W takie deszczowe i pochmurne przedpołudnia jak dziś to
jakoś nie bardzo… No najchętniej schowałabym się na gorącej wyspie, gdzie ocean
szumi upalne pieśni, a temperatura wtłacza się leniwie do płuc a ja z radością
wstrzymuję oddech by głębiej ciepło wniknęło, by dłużej zostało… No najchętniej
włączyłabym głośno muzykę i schowałabym się w troskliwych ramionach, które
pochłaniają mnie całą i razem znikamy gdzieś by wyłonić się w nigdzie, bo tak
naprawdę nie ma znaczenia gdzie…. No najchętniej schowałabym się w ulubionej
kawiarni, rozsiadła w żółtym fotelu z porcją odmóżdżającej prasy kobiecej, w
towarzystwie tej, z którą nic nie jest oczywiste, nawet magazyn odsłania
głębsze treści, choć przecież nie tego szukałam, nie dziś, nie w takie
przedpołudnie jak dziś… No najchętniej to wiadomo, ale wybieram najlepszą opcję
numer trzy. Bo blisko. Bo bez komplikacji. Bo od zaraz. Bo teraz. Nie szukam daleko. Bo daleko to można pobłądzić w iluzjach. A po co mi to? Nie w takie deszczowe przedpołudnie jak dziś.
Przeczekuję chmury i deszcz i wewnętrzne siąpienie w kawiarni. Dostaję to, co mam dostać. Wychodzę
ku słońcu. Nogi leniwie niosą mnie same miejską dżunglą tuż po deszczu. Chodnik
pachnie inaczej, coś w nim się zmieniło… Coś… No tak… pierwsze jesienne liście…
Ach… No jakoś nie bardzo, ale taka już ich natura, że spadają. Podnoszę wzrok.
Kasztany. To już. Witam ich kolczastą zieleń siąpiąc jeszcze z lekka
wewnętrznie. One mało się tym przejmują. Z pobłażaniem patrzą na człeka, który
ukochał gorące powietrze na skórze. Śmieją się trochę z niego. Mądrale. To ich
czas, mogą, nic nie muszą, tak tylko wiszą i pysznią się okrągłością. Niech wam
będzie…
Popołudnie już się rozchmurza. Gdzieś błyszczy księżyc, oko
puszcza do mnie i cieszy się, że już z głową w górę zadartą go podziwiam. Zdaje
się mówić: hej, mała, nie przejmuj się tymi kasztanami, one też przeminą…
Uśmiecham się. Łapię za telefon, dzwonię do Siostry szamanki, pogadać o tym co
w trawie piszczy. I choć ona nie jest krew z krwi, to gdzieś tak głęboko mnie
mieszka, że krew mało ważna. Na koniec jak zwykle się śmiejemy i latamy ponad
tym, co jest, zostawiając hen w dole dumne kasztany i wszelką siąpliwość.
Czasem właśnie tak najlepiej, z kimś, by łatwiej, by raźniej, by szybciej
pogodzić się z naigrywania kasztanów. I jakby tego było mało, kolejny telefon
niespodzianka. Antena łączy się z anteną. Połączenie trwa chwilę, trochę słów,
trochę milczenia, trochę spojrzenia w oczy. Doceniam te perły. Każdą jedną. I
te słowa mailem wysłane. I te piosenki, które mówią za tysiące słów. I te żarty
śmigające. I zaczepki przyjazne. I połączenia ze znajomym nieznajomym. I
wymianę z drugim człowiekiem. Cieszę się tym czasem, bo wiem, że po nim
przyjdzie chwila gdzie stanę naprzeciw samej sobie i wyspowiadam się duszy, i
usłyszę co ma mi do powiedzenia, i dam jej to, czego potrzebuje nawet jeśli
powie, idź tam, gdzie nie ma kasztanów, pójdę bez żalu, bo uczę się jej słuchać…
I terapia zdjęciami. Ach… jestem tu i tam i wszędzie. I nie
ma granic, nie trzeba niczego oprócz wyobraźni. Zamykam oczy i jestem tam,
gdzie chcę być. Czuję to co czuję. Każdy jeden włosek na mojej skórze
rozkoszuje się podróżą. Po powrocie gotuję szybki obiad. Totalna niespodzianka, lekko
i na temat. I już odżywczy warzywny mix wnika w moje komórki. Otwieram szeroko
drzwi balkonowe. Słońce! Nareszcie! I czuję… tak… Idę! Wpadam w czułe objęcia
ciepłego powietrza. Ależ nagroda! Jeszcze jest nadzieja! Spoglądam w żółte oko
słońca, nad nim gigantyczna biała brew. Mrużę oczy, a na rzęsach przysiadają mi
miliony maleńkich tęcz. Ufam swoim nogom, że mnie dobrze prowadzą i do ulicy
jeszcze kawałek… Moje ciało słyszy którędy iść, nie muszę tego widzieć. Włosy
podskakują radośnie, słyszę jak rosną, jak chłoną każdą pieszczotę żółtych
promieni, jak cieszą się kiedy pozwalam im być tak jak lubią, wolne.
I kto by pomyślał, że w takie deszczowe i pochmurne
przedpołudnie jak dziś, kiedy to nie bardzo… wieczór przywita mnie zasłuchaną w
muzyce, wpatrzoną w słońce, gotową pogodzić się nawet z kasztanami.
PS Słońce świeci. Niebo znowu siąpi. Pewnie gdzieś wyskoczyła tęcza. Może pójdę jej poszukać. Może między drzewami. Może...
Sama czasem czytam taką prasę, byleby tylko zająć się czymś mniej poważnym, poczuć swobodę bycia kobietą, uspokoić myśli ;)
OdpowiedzUsuńKońcówka postu jest pełna optymizmu. ;) Lubię Cię taką, pełną wiary i nadziei ;)
Ściskam mocno!!
falowanie dnia... lepiej się temu nie stawiać bo się człek zatka i bida, oj bida wtedy... :)
Usuńa w lesie spokój, którego nic nie rusza...
ściskam i ślę piękne sny
a może w Tobie jest tęcza:))
OdpowiedzUsuńbosssa
trzeba rozkroić Kawulę i poszukać :))
UsuńAch, wszystkim nam czasami potrzeba ..."odmóżdżenia"...a prasa kobieca w deszczowy dzień jest do tego idealna. Szczególnie jak przy okazji daje sprawdzone domowe sposoby jak wygładzić w 5 minut zmarszczki...albo znaleźć miłość życia tu i teraz. Tyle, że po takim dniu wręcz konieczna jest ...tęcza :)))
OdpowiedzUsuńale co to była za tęcza! absolutnie absolutna :)
Usuń