W rytmie hiszpańskiego flamenco stukam, pukam, kołaczę nie
tylko ten wpis, ale też do swego wnętrza. Intensywnie, pewnie, mocno. Słyszę! Nareszcie
słyszę! I choć chwilowo głosu mi brak to siedzę cicho, ale nikt nie mówił, że
paluszki są mało sprawne, więc sobie tu dziergam swoje. Zadałam pytanie,
dostałam odpowiedź parę godzin później. Jedna książka, po którą bym w życiu nie
sięgnęła w Empiku jakoś do mnie akurat przemówiła. Żeby być konkretną to jedna
strona gadała… Wbiła mnie w podłogę, tak, że nawet czerwonym trzewikiem
flamencowym bym nie ruszyła… I zawirowały ściany wewnętrzne jak w upojeniu
szalonego tańca. Pytanie, odpowiedź… KONKRET. Szok! I to rozumiem i tak można
się rozwijać a nie tkwić w suchej studni, kiedy ocean tak blisko… Się chce, się wszystko da!
Ostatnio to właśnie słowo klucz. KONKRET proszę. I w nim
okazuje się, że już wcale nie chcę gonić króliczka, że teraz to króliczek niech
sobie sam biega po łące i może pokażę mu koniuszek mego ogonka, a może nie. I w
nim liczy się jakość nie ilość oraz z kim robi ogromną różnicę. I w nim możliwe
są zdrowe relacje, spotkania, przyjaźnie, namiętności. I w nim dochodzi do
wymiany, i nikt nikogo nie popycha, do niczego nie zmusza, zmieniać nie
pragnie, zna swoją wartość, żyje i daje żyć innym. I pojawiają się konkretne
pieniądze, konkretne miejsca, konkretne zadania, a pomiędzy zdrowie, obfitość,
prostota, radość, szczerość, soczystość, wierność swoim konkretom. No… życie
się odbywa. Wiadomo… Ale KONKRETNE, a nie takie rozmemłane jakieś, osnute wokół
teorii, które prowadzą jedynie do króliczej nory. O nie, panie królik, Ty sobie
skacz jak chcesz i gdzie chcesz, ale mnie na ten zegarek to już nie nabierzesz…
Sorry…
To wszystko zaczęłam nie tak, od dupy strony… Ale cóż
zrobić, kiedy królik tak pięknie mamił? Kiedy nie umiało się inaczej i myślało,
że też się jest królikiem i to tak trzeba w te dziury skakać i gonić czas i
rosnąć i maleć i znowu rosnąć i uciekać i walczyć… Ale, że o co chodzi? No
chodzi o to, żeby jednak wiedzieć czego się CHCE. I lepiej się dobrze
zastanowić, bo Wszechświat szybko realizuje zamówienia. Myk, myk i królik za
królikiem skacze, a w łapkach miętoli zamówienie. A ja patrzę i marszczę czoło
i króliczy nosek swój przeuroczo duży, że coś mi tu nie pasuje, przecież nie
tego chciałam i kiedy robię w tył zwrot, on mnie łapie i pokazuje czarno na
białym, że panna się myli, że tego chciała, ale tak mało konkretnie to i niech
nie marudzi teraz… Szlag… Faktycznie ogoniasty, masz rację…
Och, łatwo żyć wyobrażeniem o tym, jak życie powinno
wyglądać. Łatwo jest zakochać się w idei zakochania. Łatwo jest zachwycić się
złudzeniem. Łatwo. Byłam, przeżyłam, zabawa trwa dalej. Zmieniłam okulary.
Umyłam okna. Wpuściłam krople do oczu. Przepłukałam wewnętrznie i zewnętrznie
ciało. Odetkałam uszy. Widzę, słyszę, czuję. Poszczególne elementy układanki
wskakują na swoje miejsce. Unieruchamiam wewnętrzne guziki, które sprawiały, że
ktoś mógł je naciskać dowolnie i działałam na automatycznym pilocie, strzelając
schematami. Sporo z nich już nie działa. Zabawa trwa dalej. Toć jestem usiana
guzikami! Odkrywam kolejne wewnętrzne połączenia, a kiedy wpuszczam świeże
powietrze świadomości, już mi się chce reagować inaczej. Tańczyłam jak mi
zagrali. Dziś gram sobie sama i tańczę z fajnymi konkretami, które życie w
odpowiednim momencie weźmie na warsztat (i może się znowu zdziwię, a może nie,
się okaże).
I paradoksalnie do skonkretyzowania mego konkretu potrzebni
mi są ludzie. Ileż oni niosą informacji! Fantastyczna sprawa z nimi, z tymi
ludźmi rzecz jasna… Kocham ludzi! Naprawdę! Jakie to odświeżające uczucie! Nie żebym jakoś wcześniej żywiła negatywne uczucia względem bliźniego. Nie, ale teraz to kocham o TAK mocno! Bo kiedy słyszę co do mnie mówią, męczę się zdecydowanie
krócej. A kiedy bardzo mi się nie podoba to, co mówią, męczę się jeszcze krócej
bo tym ważniejsze wieści niosą dla mego świata i tym bardziej ich kocham! I nie mam za diabła pojęcia jak
to się stało, że dociera do mnie więcej. Jakoś się tak obudziłam i już.
Pomiędzy wygięciem ciała tak i owak, siedzeniem na dupie ileś tam godzin, wąchaniem
kadzideł różnych, ryku, śmiechu, czytaniem, tańczeniem, trochę zwariowałam i
trochę się wyleczyłam, a trochę jestem na granicy szaleństwa i normalności. Nie
wiem co zadziałało, może nic, a może wszystko razem, a może nie ma sensu się
nad tym głowić. W dupie z tym wszystkim. Określam się konkretnie i odsyłam
króliki, które pokazują mi jak mało konkretna jeszcze jestem. Pomiędzy
konkretami mam też przestrzeń na szaleństwo, improwizację, zapomnienie. Ale KONKRET
to podstawa, a bez podstawy to polecę sobie jako ten balonik z helem i tyle
mnie będzie… Tyle czyli na nic się nikomu przydam, a już najmniej sobie samej…
Stąpam po drodze, która sama nie wie dokąd zmierza i nie
musi tego wiedzieć, starczają jej konkretne znaki odsyłające do kolejnego
skrzyżowania, konkretny układ kamieni, konkretne rośliny, konkretny wędrowiec w
butach czy bez, ale z krwi i kości, który nie boi się życia, który nawet jeśli
zanurkuje w iluzyjnej norze wyskoczy z niej odświeżony, ubawiony grą w jaką gra
od urodzenia…
I wiem, że mało wynika z tego tekstu, ale każdy niech szuka
swoich konkretów. Jeśli znajdzie je właśnie tu, świetnie, jeśli nie, mogę być
całkiem konkretną króliczą norą i chętnie się pobawię w co mi zrobisz, jak mnie
złapiesz. Bawmy się, bawmy! Nie traktujmy życia tak cholernie serio!
PS a tak konkretnie, naprawdę dla odmiany dobrze jest wiedzieć czego się chce i się tego trzymać i nie skakać od chcenia do niechcenia i że raz tak, a potem to już nie i w ogóle to help me God! Nie. Warto się zatrzymać. Oddychać. Poobracać w głowie, dłoniach i sercu swoje chcenie. POCZUĆ je. A kiedy czucie już zachodzi to i chcenie się ziści migusiem. Warto jest stworzyć sobie przestrzeń TAK CHCĘ. TAK MOGĘ. TAK ZASŁUGUJĘ. A ja się przyznaję bez bicia, żem działała chwilami bez pomyślunku chcąc i nie chcą jednocześnie, co można przypłacić błądzeniem po omacku i kiedy myślisz, że wchodzisz na puchaty dywan okazuje się, że tkwisz w psiej kupie i tyle! I wtedy dopiero jest śmiesznie :)
I wszystko JASNE! :)
OdpowiedzUsuńto pisałam ja - wiadomo kto.
OdpowiedzUsuńmonika (KONKRET!oraz nie-automat)
:)
No oczywista! :)
OdpowiedzUsuńPS choć wiesz, dociera do mnie coraz mocniej ile tych guzików we mnie, które jednak uruchamiają działanie z automatu... więc nadal nie mam pewności czym człowiek czy automat? :) Jakaś hybryda na pewno :)
OdpowiedzUsuńhttp://images2.fanpop.com/image/photos/11600000/The-Cheshire-Cat-the-cheshire-cat-11650690-1800-1200.jpg
OdpowiedzUsuńTak, i co to w ogóle te koty zaczarowane co to głowy mają i takie uśmiechy wyłaniające się. Jakieś mało konkretne :P W jednym gangu królikowym!
OdpowiedzUsuńPoproszę człowieka, z krwi i kości, z ciepłym ciałem i wszystkimi konkretami, które lubię ;P
strzelać z automatu każdemu się zdarza, co nie znaczy że się automatem jest :)
OdpowiedzUsuńufff... po ostatniej akcji na polu bitwy zaczęłam wątpić ;) cały magazynek wystrzelałam! :)
OdpowiedzUsuńNa wszystko jest miejsce w tym wszechświecie, na koty zaczarowane, mężczyzn i kobiety z krwi i kości, króliki wolno biegające, psy srające... - każdy ma to czego mu potrzeba :)
OdpowiedzUsuńP.S. i jest sobie taki Rodriguez...
Miona.
"Sugar Man" rządzi... Ten to dopiero jest konkretny. Szacun! Z takim uziemieniem to chyba trzeba się urodzić... Ciągle gra we mnie ten film... I jego słowa w stylu: No tak, praca przy rozbiórkach domów inna jest od pisania piosenek... :P
OdpowiedzUsuńPS i ta POKORA...
UsuńAnd you claim you got something going
OdpowiedzUsuńSomething you call unique
But I've seen your self-pity showing
And the tears rolled down your cheeks.
Soon you know I'll leave you
And I'll never look behind
'Cos I was born for the purpose
That crucifies your mind.
zajebiste.
No po prostu Rodrigues... :) i znowu kocham angielski "crucifies your mind" konkretnie i na temat...
OdpowiedzUsuńPanie Boże dziękuję Ci za poetów, muzyków, dusze niespokojne, wszelki jaskółczy i twóczy niepokój...Dzięki nim wiem, że nie jestem sama i wielu czuje podobnie.
OdpowiedzUsuń