Dzisiejsza kawa, w nowym kubeczku od przyjaciółki,
uświadomiła mi, że obudziłam się do innego spojrzenia na śnieg i szybko chylący
się ku zachodowi dzień. Pod białą kołderką śpi życie, które już niedługo
wybuchnie z mocą, której nic nie powstrzyma. Krótkie dni przynoszą długie noce
i niekończące się szczere rozmowy z tym, co ciemne, zgniłe, przerośnięte,
stare, czekające na pożegnanie.
Obudziłam się do nowej jakości ciszy i choć dookoła tyle
dźwięków to one znikają, kiedy tylko zamykam oczy, albo wpatruję się w ciepły
płomień świecy.
Obudziłam się dla nowego dnia, wypełnionego świadomym
oddechem, który prowadzi do dotlenienia całego ciała i zwiększonej aktywności
mózgu.
Obudziłam się by pożegnać sny, gdzie Mick Jagger bardzo
chciał być moim kochankiem, a ja wolałam badać z pewnym lękiem papieskie
piwnice i ciasne przejścia, by w końcu usłyszeć stłumione rozmowy o tym, jak
ważne jest utrzymanie tajemnicy, że Jan Paweł II żyje. I kiedy już miałam
nacisnąć drzwi, za którymi czekała na mnie pulsująca Tajemnica, otworzyłam
oczy, spragniona wody.
Obudziłam się do nowej jakości relacji, gdzie
powierzchowność już mnie nie zadowala i szkoda mi na nią czasu.
Obudziłam się do mówienia TAK, gdy czuję, że to jest to
słowo i nie bać się NIE. I że jeśli ktoś mi mówi NIE to nie znaczy, że mnie nie
kocha, nie szanuje i nie chce się ze mną spotykać, tylko ma po prostu inne
zdanie na temat jakiegoś zagadnienia, a nie mnie samej. NIE nie dotyka już mojej
osoby, nie wchodzi w serce i nie sieje spustoszenia, nie produkuje litrów łez. NIE
jest nie i idziemy dalej. Nawet jeśli przez chwilę wskoczy stare myślenie, szybko
przychodzi wiatr, rozwiewający chmury nabrzmiałej iluzji.
Obudziłam się do innych smaków, które nie muszą już pieścić
zmysłów, a dawać porządną dawkę energii ciału, które chce się rozwijać,
rozluźniać, przekraczać granice sztywności.
Obudziłam się do prostoty tego, co jest, gdzie ilość nie
znaczy jakość, a im mniej tym więcej przestrzeni we mnie, ale też tej dookoła,
w której rodzą się kreatywne pomysły.
Obudziłam się, ale jednak czasem zasypiam, zapominam, gdzieś
umyka mi trzeźwość, a kiedy sobie to uzmysławiam, jest już kilkanaście minut po
fakcie, a co za tym idzie, przegapiłam COŚ. I czasem na granicy trzeźwości i
upojenia kupuję sobie i przyjaciółce w księgarni książeczkę "MEDYTACJE dzień po
dniu", która okazuje się być poradnikiem duchowym dla osób uzależnionych od
środków zmieniających świadomość. I jak czytałam poszczególne medytacje, jakoś
niczego dziwnego nie zobaczyłam w haśle Program, trzeźwość, uzależnienia. Dopiero później zostałam "uświadomiona" i pękałam ze śmiechu. Ale
czymże różni się osoba uzależniona ode mnie sprzed kilku lat? Dziś Programem
jest dla mnie codzienna medytacja i nowe, pozytywne myślenie, a trzeźwość to
życie w Tu i Teraz, bez zagłuszania jakiejkolwiek cząstki mnie.
Obudziłam się i czasem nie potrafię zasnąć, a jak śpię, budzę się po kilku godzinach w środku nocy, wyjątkowo aktywna. A w tym nocnym obudzeniu ciało odpoczywa w bezruchu ciesząc się wewnętrznym ruchem.
Obudziłam się do bycia w samotności i wcale nie czuję się
osamotniona.
Obudziłam się do miłości, choć nie potrzebuję kochanka u
boku, ani nawet Micka Jaggera. Wystarczy mi to, co mam, a mam to, co
najważniejsze, SIEBIE.
Ta książeczka to najfajniejsza "pomyłka" jaka ostatnio mi się trafiła:)
OdpowiedzUsuń