I nastroiło mnie dziś niebo optymistycznie. Akurat znaku wypatrywałam. W duszy pytałam, co robić? Jak żyć w chwili zwątpienia? I dało mi niebo odpowiedź. I przypomniało co ważne... Że pisanie gra mi w
sercu i grzechem rezygnować z tej melodii.
I lekko mi się zrobiło na duszy, choć ranek z ciężką głową
mnie przywitał. Przywiązałam sobie do nogi ciężkawą kulę i tak sobie z nią
szłam koślawo. Wtem zorientowałam się, że coś mnie ciągnie, coś spowalnia marsz, rozciągać się nie
pozwala. Więc odcięłam te liny nożyczkami i zapragnęłam poszybować dużo dalej, unieść
się poza tym, co ogranicza.
Nikt nie dotyka jak ja.
Nikt nie przytula jak ja.
Nikt nie mówi kocham tak jak ja.
Nikt nie ma takich linii papilarnych jak ja.
Nikt, ale to nikt nie może być mną.
To dlaczego próbowałam być kimś innym?
Wciskałam się w sztywne uniformy, które gryzły ciało. Spychałam marzenia gdzieś, gdzie umierały z głodu i wyczerpania. (To naprawdę przedziwne, że nie mamy jeszcze w policji wydziału do spraw zamordowanych marzeń. Otrzymałabym surowy wyrok bez możliwości warunkowego zwolnienia).
Przez tyle lat w lustrze
przyglądałam się wielu osobom, widziałam moją mamę, koleżankę z pracy, ciocię,
sąsiadkę i tę piękność z biura obok. A gdzie ja? (Ty nie istniejesz). Widziałam wszystkich po troszku bo z
łatwością zmieniałam maski, nawet przez chwilę nie zastanawiając się, jak by to
było już żadnej nie zakładać.
Aż pewnego dnia przyszedł północny wiatr i porwał wszystkie
przebrania. I stanęłam naga przed lustrem. Wystraszyłam się bo nie poznawałam tej,
która na mnie spogląda. Obca istoto, kim jesteś? Podeszłam bliżej. Dotknęłam
chłodnej szklanej powierzchni i ta druga też mnie dotknęła. I poczułam ten
dotyk jako najcudowniejszy jakiegokolwiek doświadczyłam. Ciepła dłoń musnęła
mój policzek, podniosła brodę, zmusiła do spojrzenia prosto w oczy. Otarła troskliwie łzy. Oko w oko
stanęłam przed sobą. Bez kuli, bez masek, bez przebieranek. Oto ja.
Naga prawda okazała się olśniewająca. I choć wydarzyło się
to dawno temu, za każdym razem, kiedy staję przed lustrem, dowiaduję się czegoś
nowego o sobie. Prawda poszerza się o nowe znaki, które tylko ja mogę w sobie nosić.
I przysiadam dziś na niebiańskim piórku. Lekko mi. Jestem
kim jestem. Nikim więcej, nikim mniej. I spojrzałam na swoją drogę z wysokości.
Końca nie dostrzegłam ni początku. Ona jest, a nogi same mnie niosą tam, gdzie mam dojść. Uważna jak
tylko być potrafię, kieruję się przydrożnymi znakami. Gdzie mnie zaprowadzą? Do
mojego celu, który gdzieś może ma swój początek, a gdzieś może ma swój koniec…
<3 buziaki kochanie, piekny blog, przepiekny...
OdpowiedzUsuńPiękny to jest ten świat :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ewciu. Moja dusza Twoją pozdrawia ;)