piątek, 23 listopada 2012

Love story


 Mądrzy ludzie mówią, że zrozumienie zaczyna się od czekania i patrzenia. Zatrzymuję się po wczorajszym pędzie. Wolno, wolniej, jeszcze wolniej. Dziś moim ulubionym kumplem jest ślimak. Fajnie nam się idzie obok siebie. Słucham jego historii. Mówi wolno, wyraźnie. Trochę się żali, że mało komu się chce z nim wędrować. Jakoś ludzie nie mają cierpliwości. Dziś mam dla niego czas, tak jak w dzieciństwie miałam dla jego przyjaciół, kiedy z uporem maniaka zbierałam ich na każdej wyprawie z dziadkiem nad Wisłą. Rozpełzały się później urodziwe winniczki po babcinym ogródku i plotkowały z piwnicznymi ślimakami i dziwiły się, że one nie mają domków jak one i że są inne, i że tak też można.

Po misji badawczej chowały się w swoich domkach i zapisywały obserwacje w maleńkich zeszycikach: - Nie wszystko jest takie jak się wydaje. Nie każdy wygląda tak jak my. Nie każdy lubi sałatę, są osobniki wolące ziemniaki. Niektórym nie jest potrzebna do szczęścia muszla, wystarczy chłodna piwnica. Świat widziany innymi czółkami też jest ciekawy.

Chłodnawo tak w wolnym tempie, więc rozpalam ognisko, by cieplej…
Dziś mój kumpel winniczek wyciągnął stary maleńki album i pokazał mi zdjęcie biedronki. I zaczął swoją opowieść: - To moja ukochana… Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz? Myślisz, że ślimak nie może się zakochać w biedronce? No to już ci mówię, właśnie, że może! Doskonale pamiętam dzień, w którym zobaczyłem ją po raz pierwszy. Przysiadła na mojej skorupie. Tak po prostu. Akurat pracowałem w środku nad rozprawą o różnych modelach spirali muszlowej, kiedy usłyszałem cichy szelest i poczułem, jak coś opada na mój dom. Miękko, z gracją. Nie był to liść ani inna część natury. To coś miało serce! I biło! Jakby pukało do moich drzwi. Nie spodziewałem się gości. Wystawiłem ciekawo głowę i zobaczyłem ją… Jeszcze miała skrzydełka lekko rozłożone, a blask czarnych kropeczek olśniewał moje oczo-czułki. Była zjawiskowa! Wszystkie procesy życiowe spowolniły, a przecież u mnie to i tak działa wolno, więc wyobraź sobie co się ze mną działo… Nie mogłem się ruszyć. Bałem się, że kiedy wystawię całą nogę, ona się wystraszy i odleci. Chciałem żeby ta chwila trwała wiecznie, żeby ktoś nas tak zamroził i przechował na kolejne epoki.
- Cześć, jestem siedmiokropka – odezwała się niespodziewanie – dlaczego tak mi się przyglądasz? Biedronki nigdy nie widziałeś?
- Wybacz piękna pani – jęknąłem siląc się na szarmanckość – nie zwykłem, że ktoś siada na moim domku, gości też nie mam zbyt często.
- Och, to musi ci być bardzo smutno samemu?
- Nie myślałem o tym nigdy. Jest jak jest.
- Ale tu dookoła tyle świata, nie chcesz go zobaczyć? Chodź, pokażę ci!

I zanim zdążyłem zaprotestować, że nie mam ochoty na wędrówkę, już byliśmy w drodze.
- A teraz skręć tu, o tak, pod ten wielki liść łopianu – widzisz, jak tu pięknie!? I powąchaj tę trawę! Jakże ona słodko pachnie! I dotknij jej, tak, nie bój się, przecież cię nie ugryzie. Poczuj to całym sobą. O, choć tu, i tu, i tam jeszcze, ale tu już musisz wejść koniecznie! – była taka podekscytowana pokazując mi okolicę. Postanowiła nie używać skrzydeł w tym czasie. Siedziała na mojej skorupce i tak razem podróżowaliśmy całymi godzinami, a ja ze zdziwienia przecierałem oczy i choć noga bolała mnie od zrobionych dziennie metrów, nie narzekałem. Byłem oszołomiony światem, który mi pokazywała. Sam nie wiem kiedy, staliśmy się nierozłączni. I nie wiedziałem jak mogłem żyć bez niej tyle wiosen.

Aż pewnego dnia zjawiła się stonoga i wszystko popsuła. Ale i ona była częścią tego planu…
- A co tu się wyprawia?! – krzyczała tak głośno jakby każda z jej nóg miała otwór gębowy i wyrażała swoje oburzenie. – Czy wyście już całkiem poszaleli? Kto to widział, biedronka i ślimak! Toć to niedorzeczne! Wbrew naturze! Szokujące i karygodne!
- Odejdź! – błagaliśmy. – Ty najwyraźniej nic nie wiesz o miłości!
- Jakiej miłości! Ślimaki kochają ślimaki, biedronki inne biedronki. Sprawa jest prosta. Co inni powiedzą!
- Ale my mamy inaczej i już. Odejdź jeśli łaska!

W końcu podreptała, zostawiając nas samych. Mamrotała coś jeszcze pod nosem, że skandal, że złoży zażalenie do sił natury, że tak sprawy nie zostawi. Wiele sobie z jej gadania nie robiliśmy, choć chyba tylko na mnie to nie zrobiło wrażenia. Siedmiokropka zaczęła przygasać. Mówiła, że wszystko jest w porządku, że nie ma się czym martwić, że nadal mnie kocha i przecież taka stonoga głupoty tylko gada. Ale już wiedziałem swoje… Zaczęła odlatywać najpierw na kilka minut, potem godzin, a raz nawet zniknęła na cały dzień. Mówiła, że potrzebuje czasu w samotności, żeby pomyśleć, że to takie babskie rozterki i woli je w lataniu w głowie przeanalizować. Aż pewnego dnia wróciła. Nie była sama. Leciał z nią on. Taki sam jak ona. Miał osiem kropek. Czerwone skrzydełka. Lśnili niczym dwa jastrzębie na niebie. I nawet się nie zdziwiłem kiedy mi powiedziała:
- Skarbie, poznałam kogoś. On jest taki sam. Zrozumiałam, że jesteś inny. Nie udałoby się nam… To za trudne dla mnie. - Zanim odleciała przysiadła na chwilkę na mój domek i szepnęła - Nigdy cię nie zapomnę…

Czy złamała mi serce? Nie. To, co z nią przeżyłem zmieniło mnie na zawsze. Dotknęło, przeobraziło, wstrząsnęło tak mocno, że czuję jedynie wdzięczność. Taka miłość nie zdarza się często i przeważnie jest skazana na porażkę. Ona pojawia się tylko żeby zapłonąć ogniem, który może strawić cały las i łąkę i domostwa. Pali to, co stare, a kiedy się kończy, otrząsasz się z popiołów i uformujesz na nowo. Dostajesz drugą szansę. Dziś wiem co miały na myśli dawne ślimaki, które spisały mądre słowa w małych księgach: że zrozumienie zaczyna się od czekania i patrzenia, że nic nie jest oczywiste, że czasem innymi oczami widać więcej i warto w nie spojrzeć, nawet jeśli potem wszystko zamienia się w popiół.

Zadumałam się nad ślimaczą opowieścią. Była tak dziwnie podobna do tych ludzkich, które już słyszałam. Żegnamy się. Ognisko już zgasło. Został po nim jedynie szary pył. Ciekawe co się z niego narodzi. Może inny ślimak opowie mi o tym, przy innym ognisku, innym razem...

3 komentarze:

  1. przeczytałam opowieść ślimaczą...wzruszyłam się..trochę smutne zakończenie....musiało się tak skończyć..? hm....skrobnęłam kilka słów na emaila wczoraj....:-) miłego dnia:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czy musiało? nie wiem, ale czasem takie zakończenia dają najwięcej w rozwoju własnym... :)
      PS a ja odpisałam :-)

      Usuń
  2. ciągle myślę o tym ślimaku...:-)
    PS...też odpisałam:-)

    OdpowiedzUsuń

Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)