środa, 20 lutego 2013

Derwisz


Przyglądam się jej jak odziera się kawałek po kawałku ze starej osobowości. Wiruje pomiędzy fragmentami swojego życia z coraz większą lekkością. Kręci się i kręci. Rozkłada ręce by czuć powietrze, które zaczepia jej dłonie. Włosy swobodnie okalają jej twarz. Stopy przestawiają się jedna za drugą, mięśnie napinają, rozluźniają. Piersi unoszą i opadają. Oddech spiralą przewierca całe ciało. Jedno miejsce, jena kobieta, jeden organizm. Kręci się tak szybko, że gdybyś przystanął z boku widziałbyś nieznaczne zakrzywienie w przestrzeni, tęczowy refleks, który ją przyodziewa. Z każdym obrotem z jej palców wycieka kolejna niepotrzebna rzecz, emocja, reakcja. Każdy jeden obrót zdejmuje pamięć tego, co było i nie pozwala na nałożenie żadnej nowej szaty. Pędzi tak szybko… W tym ruchu jest jedynie miejsce na wir teraźniejszości.

Im dłużej ją obserwuję, tym bardziej przypomina mi gigantyczne wiertło, które zanurza się w kolejne warstwy ziemi w poszukiwaniu cennej wody na pustyni. Przebija się przez równo ułożone skorupy spraw, których wydawało się, że już dawno nie pamięta. Może ona nie, ale jej ciało tak. Obrót kobiecego wiru zdejmuje i to wspomnienie, gdzieś z głębin brzucha. Uwolnienie przynosi nową jakość energii, która nadaje jej lekkości tak eterycznej, że mogłaby spokojnie odlecieć, ale ona paradoksalnie osadza się głębiej w tym, co jest. Nie chce nigdzie uciekać, zrywać się z żadnej smyczy, ani nikogo na niej ciągnąć.

Wyczuwam, że wirująca nie ma pojęcia co będzie kiedy przestanie się kręcić, kiedy nie zostanie już nic, co wskaże na jakiejkolwiek płaszczyźnie związek z tym, co zbudowała dotychczas. Mimo to, kręci się gnana ciekawością czy ci, którzy szli przed nią mieli rację. Kręci się, choć wie, że każdy jeden obrót oddala ją od tego, co znane, a przybliża do ścieżki, której nie ma na żadnych wykresach, nie określają żadne współrzędne, a żaden kompas nie potrafi wskazać odpowiedniego kierunku.

Gubi więc po drodze łzy, pot, nadmiar ciała, przedmioty, ludzi, emocje, sprawy, obrazy. Gubi, a może właśnie odnajduje? Kręcąc się balansuje na linie. Tak cienkiej, że mam trudność by ją zobaczyć, ale jej się udaje. W końcu to jej lina. Zna każdy cienki zakamarek, supełek, przetarcie, zgrubienie, słabość i siłę.
Przy którymś obrocie, tuż blisko jądra ziemi, a może i po środku niego, wciąga mnie do swojego wirowania. Zasysa tak mocno, a ja nie protestuję. Mam wrażenie, że zanim wynurzamy się na powierzchnię narodziło się i zmarło tysiące gwiazd. Powstały wszechświaty i uległy zniszczeniu. I nagle, tak po prostu po środku pustego pokoju, wszystko ustaje. Odarta ze wszystkiego. Jesteś. A ja wraz z tobą. Integracja dokonana. Wolna wchodzisz na swoją ścieżkę. Nie wiem jak, ale doskonale wiedziałaś, gdzie jest. Nawet nie musiałaś jej szukać. Jakbyś gdzieś podświadomie wiedziała, że kiedy odrzucisz wszystko, co potrafisz nazwać, dopiero wtedy objawi się w całej okazałości i będziesz wiedziała jak po niej wędrować, choć nikt tędy nie wędrował bo i nie mógł... To twoja droga. Tylko ty wiesz. Tylko ty znasz odpowiedzi. Tylko ty możesz tego dokonać…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)