Wtedy wyszłaś w noc. Czas nie grał roli. Nie dziś. Nie z twoją energią, która kazała ci przełamać kolejny schemat i iść.
Nogi niosą cię na dworzec. Wsiadasz w pociąg. Zamykasz oczy, ruszasz. Otwierasz oczy, czas wysiadać. Idziesz pustymi chodnikami Gdańska. Pada śnieg. Mokry, letni, a może to od twojego gorąca on też się rozpala. Wiesz, że tak naprawdę idziesz gdzieś, w konkretnym celu, odwiedzić kogoś tą wieczorną porą, ale w świetle nocy gubisz przyczynowość i skutek. Wilgotny śnieg doprowadza cię do szaleństwa, porywa do tańca, łaskocze stopy i śpiewasz, śpiewasz tak głośno, choć żaden dźwięk nie wydobywa się z twojej piersi. Jest tylko równy krok i śnieg. Jego chrupotanie pieści twoje buty, ale zdaje się jakby całe ciało ulegało temu czarowi. Czerwone światło wystraszone, gwałtownie zmienia się na zielone, bojąc się, co będzie jeśli zechce cię zatrzymać...
Idziesz w świetle nocy, zamieniasz się w śnieżne chrupanie. Twoje stopy masują mokry śnieg, a może to on masuje ciebie. Zlewasz się z tym, co napotykasz, zamykasz oczy tak ci rozkosznie iść poza przyczynowością, czasem i wszelkimi skutkami. Mijasz most. Nabierasz chęci by swoje ciało wygiąć w łuk triumfalny dnia, który nie ma końca ni początku, nie ma ciała ni żadnej narzuconej formy, łączy wszystko z niczym. Noc obserwuje cię odważnym okiem smukłych latarni. Zdaje się cieszyć, że sprawy wyglądają dziś właśnie tak a nie inaczej, że spadła czyjaś maska z wielkim hukiem, że obnażona prawda niczym noworodek wydała pierwszy krzyk, że porzuciłaś znany rytm dnia i weszłaś ufnie w noc tak mocno, że jej odurzająca ciemność krąży w twoich żyłach i wydobywa też prawdę o tej, która wędruje…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)