
Twoje nadejście zapowiedział zapach. Moja pustka wyczuła cię
bezbłędnie, mieszanka drzewa sandałowego, piżma i nutka jaśminu. Każde z osobna
i w różnych konfiguracjach przenikały twoje ciało i łączyły ze skórą. Nadszedłeś tak cicho, spokojnie, z łagodnością godną tylko wędrownego
ascety. Pamiętam, że przywitałeś mnie milcząco, przykładając czoło do mego
chłodu. Westchnąłeś z ulgą, żar lał się z nieba niemiłosiernie. Poczułam
przyjemną wibrację w swoim wnętrzu, formującą się na kształt uśmiechu aprobaty
i zachęty. Odebrałeś wiadomość i zrobiłeś pierwszy krok w mą głębię, która nie
wiedziałam gdzie się zaczyna, ani gdzie kończy. I wiedziałam, że od teraz
zmieni się wszystko. Że twoje oczy, ciało i oddechy rozpoczną coś ważnego...
Usiadłeś po środku mej chłodnej wilgoci. Głowa nieznacznie opadła
ci ku piersi, a zamykające oczy wydały delikatny szelest. Twój wdech stał się
moim pierwszym wdechem. Twój głęboki wydech, moim. I nie wiem co się stało
dalej ani jak, ale poczułam, że schodzę razem z tobą, głębiej i głębiej w to,
gdzie nie ma początku ani końca. Moja głębia była twoją, twoja moją, a i tak
obie wtapiały się w tę, gdzie wspólnie wędrowaliśmy, a czego nie usiłowaliśmy
nazywać.
Twoje ciało tak skąpo ubrane, niemal płonęło z gorąca.
Poczułam rozchodzące się po moich ścianach ciepło i już nie byłam chłodna, a
moja wilgoć łączyła się w kropelkami twojego potu. I nie wiem jak długo tak
trwaliśmy, dni, miesiące czy lata. To w czym byliśmy zanurzeni, prowadziło nas
w dół i choć wydawać by się mogło, że tam tylko ciemność niesie nas na swoich
eterycznych skrzydłach, gdybyś otworzył oczy, poraziłaby cię jasność. Och,
wędrowny asceto, świeciłeś! Twoje ciało świeciło milion razy intensywniej niż
jakikolwiek ogień, a twój blask wnikał w moje rozgrzane i wilgotne ściany, rozmiękczając
ich twardą strukturę.
I przyszedł czas wynurzenia. Nie miałam żalu, że to koniec
podróży. Wiedziałam, że twoje bose stopy poniosą cię dalej, że takich jak ja
jest więcej, że twoim zadaniem jest wędrówka do granic głębi, która wcale tych
granic nie posiada. Dzięki tobie wędrowny asceto pachnący drzewem sandałowym,
piżmem i nutką jaśminu zrozumiałam, że wszystko ma swój cel, zostało stworzone
po coś takie a nie inne, że wszystko jest z sobą połączone i że nawet taka
jaskinia jak ja, gdzieś w wysokich Himalajach nie jest przypadkiem…
Zanim odszedłeś, przytknąłeś swoje czoło do mnie po raz
drugi i ostatni. Trwaliśmy złączeni niczym para kochanków dotykających swoich
serc miękkimi dłońmi. I choć odszedłeś tak cicho i łagodnie jak się zjawiłeś, nie
było mowy o rozłączeniu. Już nie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)