam na jakąś godzinę i że nie wiem czy
zdążę.
Wychodzę w tłum. W samo epicentrum dziecięcego szaleństwa.
Młody mężczyzna tworzy wielkie bańki mydlane. Przysiadam na skrawku chodnika i
zamieniam się w kolorową kulę. Pojawiam się nie wiadomo jak i skąd i… znikam w
odpowiednim momencie, po prostu pękam a drobinki wody zraszają dziecięce
dłonie. Jestem kolorową iluzją. Tęczowym złudzeniem. Zabawą oka. Grą słońca.
Odbieram maile. Wpada kilka wiadomości. Całkiem miły spam
LOTu i hasło reklamowe: Kurs jest jeden:
Zmiany na lepsze. Nie mam żadnych pytań… Nie stawiam oporu. Bo jak się tak
człowiek umęczy, wypoci, wychodzi to nie ma się ochoty na szarpaninę z życiem.
A życie patrzy wtedy na takiego umęczonego ale szczęśliwego człeka i mówi: no
nareszcie po prostu jesteś! Teraz mogę działać!
Ot prozaiczny dzień. Teoretycznie mało atrakcyjny. No bo
przecież nic się nie dzieje. No normalne życie. Bez szaleństw i fajerwerków.
Można i tak to odbierać… Jednak dla mnie to czysta magia. Życie jest szalonym
alchemikiem, a ja z błyskiem w oku obserwuję jak miesza tajne składniki
istnienia i tworzy to co jest…
Właśnie..., tak często zapominamy, że nawet zwykły szary dzień jest CUDEM, którego możemy doświadczać wszystkimi zmysłami... i cieszyć się nim póki jest, bo żaden następny nie będzie już taki sam. Ot, proza życia!
OdpowiedzUsuńOtulam Cię Agnieszko w swoje kolorowe myśli :)))
otulona i kolorowa cieszę się, że dziś czytam Twoje słowa :)
UsuńStrasznie fajnie, że potrafisz cieszyć się takimi drobnostkami! ;) Każdy dzień jest wyjątkowy, a Twój do tego jest bardzo atrakcyjny! Ale to zapewne przez to, że Ty jesteś taka wyjątkowa ;)
OdpowiedzUsuńKochana, to czekam na opis Twojego dnia, czy czujesz, czy widzisz, czy słyszysz...? :)
Usuńi ten zwykły alchemiczny dzień zamknięty w tej przepięknej bance mydlanej poleciał w świat :)))
OdpowiedzUsuńfajne zdjecie, cudne te bańki musiały być, jeszcze takich nie widziałam :))
bosssanova
kilka baniek pękło na mnie, miałam zatem czołowe zderzenie z iluzjami :) ślicznie :) i nawet udało mi się ich nie połknąć :P
Usuńczyli te cudowne iluzje rozbiły się o Twoją glowę:))))i moze wypełniły Cię kolorem tęczy :))
Usuńi nabiły guza :)))
Usuńco tam Twoj guz,podczas gdy one życie straciły w zetknięciu się z Tobą :P :D
Usuńbrutalna jestem, dla tych iluzji znaczy się :))
Usuń