Budzę się przed wschodem słońca. Wystawiam nos zza kołdry i choć zimno, wstaję oddać pokłon niebu, choćby najmniejszy, zesztywniałym jeszcze ciałem, ale jednak. Bo jestem wdzięczna, że się w ogóle obudziłam, że mogłam akurat w tym jednym momencie, by poczuć wszystko to, co rozgrywa się przed wschodem słońca. Kładę się w pościeli pamiętającej moje ciało sprzed kilku minut. Łaskawie zatrzymuje ciepło dla mnie. Wgłębienie na materacu już zdążyło się stęsknić. Wracam. Układam się. Opadam. Wędruję gdzieś, po innej stronie rzeczywistości, trochę po krawędzi, trochę środkiem, trochę zygzakiem. Spotykam siebie z przyszłości. Spoglądam sobie głęboko w oczy. Druga ja szeptem śle słowa: - Jesteś w odpowiednim miejscu. Dobrze widzieć Cię taką szczęśliwą.
I zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać budzi mnie dźwięk
budzika…
Leniwie zaczynam dzień, choć za dwie godziny spotkanie.
Wiem, że wszystko zrobię, a spieszeniem się jedynie mogę zgubić kawałek samej
siebie. Gadam więc ze słońcem, zatrzymuję się na środku pokoju i słucham jego
opowieści. Ciepłe promienie takie dziś radosne, lubią być wysłuchane. Dobrze
się składa, chętnie słucham. Zjadam to, co natura urodziła. Cieszę się
intensywnością kolorów, głaszczę warzywa, idealnie skomponowane lądują w buzi.
Chrupię. Chrupię. I chrupię. Uwielbiam te dźwięki, nawet słońce zaczyna się
przysłuchiwać i wyciąga jesienne promienie ciekawsko do mego mieszkania. Złote
palce wkłada do fioletowej miski i nurkuje między pomidorami, avocado i
bazylią. Gdzieś zakręcają się między liśćmi sałaty. I nagle słyszę śmiech… To
słońce ma łaskotki, łaskoczą je zielone kiełki brokuła.
Potem spotkanie… I radość z niego, bo choć to moja praca, to
trudno nazwać tak coś co przynosi tyle śmiechu. Uczeń spotyka się z
nauczycielem i tak naprawdę nie wiadomo kto jest kim. Bo choć uczę hawajskiego
masażu, dzielę się tym co zostało mi przekazane, to mam wrażenie, że to uczeń
daje mi więcej. On dopowiada kolejne fragmenty hawajskiej opowieści i podoba mi
się nasze wspólne brzmienie. Staruszek czas owinął wokół nas siwe warkocze,
otulił bezpieczną strefą, gdzie godziny w rytmie hula kołyszą się w
nieograniczonej przestrzeni TERAZ. I już nie wiem czy to Polska czy Hawaje, bo
słońce tańczy z deszczem za oknem i razem płodzą tęczę. Jedną po drugiej… Zadziwia
nas fakt, że dokładnie o tej samej porze wczoraj pojawiła się w tym samym
miejscu… Brak słów. Znowu wszystko jest na swoim miejscu. Idealne. Zawsze takie
było, tylko teraz widzę wyraźniej choć tak często zamykam oczy.
Wypijam więc idealne cappuccino w idealnym towarzystwie.
Zaliczam idealny spacer z mega doładowaniem, a w drodze powrotnej idealną rozmowę
telefoniczną, w której padają idealne słowa, idealne westchnienia. Rozsiadam
się na krześle i rozkoszuję chwilą, w której piszę te słowa. Przypominam sobie
swój sen… Tak… Dobrze jest się czuć idealnie właśnie tutaj, właśnie teraz,
robiąc to, co się robi, nie wiedząc jak będzie wyglądał kolejny dzień, nie
planując, pozwalając się zaskoczyć dniowi, który ma mnóstwo niespodzianek
właśnie dla mnie. Dzień nie może się doczekać kiedy mnie obdaruje, a ja z
błyskiem w oku witam wszystko to, co zamierza mi sprezentować.
I choć spodziewam się niespodziewanego to i tak dostaję
znacznie więcej…
Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńt.
Uwielbiam Cię taką! (zapewne się powtarzam)
OdpowiedzUsuńDzięki Tobie odczuwam chęć do życia. Do wstania z łóżka i cieszenia się z każdego dnia.
Dziękuję z całego serca!
Ściskam i wysyłam mnóstwo uśmiechów! ;)
Cieszę się, że to, co przepływa przeze mnie robi coś tak fajnego :)
UsuńŁapię wszystkie uściski i uśmiechy :)
Och... hawajski masaż pewnie każdy dzień zamieniłby w idealny... szczególnie temu, kto jest masowany :)))
OdpowiedzUsuńduszeńko, zapraszam Cię :) o każdej porze dnia i nocy :))
OdpowiedzUsuń