Przyjaciółka napisała mi niedawno: - Spotkajmy się
w kawiarni Costa by coffee heaven. To jest na Świętojańskiej, tam, gdzie
mieszkałaś ostatnio.
Uśmiechnęłam się, bo mnie już lepiej przypomnieć,
gdzie urzędowałam… Tyle tego było w ciągu roku. Czegoś swojego, czegoś
użyczonego, czegoś sprezentowanego na chwilę… Można powiedzieć, że byłam nawet
bezdomna. Bardzo stresowałam się będąc za granicą, jak sobie po powrocie to
życie poukładam, do czego wrócę i czy w ogóle chcę. Przecież mogę ruszyć
wszędzie i to już nie będzie ucieczka… Bałam się zaufać własnej sile. Nie mogłam spać. Nie mogłam jeść. I
wygrywała myśl, że przecież rok nieobecności, to przy mojej pracy zniknięcie porównywalne ze zniknięciem na zawsze. I nie wiem czy mam
wystarczająco dużo siły, by po raz kolejny zaczynać od nowa… Na szczęście
pojawiły się dobre istoty, które przygarnęły moje przedmioty, przechowały, a
zarówno przed wylotem jak i po powrocie dały przyjazne kąty, gdzie mogłam złożyć
głowę do snu. Nakarmiły. Napoiły. Nie wiem czym zasłużyłam, może niczym, a może wszystkim... Opatrzność ich zesłała. A potem życie potoczyło się poza moją
kontrolą, pokazując jak niepotrzebnie swą głowę przeciążałam i żywiłam ciało
stresem…
Dziś wiem, że zamartwiając się Tam, co będzie Tu,
nie miało sensu… Tu samo się o siebie zatroszczyło. Dziś wiem, że wszystko, co
doprowadziło mnie to mojego Tu, było potrzebne. Gdyby nie było to by się nie
wydarzyło ;-). Dziś wiem, że dojście Tu, zajęło mi tyle czasu, ile miało zająć
i nie muszę się z niczyimi wynikami porównywać. Do mojego Tu, doszłam w swoim
rytmie, sama i z pomocą tych, którzy zachęcali, jak i tych, którzy odradzali
wyruszenie gdziekolwiek. Do mojego Tu doszłam bez tych, którzy obiecywali, że
będą, choć szczerze ostrzegałam, że ze mną to wcale tak hop siup i prościutko
to nie jest. Odpadli po drodze, nie wytrzymując tempa. Do mojego Tu doszłam z
tymi, którzy niczego nie obiecywali, po prostu podzielili się sobą, przyjmując
mnie całą, nawet kiedy sama siebie odrzucałam.
Rozsiadam się wygodnie w moim Tu i Teraz, które
nie przynależy do żadnego konkretnego miejsca ani czasu. Tu i Teraz jest
przestrzenią, wypożyczoną mi na chwilę. Ode mnie zależy jak głęboko w nią
opadnę i co w niej zobaczę. Moje Tu i Teraz potrafi wchłonąć mnie na tyle, że
następuje unicestwienie tego, co fizyczne, dotykalne. Nie jest ucieczką ani
znikaniem, nie jest zatraceniem się ani zapomnieniem. W moim Tu i Teraz
powstaje całkowicie bez wysiłkowo kolejne Tu i Teraz. Zwykłe. Naturalne. Proste. Pomiędzy nie ma
przeszłości ani przyszłości, te historie tworzy umysł, któremu ulegam jeszcze w
chwilach rozkojarzenia…
ja dzięki jodze oznałam dobro jakim jest właśnie tu i teraz...." Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie. Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichlerzy, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? Kto z was przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie tym bardziej was, małej wiary? Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo /Boga/ i o Jego Sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy." (Mt 6,24-34)
OdpowiedzUsuń