piątek, 25 stycznia 2013

Im mniej, tym więcej...


- A czy to nie jest tak, że pozbyłaś się tylu rzeczy, masz spokój wewnętrzny, ale tak naprawdę boisz się nadmiaru? – takie pytanie ktoś mi zadał. W odpowiedzi uśmiechnęłam się, przyjmując i taką wersję wydarzeń. Na ten moment dobrze mi w minimum. Nawet przyjaciółka ostatnio powiedziała, może po prostu nie potrzebujesz więcej pieniędzy i stąd dostajesz tyle ile masz dostać. Prawda. Bo i na co miałabym je wydawać? Na jedzenie? Jem tak prosto, że aż się sama sobie dziwię (gdzie uwielbiam gotować…), wystarcza mi kasza gryczana z marchewką, sok, albo surówka… I tak od miesięcy, monotonia? Dla mnie często poezja smaku, w końcu wiem jak smakuje pojedyncza marchewka, ziarenko ryżu czy liść sałaty! No to może na podróże? Na razie, postoję, przyjdzie dzień, poczuję, znowu wyruszę. No to może na ubrania, kosmetyki, meble? Naprawdę? Nie, dziękuję, chętnie coś jeszcze oddam. Nie podążam za modą, zapachy, kremy, upiększacze mam w wersji minimum, a i te milkną, gdy wchodzi natura, która też sobie świetnie radzi w damskiej toalecie. Wyposażenie mieszkania, które nie jest moje, też mnie jakoś nie kręci, zajmuję kawałek podłogi, gość ma na czym usiąść, ja przy czym pisać i jeść. Ciągle za dużo… To wystarczająco by żyć, by czuć szczęście bez tego wszystkiego, co mogłabym mieć, a nie mam.


Miałam w nadmiarze wszystkiego. Chciałam więcej. Dostawałam, chciałam jeszcze więcej. Im więcej miałam, tym większą dziurą zionęło moje wnętrze. Dziś tak mam, może jutro zapragnę rzeczy materialnych? Nie wiem. Pamiętam minę znajomej, gdy dawałam jej całą reklamówkę biżuterii. Myślę, że była tam niezła sumka. Niektóre wcale nie były noszone, ale były w mym posiadaniu, bo przecież fajnie mieć. Oddałam bez żalu, a kiedy to zrobiłam poczułam lekkość, której nie sposób wycenić.

Czytałam gdzieś, że nie sztuką jest oddać coś, co tak średnio nam pasuje. Sprawdź co się dzieje, gdy oddajesz coś, czemu nadajesz znaczenie, co jest twoim talizmanem, twoim „skarbem”, który zabrałbyś na bezludną wyspę. Uwolnij to. U mnie były to książki. Miałam kilka perełek wypieszczonych, wywąchanych i takich do których dusza przyrosła. W końcu i te uwolniłam. A nawet jeśli jakieś skarby jeszcze dziś na mej półce się ukrywają w nadziei, że im ujdzie na sucho, przyjdzie dzień, kiedy i one powędrują w odpowiednie ręce by moje pozostały puste, jak te, z którymi przyszłam na świat.

Otaczają mnie przedmioty, patrzę na nie, korzystam z wdzięcznością, nie nadaję znaczenia. Otaczają mnie ludzie, patrzę na nich, spotykam się, cieszę ich towarzystwem, chłonę, a potem idę w swoją stronę nawet jeśli chciałoby się do kogoś przykleić… Ciągle na nowo przypominam sobie, że te najważniejsze rzeczy dzieją się między mną a NIM, nawet jeśli chwilowo pamięć zawodzi.

Z iluzji w iluzję, w pułapki w pułapkę, przez życia, toczy się koło. Czy się kiedyś zatrzyma? Może tak, może nie, na razie mam inne sprawy na głowie. Zajmę się nimi, a Wszechświat odsłoni przede mną odpowiedzi w odpowiednim momencie. Albo i nie ;-).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)