środa, 20 marca 2013

W realu


Jest marzec… Czas to przyznać: Jestem zmęczona byciem dzielną, odważną, samowystarczalną, wyrozumiałą, zaradną, rozumiejącą, mądrą, cierpliwą, taką dorosłą. Jestem zmęczona zastanawianiem się jakie procesy we mnie zachodzą, co jest cieniem, a co nim nie jest, co to znaczy, że śnił mi się sex z chłopakiem z liceum albo trup też może być z liceum, jakie warzywo ma więcej witamin i dlatego najlepiej używać cholernie drogiej wyciskarki zamiast zwykłej sokowirówki. Katują mnie rozważania o tym ile powinnam zarabiać i co jeszcze trzeba zrobić by dotrzeć do szerszego odbiorcy, jaki kurs skończyć, komu zapłacić, komu wejść w tyłek, jakie kontakty uruchomić. Męczą mnie dyskusje o tym co zostało przetworzone i ile razy, a co jest szczęśliwe kiedy pozostaje w ziemi przez nikogo nie ruszane. Puchną uszy od teorii dotyczących analizy mojego potu, że jak pachnie tak to znaczy, że za dużo owoców, a jak nie pachnę wcale to też znaczy coś złego, a jak zbyt intensywnie to też gdzieś się coś zablokowało… Nudzi mnie badanie zależności tego, co w ciele, dlaczego boląca łydka ma wpływ na napięcie w karku i że tam jakiś meridian czegoś tam i że to punkt akupresurowy na kolanie mnie gniecie, a tak naprawdę to żołądek, no i ta wątroba, która się biedna oczyszcza i stąd na pewno boli mnie łopatka, albo sam mózg. Trzeba mi WOLNOŚCI! DYSTANSU! WYJŚCIA POZA te ograniczające szczegóły i uznania choć raz, że TO CO JEST jest IDEALNE i niczego nie trzeba od razu ratować ni naprawiać…

Odpadam przy kolejnych teoriach co powinnam jeść nawet jeśli to jedzenie mi kołkiem staje w gardle, bo obecnie nic jeść nie chcę i mi w ogóle jedzenie obrzydło, za to pić mogę jak wielbłąd tuż przed wyschnięciem. No a przy kolejnych gdybaniach typu: boli Cię (wycięty!) woreczek żółciowy, tak, to twoja złość moja droga, faktycznie mnie szlag trafia i mam ochotę dać jej upust, ale jednak wolę wolność niż kratki, chociaż z drugiej strony… I jak to może mnie męczyć przecież JA SIĘ TYM ZAJMUJĘ i ja MUSZĘ TO WIEDZIEĆ I ZNAĆ, jak chcę innym potem POMAGAĆ? No cóż, nie muszę nic wiedzieć, niczego znać, jedyne co chcę robić, to swoje, a na resztę nie mam wpływu. Albo coś poczuję, albo nie. Albo będę miała wizję, albo nie. Albo coś powiem, albo nie. Koniec kropka. Życie toczy się dalej. Może jutro spakuję plecak i pojadę przed siebie, a może nie… I w nosie mam czy to będzie ucieczka i przed czym, a może nie…

Ostatnia sesja masażu jaką miałam była przeciekawa i też dała mi dużo do czucia (nie mylić z myśleniem…). Klientka usiadła naprzeciwko mnie i… przez jakieś 10 minut milczałyśmy. Każda z nas słuchała. Była w kontakcie z sobą. Każda tak jak umiała. Ona z sobą. Ja z sobą, ja z nią. My razem. I było wiadomo kiedy można już coś powiedzieć, i wcale nie było niezręcznie i głupio tak przyjść na masaż i milczeć zanim cokolwiek się zacznie. W jej oczach było wszystko powiedziane, tak, teraz jestem gotowa coś powiedzieć, proszę bardzo, pogadajmy... I uwielbiam ten moment po sesji, kiedy też niczego nie trzeba mówić, bo wszystko zawiera się w tak ogromnym czuciu, że grzechem jest je bezcześcić czczą paplaniną. Dopiero później pojawiają się pytania, a co, a jak, a dlaczego, a po co. I ok, to zadanie umysłu, potrzebny on, niech ma swoje pięć minut, ale zanim on wchodzi na arenę, otwiera się nowa przestrzeń, gdzie głowa ze swoją wiedzą nie ma najmniejszego znaczenia…

Więc tej wiosennej marcowej zimy przyznaję, że jestem zmęczona… Tak po ludzku zmęczona. Chcę spać i śpię. Chcę leżeć i leżę. Chcę słuchać muzyki i słucham. I nie wiem skąd nadejdą środki do życia, ale zmęczyło mnie myślenie o tym i tworzenie nowych pomysłów i słuchanie nowych i starych rad… I w tym zmęczeniu nic nie wiem, nie rozumiem, nie kumam, nie pojmuję. Nie wiem gdzie, jak, z kim, którędy. A najświetniejsze w tym wszystkim jest to, że NIE MUSZĘ wcale wiedzieć już teraz! TO przyjdzie kiedy będzie mu się chciało, albo nie. Wrzuć na luz Agnieszko bo ci żyłka strzeli… I potem będzie trzeba meridiany łatać! (Ależ my się potrafimy zaplątać! Ależ potrafimy być śmiertelnie poważni co do swojej osoby, ba, co do problemów kto jakie ma i czyje są poważniejsze! Śmiechu to warte…).

Genialne było ostatnie spotkanie z przyjaciółką. Dwie intelektualistki się zebrały. Nad smakowitą kawą z pianką wymieniały się swoimi wątpliwościami, przeklinały, gdybały, rozważały. Że wiosna, że czas się zakochać, że kolejne lekcje do przerobienia, że nic nie wiemy, że podziały na świecie, że czarne i białe istnieje, że te wcielenia takie ciekawe no i dlaczego jakoś nie pamiętamy tych ostatnich i może by było łatwiej być w tym, co aktualnie się odbywa gdyby się pamiętało, że pewne sprawy to już w czasach Jezusa…
Głupawka nas ogarnęła taka, która trzymała jeszcze długie długie godziny... Takie poważne miny miałyśmy przy tym z absurdalnym chipsem -70%tłuszczu mniej (wiadomo, pozory przyzwoitości trzeba zachować!). Mnie trudno było utrzymać równowagę na macie do jogi, a w relaksie to już zero powagi było, no wstyd, taką poważność poważnej śavasany zakłócać… A po drugiej stronie Gdyni dwa koty zaskoczone obserwowały głośny śmiech swojej pani, co tej odbiło? (Choć w oryginale było: what the fuck? ;-))

Teorie… Takie umiłowane przeze mnie… Byłam jak gąbka chłonna wiedzy… Chciałam rozumieć… Chciałam wiedzieć… Chciałam wyjaśnień… Ale JAKIE TO MA ZNACZENIE? ŻADNEGO! (przepraszam, dla mnie nie ma w tej chwili żadnego znaczenia, może dla Ciebie ma, nie ma w tym nic złego). Doprawdy teorie nie mają dla mnie aktualnie ŻADNEGO znaczenia! Życie to nie teoria. To żywy człowiek. Jego ciepło. Jego zapach. Jego emocje. Jego reakcje. Jego bliskość. Jego uśmiech. Jego Fero-Mony (to tajny szyfr J). Życie, które się odbywa tu i teraz ma w nosie co się działo w czasach Jezusa. Strasznie poważne dyskusje z mą żywą przyjaciółką nie automatem odłożyłyśmy na bok, robiąc miejsce śmiechowi do bólu mięśni brzucha. Strasznie poważna ta duchowość jakaś, a mnie się już w nią nie chce bawić… Jak widzę swoje poprzednie blogowe wpisy, mam ochotę je skasować. Matko, ale powaga! Ale filozofia! Ale rozważania rozważnej i romantycznej! Ale je zostawię, bo są częścią mnie sprzed jakiegoś czasu. Są czymś, czego nie wystudiowałam, nie wyssałam z palca, a czymś co przeze mnie przepłynęło i porwało mnie w głębię która czasem się pojawia a czasem nie. I nie wiem czy pojawią się jakieś kolejne wpisy bo może i to się skończy. Nie przywiązuję się już nawet do tej weny, która robi ze mną co chce, w porach tak dziwnych, że trudno doszukiwać się jakiegoś większego sensu w jej nadejściu lub nie.

Zatem adios! Jestem ŻYWĄ Agnieszką. Kto chce mnie spotkać, zapraszam do kontaktu osobistego. Lojalnie ostrzegam… Aktualnie nie wiem jak pachnę i czy to spowodowane jest kawą, owocami czy paleniem kadzideł bez umiaru. Aktualnie nie wiem co się stanie jak się naciśnie moje ramię i jaki prąd i gdzie pobiegnie. Aktualnie pozostaję ŻYWA i jestem czymś więcej niż tymi tu wpisami…

Bywajcie moi drodzy. Dziękuję, że Wam się chce czytać i być ze mną w formie wirtualnej, ale proszę, pamiętajcie, że ważne jest to czyje ciepło czujecie obok, z kim wymieniacie swoje płyny ustrojowe i nie tylko ;-). Pamiętajcie, że ważny jest ŻYWY człowiek i czasem warto z nim spędzić czas. I jak to powiedziała ostatnio znajoma, która do mnie po latach wielu zadzwoniła: - Agnieszko, dzwonię, żeby Ci podziękować za Twojego bloga i robię to dziś, bo mogę nie mieć jutro okazji, a chcę żebyś to wiedziała.
I ten telefon zmienił mój dzień… A mógł wyglądać naprawdę podle… Dziękuję.

Dlatego Człowieku, spójrz obok na Człowieka. Bądź z nim. Odłóż na bok swoje urażone coś tam. Wyjdź poza schemat. Nie myśl jak to jest być z kimś, po prostu z nim bądź, wąchaj, smakuj, czuj, zostaw oceny, powagę waszych osobistości. Nie uciekaj. I... Śmiej się, śmiej na całego!

11 komentarzy:

  1. hahahaha - tyle powiem (i wiadomo o co chodzi :))

    p.s tak, koty zdecydowanie miały 'wyraz twarzy' - what the fuck? :))

    p.s.1 srał to pies :)


    OdpowiedzUsuń
  2. "To jest normalny objaw pohibernacyjny" ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. wiesz, nawet jakby był nienormalny to i tak niech jest ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. normalność istnieje już tylko w słowniku języka polskiego pod literką "N" ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. A to jeszcze do tej litery nie doszłam :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Lepiej dojść do czegoś innego :P

    OdpowiedzUsuń
  7. :P niech sobie każdy dochodzi gdzie chce (z kim/jak itp:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Otóż to, Ty się martw o siebie, a ja o siebie :P
    a i tak to wszystko szlag trafi :P

    OdpowiedzUsuń
  9. ale też bez przesady z tym martwieniem się ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. zdecydowanie wolę się chichrać ;-)

    OdpowiedzUsuń

Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)