Ruszyła maszyna ciała o poranku. Ociężale, że bardziej się
już nie dało. Powoli, ospale, leniwie. Krok za krokiem, dłoń za dłonią, oddech
za oddechem. Woooooolno. Tip-topem. Ślimaczo. Poranne aktywności jakby w
spowolnionym rytmie, ciału się nie chciało, nic robić, nigdzie iść. Więc
dobrze, niech mu będzie leniwie, ale idźmy mimo wszystko tam, gdzie mamy dojść.
Na poranną sesję jogi. Noga za nogą, ruszyła maszyna przed siebie. Z każdym
oddechem było jej lżej, choć nadal powoli i ospale. Po drugiej godzinie ćwiczeń już
inaczej, więcej przestrzeni, życia, energii. Więc krok za krokiem już szybciej
następują po sobie. Sen z komórek się ulotnił po finalnym relaksie. Ciało
dostało herbatkę lipową z imbirem, żeby mu było przyjemnie, odżywiło się
surówką marchewkowo-jabłkową i poszło już szybciej i szybciej i raźniej i
raźniej na spotkanie by świętować. Niby była okazja, ale i też bez okazji.
Dziś świętowałam swoje jutrzejsze urodziny. Nikt mi nie
zabroni, a co mi tam! I dlatego od rana mimo ospałości, towarzyszył mi odświętny
nastrój, który z godziny na godzinę się rozprzestrzeniał by nad talerzykiem z
pyszną domową drożdżówką sięgnąć zenitu. I warto było wyjść, choć jedyne co się
chciało to być w łóżku, a najlepiej to w nim zniknąć. I warto było porozciągać
ciało, choć ono się kuliło, a każde jedno ścięgno błagało by go nie tykać. I
warto było oddychać, choć powietrze jakby dziś błądziło i nie wiedziało którędy
i gdzie wędrować. I warto było przełamać wiele schematów i wszelkie „nie dziś”,
„nie teraz”, „ale”, „może innym razem”. Dzień zgotował mi mnóstwo
niespodzianek, a każda jedna nie mogłaby się narodzić, gdybym zgodnie ze starym
myśleniem pozostała w domu, zamykając drzwi do wszelkich doznań. Warto było
łagodnie i z miłością przemówić do zmęczenia by usiadło na ławkę rezerwowych.
Warto było podjąć wysiłek, nawet jeśli na pół gwizdka. Warto było dzień
przed-urodzin spędzić w towarzystwie kogoś, kto chciał być ze mną na wiele
różnych sposobów właśnie dziś, na milcząco, czytająco, gadatliwie, kawowo,
herbaciano, obiadowo, deserowo, sklepowo, jasno i w zapadającym zmroku.
Cieszę się, że maszyna ciała ruszyła o poranku. Nawet jeśli
ociężale. Dziękuję za DARY tego dnia. Sobie i wszystkim, którzy w nim zechcieli
gościć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)