piątek, 2 listopada 2012

Kiedyś jest DZIŚ


Pewnej nocy odwiedził mnie ktoś wyjątkowy. Ależ ucieszyło mnie to spotkanie! Nie widzieliśmy się trzynaście lat. Najpierw zobaczyłam jego oczy...
Wstyd przyznać, ale zaczynałam zapominać jak wygląda osoba, która zawsze zajmowała w sercu bardzo ważne miejsce. W mojej wyobraźni drobne zmarszczki wokół oczu wygładził czas zostawiając tylko te wyraźne na czole, wąsy równo przystrzyżone wcale nie były oprószone białymi nitkami tego, co nieuniknione, dłonie nie takie zmęczone od pracy jak mi się wydawało, a oczy... wiem, że zawsze patrzyły na mnie z miłością, ale jakiego są koloru? Szukam w obrazach z przeszłości, na zdjęciach, w sercu... Nie pamiętam. Teraz on stoi przede mną, taki realny. Jego brązowe roześmiane oczy przyglądają mi się z rozbawieniem. Widzę je wyraźnie, jak mogłam zapomnieć!

Wyciąga do mnie dłonie. W pierwszej chwili nie dostrzegam tego, co mi przyniósł, patrzę na niego i chłonę każdą sekundę. Tyle lat, tyle pytań i słów niewypowiedzianych, wszystko ciśnie się na usta, ale z jakiegoś powodu musi pozostać w niemej przestrzeni. Po chwili zwracam uwagę na to, co mi przyniósł, pieniądze, dużo pieniędzy. Wręczał mi banknot po banknocie, każdy o nominale 200zł, a kiedy uzbierało się tego wystarczająco dużo powiedział: „Teraz możesz spełnić swoje marzenie i pojechać na Hawaje”. Patrzył na mnie jeszcze tylko przez chwilę, jakby chciał mi przekazać całą swoją wiedzę, wlać w moje serce otuchę, pogłaskać po głowie i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.

Mój dziadek nie żyje od 13 lat. Jeden z kwietniowych snów zwrócił mi go na mgnienie nocy i przypomniał jak wyglądał naprawdę, jak pachniał, jak się poruszał, jaką miał skórę, jak brzmiał jego głos. Tyle chciałabym mu opowiedzieć, o wiele zapytać... Nie zdążyłam. Obaj dziadkowie odeszli zbyt szybko. Straciłam ich w półrocznym odstępie. Akurat przygotowywałam się do matury. Tej nocy nie spałam dobrze. Obudziłam się nagle, wyrwana ze snu, o trzeciej nad ranem. Dzwonił telefon. Głośno. Bezlitośnie. Nie mógł oznaczać niczego dobrego. Odebrałam. Usiadłam. Płakałam. Pożegnałam się z jedną z ważniejszych miłości mojego życia. Pół roku później, kiedy już wiedziałam, że jestem studentką, odeszła kolejna miłość.

Z jednym dziadkiem miałam się zobaczyć w szpitalu w niedzielę. W sobotnią noc odszedł. Z drugim widziałam się dzień przed śmiercią, czułam, że to nasze pożegnanie. Trzymał mnie za rękę i słabym głosem powiedział, że kocha. Tak szybko zapominamy, a po jakimś czasie już nam się tylko wydaje, że pamiętamy, żywimy się strzępkami całości bo nic innego nam nie pozostało. Przywołujemy słowa, które kiedyś miały paść, ale zatrzymały się na końcu języka, głaszczemy prezenty te nigdy nie przekazane, odtwarzamy spotkania do których nigdy nie doszło, karmimy się wymówkami i tylko pozornie nam z tym dobrze, bo po jakimś czasie pojawia się męcząca niestrawność, że jednak trzeba było coś zrobić w danym momencie, zanim wpadliśmy w sidła wymówek.

Swoją fabrykę pretekstów zamknęłam już jakiś czas temu, bo jaki jest sens utrzymywać coś, co zatruwa środowisko? Kiedyś myślałam, przecież nie będę dzwoniła do mamy tylko dlatego, żeby powiedzieć, że ją kocham. Po co zadręczać przyjaciółkę sms’ami o tym, że za nią tęsknię i jest mi bliska, choć mieszkamy kilka kilometrów od siebie? Co sobie pomyśli koleżanka jeśli podziękuję jej za co, że jest? Jak zareaguje dawna przyjaciółka kiedy powiem jej, że nie żywię już urazy, że to dziecinne?

Kiedyś myślałam, że to, co czuję jest dla wszystkich oczywiste i nie trzeba niczego mówić dużymi literami. Faktycznie, czasami wystarczy popatrzeć sobie w oczy i wiadomo, jednak jak często słyszymy od kogoś: kocham cię, jesteś fantastyczna, cudnie się śmiejesz, uwielbiam spędzać z tobą czas, jesteś dla mnie ważna, dziękuję ci za to, co wnosisz do mojego życia, cieszę się, że cię widzę. A jak często potrafimy po prostu przyjąć podobne słowa bez skrępowania?

Dziś wiem, że jestem wyleczona z niestrawności wymówek: że nie teraz, że po co, że innym razem. Dziś wiem, że „kiedyś” może zamienić się w „nigdy” i mogę nie mieć już okazji powiedzieć tego, co spoczywa na dnie mojego serca. Mówię kocham, tym, którym chcę to powiedzieć, właśnie DZIŚ, nie: jutro, pojutrze, później, innym razem, nie teraz, w wolnej chwili, jak ugotuję obiad, skończę pracę, umyję okna, zrobię zakupy.

DZIŚ pielęgnuję wszystkie drobiazgi. Pamiętam, wybaczam, kocham, cieszę się i jestem.

DZIŚ ślę do wszystkich tęczowe światełka, które na chwilę zatrzymały się w moim krysztale. Dziękuję, że jesteście w moim życiu i tym realnym i tym wirtualnym.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)