Na wszystko, co w życiu dobre czasem trzeba poczekać długo,
czasem bardzo długo… A kiedy TO przychodzi… Mija tak szybko. Mrugnięcie.
Pstryknięcie placami. Może kilka oddechów. I kiedy TO przychodzi, przegapiasz... I Kiedy TO przychodzi, chcesz
zatrzymać, zapiąć mu pasy bezpieczeństwa, przykryć kołderką, uwiecznić na
zdjęciu, nagrać film. Zamknąć. Nadać temu formę. Nazwać słowami. Podpisy
odpowiednie złożyć, że już na zawsze, i że tak nam dopomóż Bóg… I zamiast
chłonąć TO co przychodzi, myślą zagłuszasz intensywność doznania. Myślą, która
w twe głębiny zarzuca wędkę by na haczyku wyłowić jakąś emocję. Wyłowiona
emocjonalna rybka miota się, szarpie, o życie walczy, skrzela nadyma, oczy
wytrzeszcza, chce na wolność, chce do wody, chce płynąć, chce czuć to wszystko
do czego została stworzona, do bycia wolną. Ale ty ją wyławiasz, patroszysz,
zjadasz. Czasem z ością się zmagasz. Puścić nie chcesz. Emocjonalna ryba już
dawno martwa, a ty ją jeszcze tłuczesz… Nie masz litości… Dla… Samego siebie…
Tak długo czasem trzeba czekać na miłość, a kiedy przychodzi…
Co z nią robimy? Dlaczego złote krążki od razu, przyrzeczenia i deklaracje.
Miłość tego nie potrzebuje… Miłość potrzebuje BYĆ. Miłość potrzebuje DAĆ. The
end. Koniec historii. Ale nie, gdzieś po drodze trzeba jej nałożyć garniturek,
dać odpowiednie dokumenty do wglądu, podłączyć serce do wykrywacza kłamstw,
poddać testom i może wtedy… No może wtedy… Ale miłość chce po prostu BYĆ.
Dlaczego to, co najprostsze tak komplikujemy? Myśl… Ona się pojawia… Pytanie co
z nią zrobisz. Jak głęboko pozwolisz jej zarzucić swoją wędkę i czy jeśli coś
wyłowisz pozwolisz temu przez siebie przepłynąć i odejść jak mgle o poranku…
Marzysz o wielkich rzeczach! Och jak marzysz! Ale do jasnej
cholery, czy potrafisz cieszyć się drobiazgami? Czy potrafisz cieszyć się
słońcem, morzem, smakiem, zapachem skóry, samym procesem oddychania, chodzenia.
Czy potrafisz cieszyć się z tego co dzieje się w normalnej codzienności, w
normalnym rytmie dnia, w normalnych czynnościach zawodowo-społecznych gdzie nie
ma fajerwerków (choć one tam są, tylko ty ich nie widzisz…)? Czy potrafisz
cieszyć się tym, co cię otacza? Fakturą, kształtem, kolorem? Czy potrafisz
cieszyć się komputerem, stołem, talerzem, krzesłem? WSZYSTKO żyje. Wszystko…
Czy czujesz życie w czymś co pozornie wydaje się martwe? Przegapisz! Tak dużo
przegapiasz! Więc jak chcesz potem cieszyć się tym wielkim? Jak chcesz to
ogarnąć? Jak ukochać? Jak przytulić? Jak duszę tym napełnić? Może zobaczysz
jedynie kontur, wielki cień. Może… Ale czy w tej wielkości dostrzeżesz ile
komóreczek buduje to, o czym tak marzyłeś? Czy zobaczysz ich niemą wibrację?
Czy wyczujesz radosne pulsowanie? Czy wywąchasz zapachy w bukiecie rozmaitości?
Marchewka nie jest równa marchewce. Wydaje ci się, że to to
samo warzywo. No jesz marchewkę. Ale to jest smak TEJ JEDNEJ marchewki, kolejna
po którą sięgniesz będzie miała coś nowego do odkrycia. Czy zauważysz? Czy może
przeżujesz mechanicznie, no bo przecież marchewka to marchewka i smakuje jak
marchewka… Więc nie ma się co wysilać… A to jedynie marchewka, a gdzie drugi
człowiek? Z minuty na minutę zmieniam się. Dostrzegam zmiany w tych, których
spotykam. Czuję. Zauważam je na tyle, na ile jestem uważna, na ile chcę
zobaczyć, na ile chcę usłyszeć, na ile chcę poczuć…
Kiedyś czekałam na wielkie rzeczy, umierać za nie chciałam,
a kiedy one nadchodziły nie umiałam się z nich cieszyć. Marzyłam o wydaniu
książki. Przyszedł TEN dzień. Oto JEST. I co? Weszłam do księgarni, dotknęłam,
uśmiechnęłam się, powiedziałam, ale super i… Poszłam dalej! Moi znajomi
cieszyli się bardziej niż ja. Tydzień po fakcie uznałam całą sprawę za niebyłą!
A pracowałam nad tym półtora roku! Cieszyłam się… jeden dzień… ale nawet nie
cały… Dziś czekam na kolejny TEN dzień. Dziś wiem, że kiedy zobaczę drugą
książkę na półkach zatańczę choćby po środku księgarni, kupię kwiaty i znowu
będę częstować ludzi na ulicy. Dziś cieszy mnie każde napisane słowo. Każda
litera. Każda kropka. Każda spacja. Bo przecież sztuka pisania i czytania nie
jest czymś oczywistym…
Na wszystko, co w życiu dobre czasem trzeba poczekać długo,
czasem bardzo długo… A kiedy TO przychodzi… Mija tak szybko. Mrugnięcie.
Pstryknięcie placami. Może kilka oddechów. Więc kiedy TO przychodzi wskakuję
całą sobą, wystawiam serce jako odbiornik, duszę jako naczynie i chłonę,
napełniam, pozwalam się temu przeze mnie przesypać i… Pozwalam temu odejść.
Kiedy kocham, uwalniam… i… to często do mnie powraca tak niespodziewanie…
PS A czasem mi się nie udaje i to też jest w porządku :-).
tak, widzę :) tak, potrafię cieszyć się drobiazgami, to coś, co w sobie lubię. oraz nie czekam (już) na rzeczy wielkie, a może inaczej - są rzeczy pozornie małe, które są dla mnie wielkie. ale to tylko kwestia tego, czemu/komu nadaję znaczenie.
OdpowiedzUsuńzamiast szarpania się z życiem, wybrałam łagodny jego przepływ. na ten moment.
monia
no właśnie... a często to nadawanie znaczenia w ogóle nie ma sensu :))
Usuńjust flow... :)
I like your style, I wish I could read your blog!!
OdpowiedzUsuńLove and light to you, have a fabulous day.
Thanks to you and Keith I have dream... to write blog also in English... Maybe one day...
UsuńWith love and gratitude :)