Są dni, w których wszystko jest idealne, takie jakie być
powinno, choć się tego wcale nie planowało, ba, bawet o nich nie marzyło. I w
zwykłości takich dni, zdarzają się sprawy tak magiczne, że wszelkie słowa tracą
sens. Są dni, które przynoszą zwykłość tak zwykłą, że aż kipi od niezwykłości,
wystarczy drugi człowiek, jego rytm, jego czucie, jego obecność i chęć
podążania we wspólnym kierunku, choć żadne nie wyraziło żadnego życzenia ni
sugestii. Są dni, kiedy czujesz, że jesteś w odpowiednim miejscu, z
odpowiednią osobą, w odpowiednim czasie, że wszystko ma sens, że miotanie się
między pytaniami to głupia zabawa, że szukanie czegokolwiek to iluzja, że twoje
istnienie ma znaczenie, choć nie potrafisz teraz powiedzieć jakie (i wcale się
na to nie silisz…).
Są dni, w których warunki pogodowe nie mają żadnego
znaczenia, gdzie liczy się tylko obecność, gdzie rozmowy przepływają przez dwie
osoby i są rzeką niosącą cenne informacje, które pod koniec dnia i tak nie mają
już znaczenia, ale nikomu nie jest żal. Są dni, w których picie kawy i czytanie
gazet w odpowiednim towarzystwie zyskuje w swej zwykłości wymiar metafizyczności,
bo chociażby towarzyszy mu słońce, ogrzewające dwie istoty. Są dni, kiedy
spacer bulwarem zamienia się w zachwyt tym, co się mija. Są dni, kiedy
teoretycznie niezdrowe jedzenie nie robi żadnej szkody w systemie trawiennym,
bo rozpuszcza się w uderzającej dawce śmiechu. Są dni, kiedy maleńki niebieski
ptaszek z żółtym brzuszkiem ląduje u twoich stóp i kiedy wydaje ci się, że on
tylko na chwilkę, że zaraz odleci, on umiera w dłoniach tej, z którą chłoniesz
dzień, a który wraz ze swą śmiercią zabiera COŚ z sobą i tego już nie ma, i
lżej na piersi, i mniej boli… Są dni, kiedy półtorej godziny spędzone w kinie
jest katharsis po którym dostrzegasz swój udział w Matrixie, milknie umysł,
otwiera się nowa klapka… Są takie dni…
Czasem te wszystkie sprawy zachodzą w ciągu 12 godzin…
Są takie dni. Jest ich niewiele w życiu. Dla nich warto żyć.
Wszystko to, co pomiędzy nimi to pomosty, a ich zadaniem jest doprowadzić cię
do tej jednej chwili, bo to ją zapamiętasz, bo to ona wszystko zmienia, układa
na swoje miejsce, daje moment pustki, w której wszystko dzieje się w zgodzie z
tobą, twoim rytmem i wiesz, że nigdy nie było przecież inaczej… Naprawdę są
takie dni…
Dziękuję. I wszystko jest jasne...
Są takie dni.. a czasem jest taki JEDEN dzień w roku, i dla niego choćby warto żyć :) 32-letnia ja ;) DZIĘKUJĘ kolejny raz...
OdpowiedzUsuńM.
To była sikorka modraszka...
OdpowiedzUsuńCzyli jednak sikorka... piękna była, jak z innej bajki :)
OdpowiedzUsuńhej, niesamowicie się Ciebie czyta.
OdpowiedzUsuńparalelizm składniowy, a szczególnie anafora to chyba mój najulubieńszy środek stylistyczny. Jesteś jej mistrzynią. Podziwiam ;-)
Dziękuję za gościnę ;-)
OdpowiedzUsuń