Ukochany… Nieba Ci przychylę. Kwiaty do stóp sypać będę.
Słońce przysłonię by nie spaliło nazbyt. Oddam wszystko, a nawet więcej byś
miał i niczego nie wezmę w zamian. Bo wystarcza mi widzieć twoje szczęście. Miłość?
STOP!
Otrząśnij się! Haloooo! ZGINIESZ! Jeszcze krok, a nie będzie
ciebie. Oddasz ostatni oddech, a to nie tak… Jak można kochać kogoś, kiedy
siebie się nie widzi? Jak można dawać komuś, jeśli sobie się nie daje? Jak
można tulić kogoś, kiedy samego siebie się nie tuli? Jakaż to miłość? Ile dasz,
no ile? Na ile wystarczy ci oddechu, jeśli twoje płuca ledwo oddychają? Na ile
wystarczy blasku, jeśli ogień już ledwo się tli w twoim własnym sercu? Na
chwilę rozbłyśniesz, pomyślisz, och, to ten, to ta, kocham, tak. Ale w końcu
odkryjesz, że twoje serce puste, tam popioły, które ledwo pamiętają żar miłości
do samego siebie. A może w ogóle go nie znają?
Jak kochasz siebie? Co możesz powiedzieć o sobie? Czym się
karmisz? Jaką muzyką poisz? Jak dbasz o siebie? Czy wiesz co to znaczy? Czego
sobie odmawiasz i dlaczego? Co widzisz w lustrze? Czy potrafisz patrzeć sobie w
oczy? Czy potrafisz przytulić mrok, który jest w Tobie? Co czujesz, kiedy
gładzisz się dłonią po policzku? Jak smakuje twoja skóra? Jakim powietrzem
oddychasz? A kiedy kończy się dzień, z jakimi myślami zasypiasz?
Jeśli rezygnujesz z siebie dla kogoś w imię miłości… Och…
Kochany… To nie jest miłość. To unicestwianie. Powolna agonia. Zanikanie
funkcji życiowych. A ty myślisz, że kochasz! Nie… Zabijasz siebie. Krok po
kroku. Jak szaleniec gnasz w iluzje głębiej i głębiej, zostawiając życie za
sobą. I w końcu zostaje tylko cień ciebie. Układasz się pod drzewem. Masz dość.
Tak dłużej już nie można. Niech się dzieje, co ma się dziać. Wystarczy… I kiedy
bez nadziei na ratunek wydajesz ostatnie tchnienie czujesz wewnętrzne
łaskotanie. Gdzieś głęboko w trzewiach. I krąży najpierw delikatnie, ledwo
muskając. Przenika całe ciało…. I słyszysz głos drzewa: pij ze mnie, jestem
MOCĄ, mnie nie zabraknie. I pijesz, i chłoniesz, a z każdym kolejnym łykiem
czujesz ŻYCIE w sobie. Żyły toczą soczystą krew, a serce… Cóż serce oczyszczone
z popiołów puszcza kiełki miłości do wewnątrz. I tam rodzi się MIŁOŚĆ. W środku.
Kiedyś myślałam, że jeśli dam komuś wszystko, a nawet więcej
to będzie najwyższy hołd. Miłość bez granic. Poświęcenie… Składałam ofiarę z
samej siebie. W imię miłości plugawiąc tym samym jej czystość. Bo miłość nie
chce niczego. Ona JEST. Ona otwiera klatki. Ona ucina sznurki. Ona uwalnia. Ona
prowadzi. Ona unosi. Ona kołysze. Ona tuli. Poznaję ją. Uczę się. Daję się jej prowadzić tak jak potrafię na teraz. Cierpliwie. Spokojnie.
Byłam prawie pustym kielichem, który podawałam by ze mnie
pili. Chłodny metal. Sztywna forma. Obudziło mnie echo czegoś co dobrze znam,
ale schowałam głęboko. Zajrzałam na dno samej siebie. Zobaczyłam zniekształcone
odbicie, mgliste oczy błagały o ratunek: - Znowu schemat, znowu oszukałaś
siebie, znowu skrzywdziłaś siebie godząc się na coś mniej niż zasługujesz…
Zapłakałam. Czyste wodospady spływały do kielicha. Gorące krople. Jedna po
drugiej wypełniały formę, która zdawała się poszerzać i poszerzać. I metal
coraz cieplejszy i cieplejszy… A kiedy się napełniło, wypiłam. Do dna próbując
sięgnąć, ale dna już nie było… Bo zawsze można kochać siebie bardziej i
bardziej. A kiedy na chwilę zapomnisz… Twoje oczy ci przypomną. Wystarczy, że w
nie spojrzysz… A kiedy obejmiesz siebie z czułością, przytul kogoś i zobacz co
się stanie…
Kiedy kochasz siebie, jesteś dla siebie. Kiedy kochasz
siebie nie zakłócisz niczyjego podniebnego lotu. Będziesz podziwiać, uwielbiać,
bez lęku…
Trudne? Może… Ale warto… Dla siebie. Bo magia wydarza
się tak niespodziewanie, tuż po tym, kiedy upada się pod drzewem jak zranione zwierzę... bez nadziei na powstanie…
Właśnie. Miłość nie wysysa życiodajnych soków, ale odżywia.. Buduje a nie niszczy. ŻYCIE. :**
OdpowiedzUsuńja(m).
amen :*
UsuńNajpierw trzeba pokochać samego siebie, by móc kochać innych. Miłość powinna dawać szczęście i otwierać nas na innych, a nie tłamsić wszystko i zamykać nas samych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i ściskam ;)
leć piękny ptaku, leć!
Usuń:*
Wątpię byś kiedykolwiek była pustym kielichem, może tylko czyjąś pustkę spijałaś? a może ją napełniałaś, raniąc się przy tym....i łudząc się, ze ubogi kielich da Ci miłość....ale miłość napływa, miłość się nie kończy.... i Twój kielich nie mógł się wyczerpać....to niewyczerpane źródło miłości masz w sobie....im wiecej dajesz, tym więcej dostajesz...
OdpowiedzUsuńi miłość rozjaśnia mrok, napełnia kielichy, wypełnia to, co niewidzialne....a tylko pusty kielich w zamian za miłość da Ci łzy....każdy każdemu ofiaruje tylko to, co sam posiada......tylko miłość, która chce się nałykać zapłacze ze pusto....:)
zatem kochajmy mocno swój mrok :)))
czyjąś pustkę spijałaś... ależ trafiłaś! nawet nie wiesz jak bardzo, choć w sumie to wiesz :-) nici nas łączą mocne piękna znajoma-nieznajoma.
Usuńwypijmy zatem! wypijmy bez lęku, bo dna nie ma! :)
dobrze, że jesteś, cudownie się odnaleźć
:*
no i zrobiło mi się smutno i ....nawet wiem dlaczego
OdpowiedzUsuń...kurcze- kiedyś to potrafiłam...
przytulam... potrafisz :-) bo... jesteś :-)
Usuńwitaj!
dziękuję.
Ciekawe zdjecie ...
OdpowiedzUsuńBBB
ciekawym okiem zrobione...:*
Usuńbbb
Agnieszko to o czym opowiadasz w tej notce przypomniały mi słowa i myśli, które jak widzę dzielimy razem. Przypomniałaś mi o miłości bez pragnień.
OdpowiedzUsuń*
Nigdy nie polubiłabyś mnie, mam zbyt dużo wad, właściwie to jestem niewidzialny. To jest mój ostatni trik, który wymyśliłem dla twojej i naszej rozrywki. Rozmowy o niedostrzegalnej stronie dni pełnych ozdóbek- kwitnących jabłoni w zapachu bzu. Dla mnie to wciąż za mało. Popatrz teraz uważnie- jakie to dziwne, pomiędzy ulicznymi przechodniami czai się ciemność, tam właśnie stoję.
Znajdziesz mnie? Popatrz jak kołyszą się trawy, pomiędzy nimi a wiatrem ukryłem się- nie znajdziesz mnie. Ta sytuacja daje mi przewagę, jestem zawsze pomiędzy, nie musząc określać gdzie i co teraz czuję.
Tak, tak właśnie powiedziałaś, że płyniesz wraz z każdym dniem. A ja śpiewam wraz z tobą tą piosenkę, próbując wysyłać listy w butelkach po tanim winie :) Zatańczymy? Nie, nie chce mi się, wolę udawać, że tańczę, a ty prowadź mnie z plaży na plażę. Przypływy i odpływy, bez muszę lub chcę, lubię to tak jak ty. Delikatnie wypowiedzieć słowo i zasnąć, by zacząć od nowa, bez końca, bez muszę i chcę. Schowany pomiędzy twoim, a moim cieniem- jestem gotowy na spotkanie.
Słyszysz mnie? bo ja przestaje rozumieć co mówię. Historia zupełnie podobna do wszystkich, historia o codziennym mijaniu się, wśród świateł, zapachów i słów. Hej, wciąż idę za tobą i jestem gotowy na spotkanie. Zatrzymaj się, ten moment jest pozbawiony przeszłości. Schowajmy się w nim, by odnaleźć kolory kołyszących się traw, przechodniów przypadkowych, cieni zmęczonych słońcem, co kładą się pomiędzy tobą, a mną. Zatrzymaj się, a ja przestanę być niewidzialnym.
Przymierzam na siebie kolejne obrazy, miejsca gdzie czas płynie powoli, żyję nigdzie i przydałby mi się ktoś, kto przestał pragnąć.
*
pozdrawiam wraz z morską bryzą :)
...A przed chwilą byłam u Ciebie i sprawdzałam jak tam szamańskie tańce poszły... :-)
UsuńDziękuję! Dziękuję za wzbogacenie, upiększenie, dodanie, rozjaśnienie. Dobrze, że jest nas więcej. To pozwala utrzymać własne wariactwo na zdrowym poziomie szaleństwa ;-)
morska bryza pozdrawia Twój las i jego mieszkańców :)
Hello Agnes,
OdpowiedzUsuńI hope all is well with you. I like the new look of your page. Love, peace, light to you!!!