środa, 14 listopada 2012

Małe wielkie sprawy


Zatoczyłam wielkie koło. Dosłownie i w przenośni. I kiedy już myślałam, że jedynie się kręcę w kółko, karuzela stanęła. Tak po jednym obrocie. Nie zdążyły pojawić się mdłości.Czas na zmianę kierunku.

Przedziwny to był dzień… Strażnik więzienny wskazywał mi dziś drogę do wolności, beznogi mężczyzna na wózku grał na gitarze i śpiewał o szczęściu. Sprawiedliwość w sądzie z zasłoniętymi oczami bezbłędnie ważyła ludzkie grzechy i wydawała nieme wyroki, a każdy wiedział, kiedy jego kolej nadeszła. Czy ktoś zgłasza sprzeciw? Nie widzę... Dziękuję. Bum. Drewniany młoteczek informuje, że już wszystko postanowione. Stosowne pismo wyślemy do państwa pocztą. Do tego czasu proszę starać się więcej nie grzeszyć.

Inny strażnik zamówił mi windę do przeznaczenia. Trzecie piętro, pokój 035. Padły słowa o jakiejś sygnaturze, numerze sprawy, orzeczeniach i aktach. Wiedziałam jedynie, gdzie się podpisać. Zdziwione spojrzenie urzędnika z moim się spotkały. Przepraszam, brak danych wzruszyłam ramionami. Na szczęście ktoś życzliwy wypisał za mnie dokument z symbolem świadczącym o moim dawnym życiu. W kilku cyfrach zamknięta opowieść o tym, co było. Należy się 6zł opłaty urzędowej. Znaczki proszę przykleić na podaniu. To tak można? Naście lat zamknąć w znakach bez emocji, wyrazów twarzy, głosów? No można…

Mantra koiła duszę. Ptaki leciały wolno jak łzy ulgi, oczyszczenia i wdzięczności.
Drzwi kościoła otwarte jakby Bóg zapraszał na pogawędkę. Czemu nie, przyniosłam ciacha.
Pot spływał po plecach i między piersiami. To wyciekały toksyny, którymi karmił się umysł.
Życiodajny oddech zabrał do TERAZ. Telefon komórkowy pomógł zapisać ulotność chwil.

Słońce oślepiało, ale nogi i tak znały drogę.

Piasek z „akcji zima” czekał na chodniku na swoje pięć minut. W autobusie miła pani zapowiadała kolejne postoje. „Następny przystanek na żądanie”, wysiadłam z tego, co stare. „Uwaga, drzwi zamykają się automatycznie, proszę przejść dalej. Dziękuję”. Jedne się właśnie zamknęły, inne gdzieś czekają na odkrycie. Przecież to takie naturalne.

I było spotkanie. Takie zwykłe-niezwykłe. Bo choć minął prawie rok to jakby tydzień zaledwie… Słów niewiele, znaków cała masa. Skakanka z odzysku, książki które już dawno chciało się przeczytać, muzyka akurat ta a nie inna, dźwięki tak czyste, że każda komórka ciała z radością je przyjęła. Woda z cytryną nawodniła rozmiękczone ciało. I były sny w ciągu dnia, takie o świętych i mistrzach, milczące i spokojne. W jednym z nich zagościła wielka biała kobra. Jak dobrze spotkać starego przyjaciela, który roztacza nade mną ochronny biały parasol. Och, byłabym zapomniała o najważniejszym. Straciłam dziś głowę. Odpadła, odkręciła się, postanowiła dziś być gdzieś odłączona od ciała. I dobrze jej było w takim oddaleniu. Bez myśli, bez tworzenia czegokolwiek. To była głowa bez…

O 22:22 ktoś napisał, że jestem WAŻNA. Ot tak, po prostu. Serce otuliła puchowa pierzynka. Z punktu A do punktu B dotarł impuls. I nie ważne, że dzieli nas sporo kilometrów. Impuls sprawił, że czuję się pamiętana. Dziękuję. Jestem ciepłolubna.

Jeden dzień, zwykły dzień, a pełen magii.

PS. A na krańcu tęczy garnek ze złotem i krasnal bawiący się kolorami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)