środa, 28 listopada 2012

Gdzieś w Gdyni


Od lat obserwuję ludzi. Zadziwiają mnie ich relacje, gesty, style chodzenia. Samotnie, z dziećmi, rodzinnie, z psami, za rękę z ukochanymi, wędrują przed siebie. W zasadzie nie zwracają na mnie uwagi. Ja tu po prostu jestem. Przyzwyczaiłam się do zmian. W zasadzie żyję nimi. Już wiem, że nie warto przyzwyczajać się do sklepów, które mimo że odwiedzane przez ludzi, po jakimś czasie znikają, albo ustępują miejsca nowym. Tu, gdzie niedawno był bank, dziś jest pijalnia soków, a na piątym piętrze już nie mieszka to sympatyczne małżeństwo, tylko jest jakaś firma oferująca super łóżko do masażu. Kiedyś byłam zwykłą polną ścieżyną, dziś jestem jedną z głównych ulic Gdyni, z dumnym chodnikiem zamiast przydrożnych kamieni porośniętych mchem. Codziennie ktoś mnie czyści, codziennie ktoś zaśmieca. Czasem ktoś upojony alkoholem złoży na mnie swoje znużone ciało. Psy regularnie obsikują, drzewa obrzucają liśćmi, ptactwo robi to i owo. Ale mnie to nie zraża bo wszystko się zmienia.

W zeszłym tygodniu widziałam ją jak przechodziła tuż obok bloku, gdzie kiedyś mieszkała. Zmieniła się? Chyba złagodniała, odmłodniała, nabrała większej pewności siebie. Szła wcześnie rano. Nigdzie się nie spieszyła. Jej stopy ubrane w różowe buty masowały mnie rozkosznie jak za starych czasów. Zdawała się, że bada każdy zakamarek mnie, próbując doszukać się tej ulicy sprzed kilku lat. Ale ja się już dawno zmieniłam. Myślała, że przechodząc obok tego bloku odzyska na chwilę dawne życie, że choć przez parę minut wszystko będzie po staremu, że nic się nie wydarzyło, że śniła sen, w którym oczyściła swoje wnętrze i wraca po długiej podróży z remedium na chorobę, która trawiła duszę od zawsze. Zdziwiła się, że jedyne, co pozostało z tamtych lat to moja nazwa, no, może jeszcze kilka kostek brukowych, choć i te swoje już przeszły… 

Przez chwilę była  na mnie zła. Jak mogłam jej to zrobić? Dlaczego nie czekałam na jej powrót jak zawsze? Tak łatwo zapomniałam? Nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć. Milcząco przekazywałam informację i chyba ją odebrała... Kiedy zobaczyła, że drzwi do jej dawnej klatki schodowej są wymienione, a domofon dumnie błyszczy nowymi srebrnymi cyframi, zrozumiała, że ma nowe życie, z nową klamką, a kiedy ją naciśnie po drugiej stronie będzie wszystko to, czego zapragnie.

Uśmiechnęła się do mnie, przywitała nowe sklepy, nowe okna, nowe bilbordy. Zaakceptowała mnie taką jaką jestem, zmieniającą się każdego dnia. Ucieszyło mnie to spotkanie. Lubię, kiedy starzy znajomi drepczą po mnie nowymi butami.

Kiedyś byłam leśną ścieżyną porośniętą trawą, dziś jestem główną ulicą Gdyni, jutro? Któż to wie co będzie jutro, tak naprawdę to nie ma znaczenia. Dziś się tyle wydarza, że żadna z mych kostek chodnikowych nie potrafi zliczyć tysięcy incydentów, które na mnie zachodzą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)