Tu i Teraz. Tyle się o
tym czyta, mówi, pisze, milczy. TU nie tam. TERAZ nie wczoraj, nie jutro.
Właśnie dziś, właśnie w tym momencie mam to wszystko co jest mi potrzebne. I
właśnie TU. Trochę pobłądziłam po różnych obrzeżach tego i owego. Zaszłam
daleko szukając tego, co przecież jest tylko TU. Stopy poranić musiałam, na
wielu kamieniach przydrożnych przysiąść by dać odpocząć ciału. Bo
sensu szukałam. Bo znaki zapytania wodziły mnie na pokuszenie, a ja uległa
szłam jak w transie od krainy do krainy, aż uciekłam tak daleko, że dalej się
nie da. I nie było tam nikogo oprócz mnie samej, a przecież właśnie od siebie
chciałam odejść, o sobie zapomnieć, siebie zostawić tam i… No właśnie nie
wiedziałam co dalej, ale nie było odwrotu. Spojrzałam więc sobie w oczy. I
patrzyłam długo. A wtedy wszystko się zaczęło… Zobaczyłam. SIEBIE.
I nie podam tu
magicznych przepisów jak stworzyć idealną kombinację Tu i Teraz. Moja droga
była inna, Twoja jest inna. Do pewnego momentu szłam po śladach stóp żywych i
martwych mistrzów. Czasami zapadałam się głęboko, czasami moja stopa idealnie
dopasowana do tego, który już tędy szedł, czasem za mała, czasem za duża. Nie
zrażałam się. Szłam nawet jeśli bolesne odciski raniły moje pięty. Jednak
zupełnie łagodnie i naturalnie przywitał mnie dzień kiedy przestało mi być po
drodze, a stopy nazbyt się zniekształciły usiłując dopasować się do wzniosłego
ideału. Pożegnałam dobrze znane wyżłobienia, podziękowałam, że mogłam po nich
wędrować i poszłam swoją drogą po dziewiczej pustyni, której każde najmniejsze
ziarenko gorącego piasku skrojone tylko na moje potrzeby Tu i Teraz.
Czasem odwiedza mnie
wielki cętkowany kot. Idziemy obok siebie w milczeniu. Podziwiam jego chód. Jak
z gracją i lekkością stawia potężne łapy. Z jaką elastycznością pracuje jego
ciało. Z jakim skupieniem patrzy przed siebie. I czasem słyszę jak szepnie: Ty
też tak potrafisz. Ty też możesz. Ty wiesz jak.
I bywa, że mi się to
udaje…
Skupiona na tym czego
chcę, kieruję moje myśli ku temu, co zapraszam do mojego życia. To, co zbędne
umiera z głodu, bo nie zasilam tego najmniejszą dawką mocy. Wysyłam zatem moją
energię ku słońcu, ku nowemu dniowi, ku nowym możliwościom, ku obfitości, ku nowym ludziom, ku miłości, ku radości, ku
dziękczynieniu za to co jest. A kiedy tak płynie nieprzerwany strumień myśli
energetycznych, staję się wielkim magnesem przyciągającym to czego potrzebuję. I
przychodzi do mnie zupełnie naturalnie, w takiej postaci w jakiej wysłałam
zamówienie. I czasem się dziwię: o naprawdę tego chciałam? A kiedy przyjrzę się
swoim myślom, które czasem mało konkretne, odpowiedź pomiędzy dźwięczy: tak
Agnieszko, tak zamawiałaś, tak dostałaś, jeśli ci nie pasuje, zmień to, oczyść
umysł, poczuj czego naprawdę chcesz i… cierpliwie czekaj bo to już do ciebie
zmierza niesione na grzbiecie kota skupionego na każdym kroku stawianym w Tu i
Teraz.
Każdego dnia wstaję z tym samym
pustym dniem. Ode mnie zależy czym go wypełnię. Zaczynam od szklanki gorącej
wody. Przytulam dłonie do naczynia, zamykam oczy i ślę do wody myśli pełne
zdrowia i miłości. I każdy łyk oczyszcza, rozpuszcza stare blokady, odświeża.
Mogę zacząć dzień. Poranna toaleta. Poranne oddechy i ćwiczenia. Pół godziny
wystarczy, czasem dłużej, jak ciało sobie postanowi. Sesję kończę wysłaniem
intencji do Wszechświata. I nie są to wielkie marzenia (a czasem właśnie, że są :-)). Zamykam oczy i zadaję
sobie pytanie: Czego Ci Agnieszko potrzeba na TERAZ, na DZIŚ. I myśli same się
pojawiają. Pozwalam im płynąć. A kiedy już wszystkie spłyną do naczynia
zbudowanego z moich dłoni, wyobrażam sobie moją intencję w postaci symbolu i
układam go w mojej miseczce na wysokości serca. I uśmiecham się do tego, co na
niej spoczywa, i wyobrażam sobie, że to, czego potrzebuję już się spełniło.
Maluję dokładny obraz tego, jak wygląda moja rzeczywistość, kiedy intencja się
zrealizowała. Jak się czuje moje ciało, jakie towarzyszą mi emocje, jakie
smaki, jacy ludzie. A kiedy wszystko już gotowe podnoszę dłonie do ust i
zdmuchuję symbol. Czasem otwieram okno by intencję poniósł przed siebie wiatr i
by doleciała tam, gdzie ma dolecieć. Zapalam świeczkę i ruszam w nowy dzień.
Czasem po włączeniu komputera zapisuję wszystkie intencje by upewnić się, że
właśnie tego chcę, by skonkretyzować samą siebie, by poczuć jeszcze mocniej. Z
ostatnią kropką wysyłam maila do samej siebie i cieszę się jak dziecko, kiedy
dostaję od samej siebie list. A potem… Potem zapominam i tylko od czasu do czasu
w ciągu dnia, kiedy spotyka mnie coś z działu „magiczne zbiegi okoliczności”
przypominam sobie, że przecież tak się właśnie realizuje moja intencja.
Moja magia działa i tylko ode
mnie zależy jak szybko się zrealizuje. Może i Ty spróbujesz? To prostsze niż Ci
się wydaje. Kilka minut każdego dnia. Co Ci szkodzi? ;-)
Są różne drogi, a cel ten sam...
OdpowiedzUsuńAno. droga znajdzie swego wędrowca :)
UsuńAno. :)
Usuńto prawda, że dostajemy od Boga,Wszechświata -jak by to nie nazwać - zawsze to czym są nasze myśli. Dlatego już teraz uważam o czym myślę i myślę o dobrych rzeczach. Kiedyś po przeczytaniu "Sekretu" zaczęłam zwracać na to uwagę, i kurka felek!! tak to działa, też tego doświadczyłam!! ;;) Pozdrawiam JK
OdpowiedzUsuńTa "magia" działa :-)
UsuńŻyczę Ci samych jasnych odpowiedzi..czego chcę dziś w tym momencie???
OdpowiedzUsuńNiech się spełni to czego chcesz :-)
Usuń