Zakochałam się dziś… W sumie po raz kolejny i to w tym samym
kimś. Rozbraja mnie po paru sekundach i mogę się czuć paskudnie, ale po paru
chwilach z nim, znowu mam kontakt z tym czymś miękkim w sobie… On ma na imię
Krzyś i ma 4 latka. I dziś był chory. Odwiedziłam jego mamę, a tam szpital
domowy i mój ukochany wtulony w warstwy kołdry, a kiedy mnie zobaczył to tak
uroczo się schował… Cóż… Podeszłam go sprytnie, położyłam domowej roboty
ciasteczka na stole, przysiadłam na łóżku i widzę książeczki… I tak od słowa do
słowa, bliżej i bliżej, aż cała buzia spod kołdry się wyłania i jakby cień
uśmiechu… Tak, zdecydowanie to uśmiech! Więc tak nieśmiało po te książeczki
sięgam… Pukam do jego świata… Wpuścisz mnie? Chcę cię poznać…
Jaka historia jest twoją ulubioną? Maleńkie rączki
przewracają strony i kiedy się zatrzymuje widzę ten błysk! Tak, to jest to!
Ulubiona bajka… Hmmm… no to co my z tym teraz zrobimy? No jak to co… Czytać
trzeba, czytać! Bo tu smoki mieszkają na stroniczkach! Bulgoczą i dziwne
dźwięki wydają… No i wpadłam… Wiadomo… Ubawiłam się przednio, ukochany
zadowolony. Nawet awansowałam do bajki numer dwa czym wzbudziłam podziw mamy,
bo Krzyś przy chorobie to mało interaktywny… Oddechu mi trzeba… Dostaję zupę. A
ukochany… no przez żołądek do serca, doprawdy! O ciasteczko poprosił… Chrupał.
Mlaskał. Kruszył. Kiwał głową z ukontentowaniem, serce me topił bardziej i
bardziej. I skoro to dzień z bajką to i ciasteczka nie są takie zwykłe. Bo one
zdrowotne! Sił dodają! Gorączkę zabierają! I Krzysiu się uśmiecha tak szeroko!
A po pół godzinie słyszę: - Mamo, chcę się ubrać, już nie jestem chory! I jak
tu go nie kochać?!
Wszystko w umyśle… Wszystko… Podbij umysł, a nie trzeba
ruszać zbrojnie jako Aleksander ziemie gromadzić by przydomek Wielki zyskać…
Podbij swój umysł, a wygrasz królestwo spokoju... Czego zapragniesz, stanie się
tu i teraz. Chory? Jaki chory, to było pół godziny temu, już zdrowy! I tylko
mama podejrzliwie puls bada, w oczy zagląda, jakoś w łóżku woli by Krzyś
poleżał… Ale on nie chce, on był chory pół godziny temu, już jest zdrowy!
Ciągniemy za sobą pamięć. Pielęgnujemy ją, podlewamy,
pielimy grządki, nawozimy regularnie i za cholerę puścić nie chcemy. Piękne
mamy klatki w umyśle. Ach jakie złote, jakie diamentowe. Jedna piękniejsza od
drugiej! I co, tak po prostu się ich pozbyć? Wyrzucić? Takie drogocenne? No ale
co wtedy? Jak żyć bez tej pamięci? No każdego dnia od nowa… Z nową świeżością. Wyrzucić
wszystko, posprzątać, poukładać, podziękować, uwolnić. Czy naprawdę tego
wszystkiego potrzebujesz? A gdzie miejsce na ciebie obecnego TERAZ? Naprawdę musisz
taszczyć za sobą to, co wydarzyło się tak dawno temu? Pomniki stawiać? Groby
odwiedzać? Czerwone dywany rozwijać po których jedynie zjawy się przechadzają i
to też z lekka wkurzone, że je kłopotasz?
Żyjąc w diamentowej klatce myślisz,
że już nic lepszego cię nie spotka, no bo przecież w tej diamentowej właśnie… i
że ona taka piękna i że najważniejsza, najlepsza… A może jeśli wyrzucisz… No
może wtedy pojawi się jeszcze piękniejsza? Spróbowałam. Zresetowałam.
Wyrzuciłam. Oddałam. Sprzedałam. Na wietrze puściłam. Jak jest? Spróbuj… Daj
sobie czas… Przygotuj się na ból. Dużo bólu. Jeszcze więcej bólu… A kiedy
wytrwasz… Sam zobaczysz… Niczego nie obiecuję, ale sam zobaczysz… Ale nie
musisz mi wierzyć. W zasadzie to nawet nie powinieneś mi wierzyć w ani jedno
słowo jakie tu piszę. Bo to moja opowieść. Moja historia. Moja iluzja… Każdy ma
swoją. Więc… Spróbuj…
Ostatnio budzę się i jedyne czego wiem o danym dniu, jedyne
czego się spodziewam to to, że będzie w nim pełno niespodziewanego. I jeśli za
mocno nie kombinuję, jestem liściem na wodzie, daję sobą sterować, daję się
prowadzić, luźna, bez napięć. Ale jeśli… No właśnie, jeśli umysłem za mocno…
jeśli włącza mi się czerwony piąty bieg zamiast ciut wolniej… No to mam za
swoje! Więc włączam mantrę: puść, puść, puść. Let go… just flow… Przecież to
takie proste… Zmęczyłam się szarpaniną z samą sobą… Chcę… odpocząć, chcę
płynąć, chcę dać się prowadzić.
Wyłączam bariery ochronne. Oj głupiaś, głupiaś… No i co z
tego. Już czas przestać się bać życia i tego, co ono z sobą niesie! Może mnie
ktoś zrani, a może nie. Już się nie bronię. I nie chcę myśleć kto i co mi może
zrobić… Jeśli mój czerwony guzik szaleje za mocno, staję przy nim, oddycham. I
czasem tylko to wystarcza, do skutku… I nie wnikać zbyt głęboko co, po co,
dlaczego i jak, bo od tego tylko osiwieć można… I kochać… po prostu kochać to,
co się robi i to robić… I kochać tych, którzy dookoła. I to wystarczy. Naprawdę
wystarczy. No dobrze. Jeszcze dziękować… Dziękować za wszystko. I otworzyć
drzwiczki złotych klatek i wylecieć na wolność. I wyrzucić klatki. I każdego
dnia od nowa… Mnie nie musisz wierzyć... Spróbuj…
PS I znowu na koniec Tiziano się "przewraca"... Stęsknił się chyba za mną... Kawał świata razem... On ze mną, ja z nim... I dziś znowu podróżujemy razem... Dziękuję mój przyjacielu w niebiosach. Dziękuję... Ty zawsze wiesz... Życie jest tajemnicą i powinno tak pozostać. Coś albo ktoś trzymało w ręku nić mojego życia, tak jak trzyma lunatyka zawieszonego na gzymsie dachu i prowadzi go, nie pozwalając, by spadł. Kiedy uczeń jest gotów pojawia się nauczyciel-mawiają Hindusi na temat guru. To samo jednak równie dobrze może także dotyczyć miłości, miejsca, wydarzeń, które tylko w pewnych warunkach stają się ważne. Daremnie szukać powodów, polować na fakty i wyjaśnienia. My sami jesteśmy dowodem na to, że istnieje prawda ponad prawdą faktów i - jeśli upieramy się, aby w to nie wierzyć - gubimy drugą część życia, a wraz z nią radość tajemnicy. ["Nic nie zdarza się przypadkiem"]
PS I znowu na koniec Tiziano się "przewraca"... Stęsknił się chyba za mną... Kawał świata razem... On ze mną, ja z nim... I dziś znowu podróżujemy razem... Dziękuję mój przyjacielu w niebiosach. Dziękuję... Ty zawsze wiesz... Życie jest tajemnicą i powinno tak pozostać. Coś albo ktoś trzymało w ręku nić mojego życia, tak jak trzyma lunatyka zawieszonego na gzymsie dachu i prowadzi go, nie pozwalając, by spadł. Kiedy uczeń jest gotów pojawia się nauczyciel-mawiają Hindusi na temat guru. To samo jednak równie dobrze może także dotyczyć miłości, miejsca, wydarzeń, które tylko w pewnych warunkach stają się ważne. Daremnie szukać powodów, polować na fakty i wyjaśnienia. My sami jesteśmy dowodem na to, że istnieje prawda ponad prawdą faktów i - jeśli upieramy się, aby w to nie wierzyć - gubimy drugą część życia, a wraz z nią radość tajemnicy. ["Nic nie zdarza się przypadkiem"]
Thank you for sharing MAKIA, that is beautiful. I believe it. I am grateful you are and you reach out and connect.
OdpowiedzUsuńHave a fabulous day and keep creating.
Light and laughter!
:) Thank you :)
UsuńHugs, love, love, love and more love for you :)
Piękne... i bardzo mądre :) Składam pokłony :)
OdpowiedzUsuńtomek
Dziękuję :) Przyjmuję, ślę uśmiech. Niech dzień Ci lekkim będzie :)
UsuńSłowa Tiziano, jak zwykle trafiają.. zresztą o tym gadałyśmy wczoraj?. ale w sumie co to jest wczoraj? :) dziś jest dziś i fajnie - niech się dzieje co ma się dziać. namaste :)
OdpowiedzUsuńmonia
p.s. no właśnie każdy ma swą historię i bez przesady z tym bólem :P na nic (prawie?) się przygotować nie da. życie bywa/jest zajebiście zaskakujące. jeśli się na to pozwoli. let it be (cytując).
No i dlatego mówię, nie ufaj mi, nie wierz mi w ani jedno słowo. Bo mnie bolało :) w środku :) i na zewnątrz :P ale to było i nie wróci więcej :))
UsuńI dziś nie boli, dziś się uśmiecham, dziś piję kawę i piszę ten komentarz i kocham się z dniem tak jak umiem teraz z dostępną mi energią teraz :)
I także iż ponieważ spodziewane jest niespodziewane. Jak awaria pralki, kto wie co ona mi przyniesie? A może pan naprawiacz ma dla mnie ważne informacje? A może on był na Hawajach? albo właśnie poleci? A może zostanę jego pomocnikiem? :):) I'm open :) Jestem zatem wdzięczna i za kałużę wody o poranku w mej łazience :) i żart i słońce i myśli i Wasze wpisy tu no po prostu SZOK :)
haha, wiadomo że ci nie ufam ani nie wierzę ;))
OdpowiedzUsuńbyło, minęło - fiszyzm :P
:-*
ufff, to kamień z serca :P
Usuńcałuję również :)