niedziela, 18 sierpnia 2013

Alegria

Szczęśliwie zmęczona. Tak do ostatniej komórki w ciele. Do najgłębszej warstwy mnie samej. Wypełnia mnie puste i pełne, a w tym tańczy radość. Nie planowałam… No naprawdę nic a nic, a spotkało mnie tyle szczęścia… Ale… trochę na jawie i trochę we śnie… musiałam wyrzucić z siebie zbędny bagaż, nie zdążyć na pociąg gdzie miałam jechać pierwszą klasą i w białych skórzanych fotelach, na kogoś się solidnie wydrzeć, wylecieć w powietrze Corvettą, umrzeć i… Obudzić się do życia. Tak po prostu. Świadomie. Dzień po dniu. Chwila dla chwili. Pomimo wszystko i wbrew czasem jakiejkolwiek logice. Bo tak. Bo czemu nie. Bo Waterloo moich myśli już nie potrzebuje więcej trupów dni przeżytych mechanicznie. Ich prochy już porwał wiatr i unosi nad oceanem pozostałych poległych zasłużonych i odznaczonych orderem wiecznego odpoczynku.

Daję się prowadzić. Bogu. I choć stawiam czasem jakiś opór, bo lęk przysiada na ramieniu to i tak kiedy on pokazuje którędy iść to idę. Boję się i idę. Zaprzyjaźniam się zatem ze strachem. Opieram się o jego ramię. Prowadź mnie przez ciemną noc, przez las gdzie jedyna wiadoma to ta, że jestem w lesie i jest trzecia w nocy, jest ciemno, bo to las moich myśli, lęków, fantazmatów i iluzji, których nie ma. Potwory tak wysokie, że konkurują śmiało ze strzelistymi bukami. Wąwozy tak głębokie, że zasysają w otchłanie piekieł, gdzie jedna myśl przyprawia się sama kolejną. Czuję. Tak dużo czuję. I słyszę. Czego się boisz. Zatrzymaj się. Poczuj ten las. Nie różni się wiele od tego, jaki znasz za dnia… To głos i obecność, które mnie koją. Jestem bezpieczna. Przytulona do ramienia przewodnika idę i oswajam jedyną ciemność jaką warto oswajać, tę wewnętrzną, ta zewnętrzna nic mi nie robi… Wychodzę triumfalnie w objęcia krótkiego snu na plaży, by podziwiać narodziny nowego dnia i po prostu oddychać, tańczyć, śmiać się, drżeć z radości i nasycenia chwil, które łykam łapczywie jak pierwsze krople deszczu po upalnym dniu.

Wycisnąć dzień do ostatniej sekundy. I to nic, że zmęczenie, że te ciemności i inne potwory sobie są. Niech są. Każdy jeden doprowadzi mnie kawałek dalej do mnie samej. Ale dziś… dziś marzenia wybrzmiewają w rytmie Sweet Home Chicago i I will survive. Tańczą z przecudownym starszym panem w centrum miasta, gdzie strefa chilloutu. I dziś nie potrafię tylko obserwować. Dziś moje ciało kołysze się i śpiewam, przytupując nogą. A starszy pan daje czadu przez jakąś godzinę. Jest w swoim świecie. Za nic ma sobie innych. Cieszy się sobą, zdrowiem, życiem jakie przez niego przepływa, radością, którą zaraża z niezwykłą mocą. Kiedy kurz muzyki opada, on kłania się kapeli, spocony, szczęśliwy narzuca czarną torbę na ramię i jak gdyby nigdy nic, odchodzi w swoją stronę. Otrzymuje burzę oklasków, macha ręką i... znika między samochodami…

Radość jest wszędzie. Pachnie nią powietrze, przenikające się delikatnie lato z pierwszymi jesiennymi liśćmi, ulice, leśne runo rodzące pierwsze grzyby, surówka zrobiona na szybko, wypite litry wody… Wystarczy być i… Już nic więcej. Reszta sama się wydarzy, a kiedy się wydarza wszystko staje się jasne i wiadomo gdzie iść, że czasem małymi kroczkami, a czasem to najlepiej się zatrzymać. A w zatrzymaniu wydarza się cud, tańczący mężczyzna czule ściskający w objęciach życie!

Doceniam.
Dziękuję.


17 komentarzy:

  1. Lubię Cię taką radosną! Zarażasz tym ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja lubię Ciebie zarażoną tym :* niech się dzieje :)

      Usuń
  2. I już rzeczywiście tuż tuż do jesieni... I życie zrobi się jeszcze kolorowsze, zaszeleści kruchymi liśćmi pod butami, a ciemność można będzie rozświetlać świecami palonymi wieczorem :))) Przytulam na dobry jesieni początek:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jestem uzależniona od świeczek nie tylko z racji masażowego świra, a co za tym idzie klimatu świeczkowego także też, ale też zboczenie me wynika ze stanu ducha, który lubi gapić się na płomień i być nim tak sobie o...
      przytulam nadal ciałem i duszą rozgrzana bo to lato! jesień na razie tylko spadnie liściem skromnie tu i ówdzie... jeszcze chwila radości letniej zanim wybuchnie szał kolorów złotej pani :)

      Usuń
  3. no właśnie radość jest wszędzie....tylko zobczyć ją warto...:) pozdrawiam, ściskam.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i czuć, ach i czuć :) choćby czasem było wbrew temu czuciu :)
      ściskam :)

      Usuń
  4. Bosko było, bosko. Również doceniam i dziękuję za to co JEST .Miłość miłość miłość :) :* m.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ten pan mi przypomniał trochę Rodrigueza... robić swoje :) ależ on mnie "leczył" :)

      Usuń
  5. Tak, Mistrz życia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj tak... :) pamiętam też małą dziewczynkę, która parę miesięcy temu krzyknęła pod moimi oknami: Jestem Mistrzem Życia :) nigdy nie wiadomo z której strony przyjdzie odpowiedni nauczyciel i kto nim będzie :)

      Usuń
  6. jak mawiamy, expect the unexpected ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o tak my friend, o tak :*
      a Ty dziś nie oczekuj obiadu u mnie, bo nieoczekiwanie może go dostaniesz :D

      Usuń
  7. haha, zaskocz mnie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a zaskoczę :D lubię i lubię być mile zaskakiwana :) więc ja zaskoczę Ciebie tym, że może będzie obiad, a Ty mnie tym, że może przyjdziesz, a my siebie tym, że znowu skończymy w lesie :D

      Usuń
  8. Dobra, z ogromnym zaskoczeniem, ale zgadzam się :) Lubię z Tobą kończyć w lesie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no to doszłyśmy... do zaskakującego porozumienia :*

      Usuń
  9. Thank you Agnes for your dance and your forest. I have to get out of my head also, you reminded me! I am most joyful when I appreciate, listen to my body and feel my way to happiness.

    Thank you for creating and sharing.

    Love,light & laughter,
    Risa

    OdpowiedzUsuń

Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)