Zadziwia mnie wybiórczość mojej pamięci. Pozbywając się sukcesywnie
setek przedmiotów z życia, z trudem przypominam sobie okoliczności w jakich
znalazły się w moim posiadaniu. Nie pamiętam dat, rocznic, granic, ważności dni
minionych. Żyłam tak nieuważnie, że już nie wiem co było prezentem, a co
zwykłym zakupem. Sama czy z kimś? W Polsce czy poza? Nie doceniałam. Nie czułam. Nie widziałam. I nie mam żalu. Nikt
mnie nie uczył uważności. Czasem nauczyciel w szkole smagał słowami: - Proszę o
ciszę! Uważaj na lekcji!
I może trzeba było sobie te słowa bardziej wziąć do serca?
Może po drodze ktoś wylałby przeze mnie mniej łez, a może nie spotkalibyśmy się
wcale i miałby odroczony wyrok? Może sama zrobiłabym więcej by żyć spójnie
zamiast gnać z obłędem w oczach w chaosie dni, które gubiły się w plątaninie
ciemnych myśli?
Nie wiem. Mój Boże, jak ja nic nie wiem…
Zabawnie to życie się konstruuje. Trzeba mi było stracić
wszystko by zyskać wszystko… By docenić to, co się miało. Dziś już tylko w
sercu wrzucam wspomnienia do wyciskarki wnętrza i wychylam kielich stuprocentowego soku, który
wzbogaca ciało, przenika do duszy i zapisuje się w niej spóźnioną pamięcią.
Zwykła czarna sukienka… Miałam ją tyle lat. Przemieszczała
się ze mną z miejsca na miejsce. Zwykła rzecz, niezauważalna na co dzień. Przyszedł dzień, że zebrała w
sobie tyle wspomnień, tyle spojrzeń, tyle westchnień, że już więcej nie była w
stanie pomieścić. Niezobowiązująco wyjęłam ją z szafy. Wiedziałam, że choć
nadal mi się podoba, ona już do mnie nie należy, że nie jestem w stanie ubrać
tego skąpego kawałka materiału podkreślającego to, co kobiece, a jednocześnie
wiele pozostawiającego wyobraźni… Gdybym ją ubrała ten jeszcze jeden raz,
przygniótłby mnie jej ciężar. I byłabym rycerzem pokonanym w turnieju, a tłum wskazywałby kciuk ku dołowi rycząc bezlitośnie. Zabij! Zabij!
Dotknęłam jej czarno koronkowego chodu. Przymknęłam oczy.
Pod powiekami rozpoczęło się przedstawienie. Od jej narodzin, gdzieś, w czyichś
dłoniach, po wywieszenie w sklepie, nalepienie metki z ceną, niezliczoną ilość
przypadkowych i znudzonych dotknięć, po to jedno moje, które zabrało ją do
domu. Akt za aktem, a główną rolę gra ona, ja w niej i ci którzy dotykają nas
wzrokiem, chłodzą westchnieniem, zraszają potem… Zanim kurtyna opada, przytulam
ją, gładzę delikatną strukturę, dziękuję za to, co zebrała i… Wyrzucam. Pamięć uwolniona
czy odzyskana?
Kurtyna opada. Brak oklasków. Publiczność odchodzi obojętna
i nie ogląda się za siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)