Dzień taki jak ten nie zachęca do
wychodzenia. Aura za oknem zdaje się mówić, zajmij się sobą, posłuchaj ciszy,
wypij cappuccino, owiń się w ciepły koc, napisz coś, albo nic nie rób,
odpocznij od hałasu dnia codziennego. I choć jest przedpołudnie, zatrzymuję się
na środku pokoju, a wraz ze mną stoi cały mój świat, jak za sprawą
czarodziejskiej różdżki. Uwielbiam ten rodzaj ciszy, która przypomina mi, że
wszystko ma swój początek i koniec, że niepotrzebnie żałuję lata, które co roku
pakuje swój plecak obfitości i odchodzi. Zaczynam dostrzegać, że puste pola są
zadowolone z plonów jakie dały i nareszcie mogą odpocząć, że jabłonie radośnie
prężą swoje gałązki, że orzech rosnący w ogrodzie mojej babci nie może się
doczekać kiedy przyjadę zebrać owoce, które tak długo rodził, że bociany dostojnie lecą ku rezydencjom,
które opuściły kilka miesięcy temu, że każdy koniec łagodnie przechodzi w
początek czegoś nowego, a potem ten początek zacznie zmierzać ku końcowi i z
tego końca znowu narodzi się początek. Dziś swobodnie toczę się razem z moim
kołem i nie stawiam oporu. Nie wiem co będzie jutro. Może potoczę się z kołem
emocji? Nie wiem. Dziś jest inaczej.
Przywiązujemy się do innych ludzi
tak łatwo, traktujmy ich obecność jak coś trwałego i oczywistego. Przyroda
zdaje się nie mieć takiego problemu bez sprzeciwu poddając się swojemu
zmiennemu rytmowi. Podpatruję zatem jak ona to robi, staram się akceptować
fakt, że ludzie pojawiają się w moim życiu tylko na chwilę i jak ważny jest
właśnie ten moment spotkania, nie ma potem, nie ma wcześniej, jest teraz.
Zmarnowałam wiele okazji by cieszyć się naprawdę czyjąś obecnością, bo zawsze
wkradały się myśli związane z tym, co może się zdarzyć, co już było, albo
będzie. Narzekanie, analizowanie, planowanie. Od jakiegoś czasu żyję inaczej.
Bo chcę być bliżej siebie. Bo chcę być bliżej Ciebie. Przegapianie życia boli.
Jednego dnia śmiałam się z kimś
do łez, kolejnego już nie było tej osoby stojącej obok. Dziś wiem, że czasem
trzeba coś stracić, żebym zauważyła jak wiele dla mnie znaczyło. Jednego dnia
piłam z przyjaciółką egzotyczną herbatę, wdychałam aromat, wcinałam kanapkę. I zamiast być całą
sobą w tym beztroskim momencie, czuć wyjątkową łączność z tą drugą osobą,
często myślałam o tym ile jest jeszcze do zrobienia do końca dnia, jak trudno
mi było rano wstać, jak bardzo chcę zmienić swoje życie, ale mi nie wychodzi. Teraz
nie ma już codziennego picia herbaty. Jest coś innego. Żyłam tak jak umiałam.
Przegapiałam.
W ten listopadowy poranek żegnam
się z pewnymi sprawami, by zrobić miejsce na te, które dopiero nadejdą. Wulkan
wybuchł. Wspomnienia przetaczają się we mnie gęstą lawą. Niech płynie.
Obserwuję. Zadziwiające. Przeżycie pewnych spraw zajęło mi wiele tygodni, a
nawet miesięcy, a tu jeden dzień, a ja odtwarzam setki wydarzeń w ciągu
niecałej godziny. Wielki projektor filmowy chodzi bezgłośnie. Widzę siebie jako
dziecko, potem jako nastolatkę. Dorastającą kobietę. Kobietę, którą jestem
teraz. Ciekawe miała życie, ciekawe ma życie. Koło toczy się dalej.
Wszyscy robimy podsumowania,
prowadzimy skrupulatnie rachunki swojego życia. W pewnym momencie nie można już
dopisywać więcej liczb, trzeba wszystko oddzielić grubą kreską o nazwie KONIEC,
podliczyć, zerknąć uważnie na sumę i zacząć zapisywać od nowa. Stojąc na środku
pokoju w środowe przedpołudnie, w pamięci policzyłam moje liczby, a kiedy
bilans wyszedł na: NIE ŻAŁUJĘ, zmieniłam kartkę na czystą i na samej górze
strony, piórem napisałam: POCZĄTEK.
PS Z ostatnią godziną wtorku nastąpił jego koniec. NIE ŻAŁUJĘ.
Z pierwszą godziną środy jej początek. ŻYJĘ.
A mnie się śniło dziś , że się urodziłam właśnie ...i pięknie było...odpowiedź niby nie w temacie tego co piszesz ale ja powiem, bardzoooo w temacie!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czas izolzacji niech skończy się:):):):
oj bardzo w temacie, oj bardzo :-) WITAJ zatem piękna istoto świeżo narodzona! :-)
Usuń:):):):):)
Usuń