poniedziałek, 18 marca 2013

Poniedziałkowe fanaberie


- Masz jakieś spotkania w tym tygodniu? – pyta mnie przyjaciółka w poniedziałkowy poranek.
- Nie. Jeszcze nie…

Trzy godziny i kilka akcji oczyszczania mieszkania później okazuje się, że spotkanie mam i to dziś, w boskim towarzystwie. I może był to mężczyzna, a może kobieta. I może wypiłam z nim lub z nią kawę. I może byłam naga, a może ubrana i może on lub ona też w stroju lub bez. I może działo się tak dużo, a może nic się nie działo. A może był śmiech, a może były łzy. Wróć, w tym towarzystwie możliwy jest tylko śmiech z głębi trzewi, głupawka, spontaniczność i wszystko co „nie przystoi”… A może były dzikie tańce przy muzyce, a może medytacja w parach. A może było zdrowe jedzenie, a może upoiliśmy się alkoholem i innymi mało duchowymi środkami. To nie ma znaczenia!

To, co rano było prawdą, w chwili gdy przykładam głowę do poduszki jest kłamstwem. Minęło, nie wróci, czas przeszły dokonany. Między godzinami dnia przechadzałam się bez wstydu, głęboko oddychając, z wypchniętą piersią do przodu (a nawet dwiema i to bez stanika!), bez myśli natrętnie nieistotnych, pochłaniając każdą chwilę na całego. Dziś nie myślę o tym jak żyć i co jest dobre, a co złe (Jutro to się może zmienić, ale dziś nie dbam o to, co jutro). Od nadmiernego myślenia tylko głowa boli, więc ją sobie odkręcam by czuć całą bezgłową powierzchnią. Przecież jakieś 90% rzeczy których się obawiamy się nie wydarza… więc na cholerę to mielić w głowie? Na co komu dziś to, co było wczoraj lub nadejdzie jutro? Mnie we wczoraj już nie ma. Do jutra dojdę lub nie. Bywam w dziś i to mi wystarcza. Po prostu żyję z chwili na chwilę, dając jej nadejść i odejść. Czasem reaguję, a czasem nie. Czasem robię coś za mocno, czasem za słabo, a czasem w sam raz. A czasem nic nie robię. To nie ma znaczenia… Nie żałuję tego kim byłam, kim jestem, kim się staję. Jestem człowiekiem z krwi i kości, cokolwiek to znaczy, choć prawdopodobnie nic nie znaczy! Aha i kobietą też jestem. I to jest świetne! I też nic nie znaczy, oprócz faktu samego mego istnienia. Dostałam życie. Zajmuję się nim. Jest co robić!

I cytując klasykę… Elektryczne Gitary pasują idealnie do poniedziałkowej duchowości!

Byłem w Rio, byłem w Bajo, miałem bilet na Hawajo,
Byłem na wsi, byłem w mieście, byłem nawet w Budapeszcie.
Wszystko chuj
O ja wam mówię, wszystko chuj… O!
Może czasem trochę mniejszy,
Ale potem jeszcze większy.

Poniedziałek można uznać, za wyssany do ostatniej kropli poniedziałkowego powietrza! Jutro nie ma znaczenia! Jak dla mnie może nadejść lub nie. Wisi mi to! Otworzę oczy we wtorku lub nie. I zobaczę jakie chwile napłyną lub nie. I może w nie wskoczę, a może pozwolę im przepływać obok, a może to też nie będzie miało znaczenia!

2 komentarze:

  1. A w czasach Jezusa... ;)
    się podpisuję. i może byłam na tej imprezie a może nie. ale było super ;)

    mona - zdecydowanie nie automat.

    OdpowiedzUsuń
  2. No już dawno się tak nie naśmiałam! Z kimś jak z kimś, ale co się działo jak towarzystwo się rozeszło... Samiuśka z taką głupawką...! Zdecydowanie ciekwy ze mnie "przypadek" do diagnozowania... :-)
    Tak... a w czasach Jezusa... :P
    Życie jest świetne! The end!

    OdpowiedzUsuń

Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)