Wczorajsze niebo ukochało wzburzone fale mego ciała. Wyszłam
leniwie do sklepu. Wieczór. Coś dla kogoś kupić, o kogoś zadbać, o siebie też
bo przecież właśnie tak… I stałam oniemiała, jak dziecko obserwujące coś po raz
pierwszy, a przecież takie spektakle to praktycznie codziennie. I włosy me
lokowane się rozprostowały i skręciły z ekscytacji jeszcze bardziej, gęsia
skóra wystąpiła na całym ciele i jakoś tak wszystko we mnie ku górze się rwało,
do tych puszków, do tych kolorów, do słońca, do księżyca, do drzew biorących
udział w misterium dnia który z pewną dozą niechęci chylił się ku końcowi.
Na mym prywatnym niebie chmury ciężkie się skłębiły. Burza
ogromna. Grzmotów bez liku przeszywających ciało tu i ówdzie. Ogień we mnie.
Trawił wszystko. Bezlitośnie. Kilka dni. Popioły. Kurz. Zgliszcza. Wiatr
rozwiewający iskry. Woda obmywająca zastygłe komórki, które już dawno powinny
odejść i zrobić miejsca nowym, ale utknęły. Oddech. Brak oddechu. Świadomość.
Brak świadomości. Ktoś głaszcze po głowie. Ktoś pyta czy mam wszystko. Ktoś
myśli o mnie. Ktoś czeka na mnie. Ktoś milczy do mnie. Ktoś mówi do mnie.
Odmienny stan świadomości trwa kilka dni. Pulsacja. Ruch. Para buch. Szu, szu,
szu… szumi krew. Ach jak boli, ach jak dudni, ach jak już dość. I kiedy tak nie
wiadomo po której stronie i kto się znajduje i czy istnieję czy może wodą
spłynęłam ku morzu odnajduję w bólu nieruchome COŚ. W zmęczeniu regeneracja. W
odrętwieniu ożywienie. W śnie obudzenie. Otwieram magiczne drzwi z napisem
AKCEPTACJA. Gorące łzy przestają samoistnie wyciekać. Wszystko znika w środku,
opada wolno, warstwa po warstwie, cały pokój, cała ja, cały on, cała ona. Stoję
na granicy nowego progu, jeszcze krok i… Znikam.
Otwieram oczy po kilku dniach w świecie gdzie poszczególne
elementy układanki właśnie się rozpadły. Trwa przemeblowanie, odmalowywanie,
odkurzanie, odkamienianie, wybielanie… Biały pył remontowy unosi się wszędzie i
łączy się z popiołami we mnie. Mury starego, które wcale takie stare przecież, właśnie się rozpadają. Nie stawiam nowych cegieł. Wolę przestrzeń. Okna szeroko
otwarte. Zapach świeżo skoszonej trawy. Kicham. Zajadam się truskawkami. Tańczę
pomiędzy białymi śladami gotując obiad. Podaję pędzel. Odklejam taśmę. Odpada
kawałek sufitu. Nieprzewidziane komplikacje. Acha, ale przecież miał być już
koniec. No ale nie będzie, to jeszcze potrwa. Trudno, przeżyję. Robię miejsce
na nowe. Symbolicznie. Fizycznie. Realnie. Wirtualnie. W głowie. W ciele. W
duszy. Niech odpada. Już nie potrzebuję.
Wychodzę w wieczorny poniedziałek nie spodziewając się
niczego. Otrzymałam wszystko. Nadzieję. Miłość. Boskość. Cudowność. Anielskość.
Magia, której nie opiszę bom nazbyt uboga w słowa. Nie trzymam łez przy takich
okazjach. One mym dziękczynieniem. Nie rozumiem po co, jak, ani dlaczego.
Czasem chciałabym zrozumieć, ale wtedy znowu docieram do innych drzwi z napisem
OBŁĘD. Za dużo myśli. Za dużo lęku. Za dużo oczekiwań. Za dużo wymagań. Za dużo…
Więc tuż przed kolejnym progiem kolejnych drzwi na spotkanie wychodzą mi
chmury. Chwytają mnie za ręce i wyciągają ku górze. Faluję to tu to tam,
przeskakuję z puszka na puszek. Całuję słońce w promień. Ślę uśmiech
księżycowi. Spoglądam na ziemię. Zgliszcza falują, buzują, piętrzą się niczym
piana morska. Kurzy się. Dymi. Ostatni promień zachodzącego słońca oświetla
majestatycznego feniksa. Poleciał przed siebie zabierając z sobą wszystko to,
co strawił ogień.
No cóż nic dodać, nic ująć, tu jest wszystko co potrzeba, by zainicjować bycie w sobie dla siebie i dla innych
OdpowiedzUsuńCudownie:))))
oraz cudownie :) a także :* iż ponieważ dziękuję :)
UsuńHello Agnes,
OdpowiedzUsuńI appreciate the honesty and refreshing comments you make. You express what I feel and think in beautiful ways! I love to allow a breath to become quiet and here my light being and you inspire me to connect to the all that we are!
A soft breath and a soft hug for you my friend!!
Risa
With love for you... I wish you as much hugs as much you can take :)
UsuńThank you...
Niech płonie, niech się spala przeszłość, teraźniejszość. Ogień oczyszcza a z popiołu powstaje nowe...
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego Kochana, cudownego dnia pełnego dobrych wrażeń :)))))) Ślę tysiąc buziaków!
Dziękuję słońce, dziękuję :) Cudownie ciepłe powietrze otula, koi. Na pewno też je czujesz, niech i Ciebie kołysze w leniwym rytmie radości chwil nasączonych puchatym latem :)
UsuńCiągle trzeba zaczynać od nowa... z popiołów - ot takie życie, ale czyż nie piękne w tych płomieniach?
OdpowiedzUsuńPrzytulam ogniście :)))
och pięknie skwierczeć, pięknie :) i w tych początkach znajduję siłę... i płomienie już tak nie ranią, one tylko robią swoje...
Usuńmój ogień z Twoim tańczy :)