Umarłam dla chwili, która minęła. Już mnie w niej nie ma.
Pozostał tam po mnie zapach olejku sandałowego przywiezionego z kraju, w którym
już też mnie nie ma. Umarłam dla tych dni listopadowych i na granicy grudnia
staję całkiem nowa i naga. Z czystym kontem, czyszczącą się karmą, nowym
błyskiem w oku. Umarłam dla ludzi, miast, domów, już mnie tam nie ma od dawna.
Czasem mój cień na chwilkę zbłądzi tam, gdzie już kiedyś był, ale kiedy nie ma
za kim iść, kogo wesprzeć, umyka cichutko tuż pod ścianą, o którą się opierałam
zmęczona gdy wbiegałam po schodach.
Umarłam dla tej minuty, która właśnie minęła, nie urodziłam
się jeszcze dla następnej. Jestem pomiędzy, gdzie zajmuję tyni tyni przestrzeń
tego, co TERAZ. Dla mnie to wystarczająco dużo miejsca. Mieszczą się tu moje
relacje, książki, mieszkanie, miasto, komputer, ekspres do kawy, niebo,
poduszka do medytacji i ten śnieg, który właśnie zaczął prószyć stawiając finalną kropkę końca pewnej ery. Każdy jeden maleńki płatek to świeżo wykluty
przebiśnieg Nowego.
Witaj, mam na imię Agnieszka. Miło Cię poznać. Co przynosisz
w darze? Czym mogę Cię ugościć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)