wtorek, 12 lutego 2013

Mów do mnie jeszcze...




Tylu przede mną pisało i mówiło, że to, co prawdziwe, jest nieopisywalne. Mimo to, każdy usiłuje ubrać doświadczenie w słowa. Dusza nadaje im kształt i wystawia na pokaz publice, która z tej sztuki nie rozumie zbyt wiele, kolejny bełkot nawiedzonego abstrakcjonisty. I sama podobnie wpatrywałam się w dzieła, dotykając ich tylko po powierzchni, a czasem i ona była dla mnie nazbyt rozmyta…  Potrzebowałam czasu by wejść głębiej w to, co pomiędzy zwykłym słowem i pozwolić by wibracja niewypowiedzianego osiadła na duszy.

Ubranie czegoś w formę, stwarza dla tego co jest, więzienie… To tak, jak powiedzieć kocham cię, a przecież to tylko słowa, które zawierają w sobie dużo więcej niż litery, tych barw miłości nie ma w słowach, jest pomiędzy nimi, w niemym drżeniu, w ciszy, oddechu.

Więc zastanawiam się czasem po co ubieram w ciasne szmatki utkane z jedwabnych liter to, co wymyka się opisowi? Dlaczego jak mała dziewczynka ubieram lalki chwil głębokich w ubranka z cekinami słów? Nie wiem… To potrzeba silniejsza ode mnie. Przynosi tyle radości, kiedy się pojawia. Uwielbiam kiedy mnie odwiedza i zostaje na dłużej. Pojawia się w tak dziwnych momentach, czasem w snach, czasem podczas pracy czy spaceru, że za nic nie można jej ignorować. Kiedyś tak zrobiłam… Na półtora roku zamknęłam szczelnie okiennice mojego domku dla lalek. Zaczęłam się dusić. Dosłownie… Zrozumiałam swój błąd. Tego, co z serca, nie można zniewolić... Zburzyłam mury, posiałam trawę, powiesiłam hamak. Siadam w nowej przestrzeni i oddycham pełną piersią. Słucham jak trawa rośnie i szumi, bujam się w hamaku, a muza szepce słowa. Bo nawet one do mnie nie należą. Dopóki ona je dyktuje, z radością zapisuję, by je uwolnić. Niech robią to, co mają do załatwienia. Co? No tego już nie wiem. Moja opowieść kończy się z ostatnią postawioną kropką i nic mi do tego, co jest później…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)