Dużo już tu powiedziałam. Może za dużo. Szczerze. Może za
szczerze. Nie wiem. Po prostu kiedy czuję to działam. Mówię do Ciebie, ale w pierwszej kolejności do
siebie. Kiedy nie ma już nikogo, jestem... A w byciu, w ciszy odkrywam po raz
kolejny, że jestem dla siebie najważniejsza. A kiedy jestem dla siebie, dopiero wtedy mogę być dla Ciebie. Więc jestem. Słyszę samą siebie mówiącą do
siebie. Ach ileż razy czułam, że brak mi gruntu pod nogami, że nie ma dokąd
iść, że pustka, że bezsens, że w ogóle to o co chodzi… I może dlatego, że tyle
powiedziałam już samej sobie, może za dużo, może za mało, a może wystarczająco, jestem tu gdzie
jestem. W odpowiednim miejscu. W najlepszym czasie. Z najodpowiedniejszymi dla mnie osobami. Dobrze
wiesz jak to jest. Że bywa naprawdę różnie, ale jakoś tak już mam, że skupiam
się na jasnej stronie mocy, choć czasem zanim to nastąpi nos siąpi… Cóż.
Posiąpi, posiąpi i przestanie.
Przeszłam swoje, idę dalej. Czasem się zatrzymam, a stojąc
wbrew sobie, produkuję tyle hałasu, że nie słyszę co do siebie mówię. Dookoła
pojawiają się głosy podpowiadające co zrobić, którędy iść, a najlepiej to takim
sprytnym skrótem... I krok się mąci, cholewki zdzierają na próżno, bo naprawdę
daleko nie trzeba wędrować by dojść… Wystarczy TUTAJ… Ale zanim kurz emocji
powszednich osiądzie, oczy zaszczypią, oddech się spłyci, barwne iluzje powiodą hen na grzęzawiska, z
których może mnie wyciągnąć jedynie moja własna dłoń. I kiedy chwycę, poczuję
jej ciepło, miękkość, zdecydowanie i miłość… I jestem w TUTAJ, więc tylko tutaj
możesz mnie znaleźć, tylko tutaj kochać, tylko tutaj być. Tam mnie już nie ma.
Tamtędy już szłam. Tutaj mój krok, oddech, spojrzenie… Odważ się być tutaj. Ja
jestem, to nie boli… Już nie.
I czasem chcę przyspieszyć wydarzenia, a czasem z lęku
opóźnić. A przecież życie się dzieje samo… Kiedy sobie to uzmysławiam po
kolejnym zmaganiu z samą sobą, mogę się jedynie śmiać. Z samej siebie w
dodatku. Bo czasem już nic innego nie pozostaje. Można się tylko śmiać.
Nadajemy sobie taką ważność. Och… I kręci się karuzela i konik różowy goni
konika niebieskiego i już już mają się dotknąć, ale to karuzela przecież… Odpowiednia
odległość zachowana… Figury martwe… Takie są fakty. I tylko czasem… Na ułamek
sekundy… Kiedy nikt nie widzi dziecięca wyobraźnia je ożywia… Bo chcemy wierzyć
w magię, bratnie dusze, magiczne połączenia, czary mary hokus pokus. Cóż… Ja
wierzę. Nadal wierzę. Jeszcze się tli. Jeszcze mała iskierka… I przyjdzie
swawolny wiatr i w momencie dla siebie frywolnie lekkim i odpowiednim zrobi to,
czego nikt się nie spodziewał, choć przeczuwał, że może… Rozpali ogień. Tak.
Jeszcze wierzę. Przecież wszystko jest możliwe…
oj tak jest magia, magia jest w każdym z nas, w każdym nadanym znaczeniu, w każdej ocenie..to, jak na siebie nawzajem działamy, to magia :)) bardzo podoba mi się ten wpis... i to potężne wyzwanie -pozbyć się strachu...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam oddechem księżyca :))
bosssanova
cieszę się magiczna kobieto, że Twoja magia tu się rozprzestrzenia :) dziękuję i ślę aksamitność późnowieczorną do Ciebie :)
Usuńaksamitność przyjmuję :)) a zresztą w razie czego chropowatość też może być :DDD
OdpowiedzUsuńbosssanova
nie no wiesz drapać nie będę, choć ze mną to nigdy nie wiadomo... bo wiesz... nocą to się różne sprawy dzieją w agnieszce :))) kto ją tam wie! :)
Usuń