wtorek, 18 czerwca 2013

Let it burn

Wczorajsze niebo ukochało wzburzone fale mego ciała. Wyszłam leniwie do sklepu. Wieczór. Coś dla kogoś kupić, o kogoś zadbać, o siebie też bo przecież właśnie tak… I stałam oniemiała, jak dziecko obserwujące coś po raz pierwszy, a przecież takie spektakle to praktycznie codziennie. I włosy me lokowane się rozprostowały i skręciły z ekscytacji jeszcze bardziej, gęsia skóra wystąpiła na całym ciele i jakoś tak wszystko we mnie ku górze się rwało, do tych puszków, do tych kolorów, do słońca, do księżyca, do drzew biorących udział w misterium dnia który z pewną dozą niechęci chylił się ku końcowi.
Na mym prywatnym niebie chmury ciężkie się skłębiły. Burza ogromna. Grzmotów bez liku przeszywających ciało tu i ówdzie. Ogień we mnie. Trawił wszystko. Bezlitośnie. Kilka dni. Popioły. Kurz. Zgliszcza. Wiatr rozwiewający iskry. Woda obmywająca zastygłe komórki, które już dawno powinny odejść i zrobić miejsca nowym, ale utknęły. Oddech. Brak oddechu. Świadomość. Brak świadomości. Ktoś głaszcze po głowie. Ktoś pyta czy mam wszystko. Ktoś myśli o mnie. Ktoś czeka na mnie. Ktoś milczy do mnie. Ktoś mówi do mnie. Odmienny stan świadomości trwa kilka dni. Pulsacja. Ruch. Para buch. Szu, szu, szu… szumi krew. Ach jak boli, ach jak dudni, ach jak już dość. I kiedy tak nie wiadomo po której stronie i kto się znajduje i czy istnieję czy może wodą spłynęłam ku morzu odnajduję w bólu nieruchome COŚ. W zmęczeniu regeneracja. W odrętwieniu ożywienie. W śnie obudzenie. Otwieram magiczne drzwi z napisem AKCEPTACJA. Gorące łzy przestają samoistnie wyciekać. Wszystko znika w środku, opada wolno, warstwa po warstwie, cały pokój, cała ja, cały on, cała ona. Stoję na granicy nowego progu, jeszcze krok i… Znikam.

Otwieram oczy po kilku dniach w świecie gdzie poszczególne elementy układanki właśnie się rozpadły. Trwa przemeblowanie, odmalowywanie, odkurzanie, odkamienianie, wybielanie… Biały pył remontowy unosi się wszędzie i łączy się z popiołami we mnie. Mury starego, które wcale takie stare przecież, właśnie się rozpadają. Nie stawiam nowych cegieł. Wolę przestrzeń. Okna szeroko otwarte. Zapach świeżo skoszonej trawy. Kicham. Zajadam się truskawkami. Tańczę pomiędzy białymi śladami gotując obiad. Podaję pędzel. Odklejam taśmę. Odpada kawałek sufitu. Nieprzewidziane komplikacje. Acha, ale przecież miał być już koniec. No ale nie będzie, to jeszcze potrwa. Trudno, przeżyję. Robię miejsce na nowe. Symbolicznie. Fizycznie. Realnie. Wirtualnie. W głowie. W ciele. W duszy. Niech odpada. Już nie potrzebuję.

Wychodzę w wieczorny poniedziałek nie spodziewając się niczego. Otrzymałam wszystko. Nadzieję. Miłość. Boskość. Cudowność. Anielskość. Magia, której nie opiszę bom nazbyt uboga w słowa. Nie trzymam łez przy takich okazjach. One mym dziękczynieniem. Nie rozumiem po co, jak, ani dlaczego. Czasem chciałabym zrozumieć, ale wtedy znowu docieram do innych drzwi z napisem OBŁĘD. Za dużo myśli. Za dużo lęku. Za dużo oczekiwań. Za dużo wymagań. Za dużo… Więc tuż przed kolejnym progiem kolejnych drzwi na spotkanie wychodzą mi chmury. Chwytają mnie za ręce i wyciągają ku górze. Faluję to tu to tam, przeskakuję z puszka na puszek. Całuję słońce w promień. Ślę uśmiech księżycowi. Spoglądam na ziemię. Zgliszcza falują, buzują, piętrzą się niczym piana morska. Kurzy się. Dymi. Ostatni promień zachodzącego słońca oświetla majestatycznego feniksa. Poleciał przed siebie zabierając z sobą wszystko to, co strawił ogień.

Czasem jest też tak, że boli, że się wątpi, że wszelkie pozytywności odbijają się od dźwiękoszczelnej bariery. I tak bywa i to jest w porządku. I te chwile są mi medytacją. Jak klnę to na Maksa. Jak zjadam własne optymistyczne słowa to do niestrawności. Jak krzyczę to ściany się trzęsą. Jak się złoszczę to wszystko złością wibruje. A wtedy przychodzi on, wielki, dumny, bezlitosny, oczyszczający – OGIEŃ i pali mnie od środka i pali od zewnątrz. Do samego końca. Do popiołów. Do zgliszczy. Bo tylko wtedy narodzi się nowe. A i to za jakiś czas spłonie…

8 komentarzy:

  1. No cóż nic dodać, nic ująć, tu jest wszystko co potrzeba, by zainicjować bycie w sobie dla siebie i dla innych

    Cudownie:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oraz cudownie :) a także :* iż ponieważ dziękuję :)

      Usuń
  2. Hello Agnes,
    I appreciate the honesty and refreshing comments you make. You express what I feel and think in beautiful ways! I love to allow a breath to become quiet and here my light being and you inspire me to connect to the all that we are!
    A soft breath and a soft hug for you my friend!!
    Risa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. With love for you... I wish you as much hugs as much you can take :)
      Thank you...

      Usuń
  3. Niech płonie, niech się spala przeszłość, teraźniejszość. Ogień oczyszcza a z popiołu powstaje nowe...

    Wszystkiego dobrego Kochana, cudownego dnia pełnego dobrych wrażeń :)))))) Ślę tysiąc buziaków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję słońce, dziękuję :) Cudownie ciepłe powietrze otula, koi. Na pewno też je czujesz, niech i Ciebie kołysze w leniwym rytmie radości chwil nasączonych puchatym latem :)

      Usuń
  4. Ciągle trzeba zaczynać od nowa... z popiołów - ot takie życie, ale czyż nie piękne w tych płomieniach?
    Przytulam ogniście :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. och pięknie skwierczeć, pięknie :) i w tych początkach znajduję siłę... i płomienie już tak nie ranią, one tylko robią swoje...
      mój ogień z Twoim tańczy :)

      Usuń

Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)