Lubię angielskie wyrażenie I SEE YOU (widzę cię). Po polsku
to już nie brzmi tak pięknie. I choć kocham bawić się polskimi słowami, to
jednak często te angielskie niosą więcej, nawet jeśli nie wszystko rozumiem, to
czuję na języku to, co pomiędzy znaczeniem. Nie wiem dlaczego, tak mam. A jeśli
jeszcze połączyć I see you z filmem Awatar to wiadomo o co chodzi… Jak
często patrzymy na siebie i po prostu widzimy tę drugą Istotę? Bo to już nie
chodzi o to, że patrzysz na kogoś, kogo znasz, kochasz, lubisz. Patrząc komuś w
oczy, w ciszy, spokoju fal, które dookoła was krążą, widać więcej, głębiej. Bez
myśli, bez ocen, bez oczekiwań co się wydarzy dalej. W spokojnym oddechu, oczy, które opowiadają swoje historie w milczeniu. Każde mrugnięcie
przybliża nas do siebie, aż w końcu dotyka się tego, co na co dzień
niedotykalne. Znika to, gdzie się siedzi, to, co za oknami, to w co kto jest
ubrany, jakie ma włosy, jak układa usta i czy marszczy czoło czy nie. Jest
niekończący się ocean, w którym dochodzi do rozpoznania, a po nim… Po nim nie
ma już niczego, nawet rozpoznanie się rozmywa i staje nieistotne w obliczu
tego co jest i czego nie ma…
Często przechodząc obok lustra, przystaję i patrzę sobie w
oczy. Jestem zaciekawiona tym, co spoczywa na ich dnie. Jeśli wytrwam
odpowiednio długo, przedrę się przez las z trollami, goblinami, strzygami, wychodzę
na łąkę, w której można odpocząć. Ale i ona po chwili znika, tak samo jak moje
ciało, świat zewnętrzny, a nawet ten wewnętrzny. Powracam z tych „widzeń”
zregenerowana, ugładzona, ukochana przez przestrzeń, w której gościłam. Czasem
jedynie w przelocie kieruję w stronę lustra I
see you. Odpowiada mi promienny uśmiech i już raźniej iść przed dzień.
Widzieć kogoś naprawdę to nie porównywać go do innych. Och,
ten twój chłopak to taki podobny do tego aktora, a ta dziewczyna to przypomina
mi moją przyjaciółkę z dzieciństwa. A ten nowy mężczyzna to jakiś taki podobny
do tego poprzedniego, no coś ma takiego, od nosa do ust, co tamten, a od nosa
do oczu to nie wiem. Widzieć kogoś naprawdę to zachwycać się nim za każdym
razem od nowa. Nie ma takich samych spotkań. Jeśli się dobrze przypatrzeć, to
można uchwycić zmianę w chwili, kiedy następuje, jak dzień żegnający się z
nocą, łagodną falą, bez pośpiechu, a jednocześnie tak szybko, że ledwo
zauważalnie. Zawsze znajdzie się coś nowego, nawet jeśli nie ogarniam całości,
dostrzegam te drobiazgi, których nie było, albo zmalały, albo zniknęły całkiem.
Widzieć kogoś naprawdę to zamknąć oczy i wejść w pole, które milcząco wysyła
informacje. Bez słów, bez gestów. Wszystko zawiera się w czuciu. Nie są
potrzebne pytania, jak ci minął dzień, co u ciebie, co czujesz. Wystarczy
widzieć kogoś naprawdę...
I see you…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)