piątek, 22 lutego 2013

Czarne dziury pamięci


Zadziwia mnie wybiórczość mojej pamięci. Pozbywając się sukcesywnie setek przedmiotów z życia, z trudem przypominam sobie okoliczności w jakich znalazły się w moim posiadaniu. Nie pamiętam dat, rocznic, granic, ważności dni minionych. Żyłam tak nieuważnie, że już nie wiem co było prezentem, a co zwykłym zakupem. Sama czy z kimś? W Polsce czy poza? Nie doceniałam. Nie czułam. Nie widziałam. I nie mam żalu. Nikt mnie nie uczył uważności. Czasem nauczyciel w szkole smagał słowami: - Proszę o ciszę! Uważaj na lekcji!
I może trzeba było sobie te słowa bardziej wziąć do serca? Może po drodze ktoś wylałby przeze mnie mniej łez, a może nie spotkalibyśmy się wcale i miałby odroczony wyrok? Może sama zrobiłabym więcej by żyć spójnie zamiast gnać z obłędem w oczach w chaosie dni, które gubiły się w plątaninie ciemnych myśli?
Nie wiem. Mój Boże, jak ja nic nie wiem…

Zabawnie to życie się konstruuje. Trzeba mi było stracić wszystko by zyskać wszystko… By docenić to, co się miało. Dziś już tylko w sercu wrzucam wspomnienia do wyciskarki wnętrza i wychylam kielich stuprocentowego soku, który wzbogaca ciało, przenika do duszy i zapisuje się w niej spóźnioną pamięcią.

Zwykła czarna sukienka… Miałam ją tyle lat. Przemieszczała się ze mną z miejsca na miejsce. Zwykła rzecz, niezauważalna  na co dzień. Przyszedł dzień, że zebrała w sobie tyle wspomnień, tyle spojrzeń, tyle westchnień, że już więcej nie była w stanie pomieścić. Niezobowiązująco wyjęłam ją z szafy. Wiedziałam, że choć nadal mi się podoba, ona już do mnie nie należy, że nie jestem w stanie ubrać tego skąpego kawałka materiału podkreślającego to, co kobiece, a jednocześnie wiele pozostawiającego wyobraźni… Gdybym ją ubrała ten jeszcze jeden raz, przygniótłby mnie jej ciężar. I byłabym rycerzem pokonanym w turnieju, a tłum wskazywałby kciuk ku dołowi rycząc bezlitośnie. Zabij! Zabij!

Dotknęłam jej czarno koronkowego chodu. Przymknęłam oczy. Pod powiekami rozpoczęło się przedstawienie. Od jej narodzin, gdzieś, w czyichś dłoniach, po wywieszenie w sklepie, nalepienie metki z ceną, niezliczoną ilość przypadkowych i znudzonych dotknięć, po to jedno moje, które zabrało ją do domu. Akt za aktem, a główną rolę gra ona, ja w niej i ci którzy dotykają nas wzrokiem, chłodzą westchnieniem, zraszają potem… Zanim kurtyna opada, przytulam ją, gładzę delikatną strukturę, dziękuję za to, co zebrała i… Wyrzucam. Pamięć uwolniona czy odzyskana?

Kurtyna opada. Brak oklasków. Publiczność odchodzi obojętna i nie ogląda się za siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)