sobota, 27 października 2012

Zmiana kierunku


Nikt nie mówił, że będzie łatwo.

Jak może być skoro rezygnujesz z tego, co znane, obwąchane i oznaczone? Tyle dni szedłeś tą samą drogą, znasz na niej każdy kamień, nierówność i zakręt. Możesz ją przejść z zamkniętymi oczyma. Nic cię nie zaskoczy. Wewnętrzny autopilot włączony. Sam nie wiesz kiedy stajesz, rozglądasz się dookoła i masz dość tego, co widzisz. Zaczyna cię to dusić, męczyć, nudzić. Myślisz, że to chwilowe, że minie, ot kaprys, przemęczenie. Krótki urlop powinien załatwić całą sprawę. Wybierasz się w góry, nad morze, w tropiki, gdziekolwiek byle już nie robić dzień w dzień tego samego. Zabierasz z sobą zeszyt, zwykły w kratkę. I pióro, takie tradycyjne, na atrament. Jeszcze nie wiesz dlaczego, ale wiesz, że musisz zabrać akurat ten zestaw. Co ci szkodzi? Dziwisz się, w końcu od tylu lat niczego nie napisałeś. Przecież nie da się z tego wyżyć… 

 I jedziesz, tam gdzie masz pojechać. Wynajmujesz mały 
drewniany domek, tylko dla ciebie. Chodzisz na spacery to tu to tam. Dobrze ci tak z wolnością niezaplanowanego dnia. Pewnego razu przysiadasz na przydrożnym kamieniu, wyjmujesz kanapkę, a twoja ręka napotyka po drodze na coś twardego. Wyjmujesz zeszyt, już prawie zapomniany. Po raz kolejny dziwisz się, po co on tu z tobą tak na tym kamieniu… Kładziesz go na kolanach, gładzisz z sentymentem. Kiedyś chciałeś napisać w nim tyle pięknych słów. Czy jeszcze mieszkają w tobie? Wyjmujesz pióro, odkręcasz, przyglądasz się błyszczącej stalówce, wydaje się gotowa do pracy, choćby tu, zaraz, teraz, od razu. Kreślisz niezdarnie pierwszy bazgroł, na pierwszej stronie. I nagle wszystko dookoła zamiera, staje się bezgłośne, bezsmakowe, bezwonne. Podnosisz głowę zaciekawiony co się stało? Zszokowany stwierdzasz, że dzień chyli się ku końcowi, a ty nie masz pojęcia co się z tobą działo przez kilka godzin. Patrzysz na kolana, gdzie ten zeszyt spoczywa, a w nim strony równo zapisane. Podnosisz dłoń, przyglądasz się jej podejrzliwie. Czyżby to jej sprawka? Świat powoli zaczyna tętnić życiem. Wszystko wraca do normy, a do ciebie dociera co się właśnie stało. I już wiesz, że od tego nie ma odwrotu. 
Tu, na tym kamieniu, zapadają decyzje, które już na zawsze zmienią twoje życie.


Wracasz z urlopu, żegnasz się ze znajomym chodnikiem. Z ulgą idziesz nim ostatni raz. Teraz nowa ścieżka się pojawia, a na niej schody, schodeczki, stopnie, podeściki, a czasem po płaskim, a czasem to już nic nie widać po czym się idzie. To nic, naprawdę to nic. Dla odwagi ściskasz do serca książkę, na której twoje nazwisko i twoje słowa w środku.

Nikt nie mówił, że będzie łatwo, mimo lęku wchodzisz w mgłę. 
Otula Cię troskliwie. 
Jesteś bezpieczny...

2 komentarze:

  1. To tak jakbysmy choc raz w zyciu sprobowali wejsc pod gore tylem, poslizgac sie na sligawce na skarpetkach, zalozyc buty na odwrot, co dzieciom czesto sie zdarza. A tak wlasciwie to czemu nie?! Dopoki nie wyjdziemy z kregu nawykow nawet nie wiemy ze tym nawykiem dzien marnujemy. Pozdrawiam cie goraco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, a czemu nie?!
      Równie gorąco pozdrawiam :)

      Usuń

Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)