niedziela, 27 stycznia 2013

A w ciele brzęczy...


Budzę się, zanim zdążę na dobre zasnąć.To już druga taka ciekawa noc. Ciałoczuła. Duszowrażliwa. Zmysłoaktywna. Leżę. Obserwuję wewnętrzny ruch w ciele, na który złożyło się wiele ostatnich aktywności. Joga, marsze, automasaż, aktywna praca, taneczne podrygi wśród czterech ścian, a nawet bezruch… Ciała zaczyna ubywać, a w miejsce tego, co było, wkracza pulsująca przestrzeń nowego. Tej nocy bardzo namacalnie ją odczuwam…


Jakby jedna komórka z dużego palca u stopy, postanowiła wybrać się na spotkanie z tą z czubka głowy. Biegną do siebie radośnie niczym para ukochanych po tygodniach rozłąki. Tyle mają sobie do opowiedzenie, wymilczenia… I kiedy prawie łączą się w miłosnym uścisku, trafiają na przeszkodę w okolicy moich lędźwi i pachwiny. Wyciągają więc maleńkie młoteczki i zaczynają rozbijać blokadę. Miarowo, spokojnie, raz za razem, aż za którymś uderzeniem wybijają maleńką szczelinę. I już prawie mogą się dotknąć maleńkimi dłońmi, ale same jeszcze są za duże by się przecisnąć. Więc z cierpliwością świętego, dalej drążą skałę w ciele, która stoi im na drodze.

Nie mają do mnie żalu, że taka duża i przesłaniająca im wolność. Ja nie mam żalu do nich, że chcą ją rozbić. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że prędzej czy później ich maleńkie młoteczki zrobią swoje, że wszystko się musi skończyć. Tak czy inaczej...

Więc tuż przed trzecią w nocy, podziwiam ich wytrwałość. W lepkiej ciemności, w towarzystwie maleńkiej świeczki, obserwuję ich zdeterminowaną pracę. Dwie maleńkie komóreczki, a robią tyle hałasu… Uderzanie ich młoteczków niesie się pulsującym echem po całym ciele z naciskiem na prawą stronę, która staje się jakąś dziwną tubą, rowem, kanałem. Jeszcze tylko ciut i nastąpi pełne przebicie. Bank zostanie zdobyty, a wolność temu, co w nim, zwrócona. To nic, że boli. W końcu tu powstaje nowe życie. Tu dociera miękka miotełka świadomości, która robi swoje, sprząta, nabłyszcza i dzięki jej pracy kawałek wewnętrznego arrasu ciała może ogrzać się w jej świetle. Moim jedynym zadaniem jest być i oddychać, mimo wszystko. Czasem uciekam świadomością w dalekie kraje, przysiadam na cudzych plecakach i wędruję z nimi, na chwilę zapominając o przygodach własnego ciała, a pozwalam by pochłonęły mnie inne. Pomaga tylko na chwilę. Czas wrócić i dać uwagę temu co jest. Znajduję na kawałku pożyczonej podłogi możliwie wygodną pozycję. Leżę. Czekam. Tak by nie przeszkadzać pracowitym komóreczkom. 

Zastaje mnie spokojny, łagodny świt. Nowy dzień zaprasza mnie do wspólnej zabawy. Zgadzam się i włączam do ruchu. To, co było w nocy, już jest przeszłością. Minęło tak naturalnie, jak się pojawiło. Zabawa trwa dalej. Czas ruszyć w zaśnieżony las. Tam, kolejne przygody, nowe opowieści schowane. Co się dziś odkryje, a co przeoczę we śnie lunatyka?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)