niedziela, 23 czerwca 2013

I am the storm

Uff jak gorąco, uff, jak dobrze, uff kropelki potu spływają po mojej nagrzanej skórze. Paruję. Ulatniam się. Unoszę nad samą sobą. Wtapiam się w parne powietrze. Zjadam kubek lodów na balkonie. Słońce przysiada na mojej twarzy, częstuję porcją kawowych, bardzo proszę… Chwilę później gorący piasek oblepia moje rozgrzane pachnące olejkiem kokosowym ciało. Słońce za chmurami, a i tak uff jak gorąco, uff jak dobrze, uff jak żółta kula pieści moje spragnione nagrzanego powietrza ciało. Gorące rozmowy z gorącą kobietą. Temperaturę podgrzewa namiętne tango, które gra cały czas w moim sercu. I tańczę sama z sobą, kropelki potu rozsiewając tu i ówdzie, gubiąc sandały, zatracając się w burzy moich loków. Nic nie widzę, nie muszę, czuję. Jest mi tak dobrze, że zatraca się poczucie rozkoszy i jest tylko wirowanie. Ciało już dawno się rozpadło. Jestem gorącym powietrzem, ktoś mną oddycha, ktoś narzeka, że za gorąco, ktoś zaciąga się mną po koniuszki płuc. Jeszcze jeden obrót, ostatni i… Wracam. Osiadam w ciele. Śmieję się do tej kobiety, która ze mną. Piję wodę. Mijający mnie mężczyzna śle: - Ależ pani pięknie pije tę wodę. Roześmiana dziękuję i idę dalej. Mrożona kawa chłodzi zmysły, które za nic nie dają się schłodzić nie dziś, nie tuż po tym jak parujące ciało rozpływało się w leniwym dniu.

Senna rozmowa w sopockiej kawiarence. Schowane, zaściankowe, wyszeptane słowa. Emocje buzują, wulkan bucha, lawa gotowa by wypłynąć i pochłonąć wszystko, co napotka po drodze. Pulsuje krew namiętna, szalona, nagrzana słońcem, pełna siły, która wie dokąd zmierza i nic jej nie zatrzyma. Ach jak dobrze, ach jak gorąco, ach nareszcie temperatura, która wie jak mi dogodzić. To MÓJ DZIEŃ. I jestem TU i jestem TAM na prywatnej wyspie, nad oceanem, sama z własną bytnością, szalejąca w rytmie ciepłego powietrza. I mam to TU, i kocham to TU, i dziękuję za to TU, i niczego mi więcej nie potrzeba… A dostałam jeszcze więcej…

Wystarczyło parę godzin później wskoczyć pod orzeźwiający prysznic, który nie zdołał ochłodzić najgłębszych warstw mych mięśni… Wystarczyło zmienić ubranie na biel sukienki podkreślającej dzieło słońca na mej skórze, włosy zostawić samym sobie, mrugnąć do siebie figlarnie w lustrze i ruszyć do Nieba, gdzie kolejna gorąca kobieta, gdzie kawa z cudownie wyrzeźbionym motylem, gdzie rozmowy zdecydowanie gorące i pulsujące testosteronem… A potem… potem działo się wszystko… Potem rozstąpiło się niebo. Spłynęłam gwałtownością deszczu, jakiej nie zaznałam w całym życiu. I nie wiem czy to dlatego, że taki cały dzień namiętnie intensywny w każdej komórce czy że te rozmowy, czy że te kobiety, czy że ci mężczyźni, czy że wszystko razem, czy że straciłam głowę dziś w temperaturze, która wie jak mi dogodzić… Nie wiem… Ale spłynęłam deszczem cała. Byłam każdą jedną kroplą. Każda jedna wnikała we mnie. W moje włosy. W oczy. W skórę. W białą sukienkę, która obnażyła wszystko tak, że bezkarnie mogłam chodzić naga przed sobą, przed światem, przez deszczem, przed niebem, które się rozstąpiło… 

I krzyczałam. I śmiałam się. I zlizywałam deszcz  z samej siebie. I upoił mnie sobą. I biegałam bosa. I przeklinałam. I mówiłam do niej głupoty, a ona do mnie. I milczałam deszczem. I wybuchałam burzą. I zniknęłam w ścianie deszczu, tak, że nie wiadomo było gdzie ja, gdzie ta kobieta, gdzie inni, gdzie domy. Liczyło się tylko szalone serce, które uległo czarowi chwili oczyszczającej… A uśmiech z ust mi nie schodził. A tuż po osiemnastej usłyszałam dzień dobry rzucone przez mijającą chmurę testosteronu. Ach jaka wolna ta burza, ach z jakim przesłaniem, ach jaka przepełniona wszystkim tym czego mi było potrzeba. A na koniec… słowa przyjaciółki „czerp dziś to czego jutro możesz nie mieć” czyli copyright by mona. I to jest TO. Właśnie tak żyję. Bo dziś jest DZIŚ i jakoś nic mnie jutro nie obchodzi! Bo dziś jestem umorusana caluśka teraźniejszością i drwię z tego co przyjdzie. Bo to co przyjdzie… cóż… tego nie ma! J Nie dogoni mnie bo pływam w TERAZ i za nic mam sobie, że jakieś jutro czeka. Niech sobie czeka. Ja nie dopłynę. Unoszę się na pontonie teraźniejszości i śmieję się wariacko. I choć wiem, że to też minie to nie teraz, o nie… Teraz jeszcze tańczę i daję się prowadzić kończącemu się dniowi, który przecież wcale się nie kończy… On początkiem, on trwaniem, on istnieniem. On JEST.

Mokruteńka, bosa, szczęśliwa dotarłam do mieszkania. Mega głodna. Mega odrodzona. Mega roztańczona. Mega wzbogacona skarbami, które dopiero teraz zaczną we mnie wzrastać. Czuję je wszystkie. Nie zmarnuję. Dziękuję Ci burzo! Dziękuję Ci dniu! Dziękuję Ci ciało. Dziękuję Wam wszystkim, których spotkałam tu i ówdzie, których widziałam, których czułam z oddali.

JA JESTEM!

A moje włosy takie miękkie po balsamie zafundowanym przez niebo. A wnętrze oczyszczone, ciśnienie wyrównane… A sesja jogi kończy się ognistą salsą na pomarańczowej macie. I wcale tego nie powstrzymuję. I porywa mnie arabski rytm. I wibrują afrykańskie bębny. I korzystam ze wszystkiego co mam DZIŚ, a jutro mogę nie mieć…


18 komentarzy:

  1. widzę ze zmysły naprawde parują :) dobrej nocy
    bosssanova

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzień dobry DOBRA Agnieszko:)))

    Miłego dnia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, dziękuję, oraz a także słońca w sercu :)

      Usuń
  3. to była zdecydowanie seksualna i namiętna burza, zajebiscie potrzebna i oczyszczająca! bawiłam się ekstra!:) dziękuję :*** m.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. my to inaczej po prostu nie umiemy :) wiadomo... dwie wariatki to się tak musiało skończyć :*

      Usuń
  4. o tak, to było do przewidzenia że przyciągniemy coś WIELKIEGO;) Pogoda zdecydowanie zareagowała na nas :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. albo my na nią... tak czy siak współgrało idealnie my z nią, ona z nami, przepływ powrócił :)co się spięło, to się rozpięło, a nawet dosłownie :P

      Usuń
  5. Burza zmysłów....burza w niebie...wspaniale! Agnieszko, tak trzymaj...ciesz się życiem i łap chwilę:))) Carpe diem! Pozdrowienia:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-) dziękuję piękna damo! tak zdecydowanie nie tyle łapię chwilę ile jestem w niej, sobie dryfuję obecnie skapuję kroplami wody która z nieba gdyńskiego się sączy :)
      pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  6. I appreciate that you are the storm and the calm, the up and the down and the everything and the nothing. Thank you for being yourself my gorgeous friend.
    Hugs, laughter and light,
    Risa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I am trying to be myself :) today it's easy :)
      Thank you Risa for everything and even more :)

      Usuń
  7. Oh wow I loved everything about this. I love the way you use metaphors :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thank you my friend :) I'm happy that you are :) So good to feel yours presence :)

      Usuń
  8. Upał i sztorm... Ogień i Woda - jakże potrzeba nam tych ścierających się żywiołów, by czuć, że żyjemy...
    A Ty Agnieszko pięknie żyjesz i w słońcu i w deszczu :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję kochana :) Wczorajsza burza też dała czadu :) podróżowałam w oparach absurdu, raz tory były innym razem znikały i trzeba było się przesiadać gdzieś, głupawka, nerwy ludzi, ścisk, a na samym końcu uwolnienie :) cudowne lekcje od samej Natury, jak zwykle...
      Ściskam Cię :)

      Usuń
  9. Just stopping by to wish you a gorgeous day and night. Have fun and dance with your heart my friend.

    Love and light,
    Risa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thank you my friend... I needed this :-) You made my night :)

      Usuń

Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)