Uff jak gorąco, uff, jak dobrze, uff kropelki potu spływają
po mojej nagrzanej skórze. Paruję. Ulatniam się. Unoszę nad samą sobą. Wtapiam
się w parne powietrze. Zjadam kubek lodów na balkonie. Słońce przysiada na
mojej twarzy, częstuję porcją kawowych, bardzo proszę… Chwilę później gorący
piasek oblepia moje rozgrzane pachnące olejkiem kokosowym ciało. Słońce za chmurami,
a i tak uff jak gorąco, uff jak dobrze, uff jak żółta kula pieści moje
spragnione nagrzanego powietrza ciało. Gorące rozmowy z gorącą kobietą. Temperaturę
podgrzewa namiętne tango, które gra cały czas w moim sercu. I tańczę sama z
sobą, kropelki potu rozsiewając tu i ówdzie, gubiąc sandały, zatracając się w
burzy moich loków. Nic nie widzę, nie muszę, czuję. Jest mi tak dobrze, że
zatraca się poczucie rozkoszy i jest tylko wirowanie. Ciało już dawno się
rozpadło. Jestem gorącym powietrzem, ktoś mną oddycha, ktoś narzeka, że za
gorąco, ktoś zaciąga się mną po koniuszki płuc. Jeszcze jeden obrót, ostatni i…
Wracam. Osiadam w ciele. Śmieję się do tej kobiety, która ze mną. Piję wodę.
Mijający mnie mężczyzna śle: - Ależ pani pięknie pije tę wodę. Roześmiana
dziękuję i idę dalej. Mrożona kawa chłodzi zmysły, które za nic nie dają się
schłodzić nie dziś, nie tuż po tym jak parujące ciało rozpływało się w leniwym
dniu.
Senna rozmowa w sopockiej kawiarence. Schowane, zaściankowe,
wyszeptane słowa. Emocje buzują, wulkan bucha, lawa gotowa by wypłynąć i
pochłonąć wszystko, co napotka po drodze. Pulsuje krew namiętna, szalona,
nagrzana słońcem, pełna siły, która wie dokąd zmierza i nic jej nie zatrzyma.
Ach jak dobrze, ach jak gorąco, ach nareszcie temperatura, która wie jak mi
dogodzić. To MÓJ DZIEŃ. I jestem TU i jestem TAM na prywatnej wyspie, nad
oceanem, sama z własną bytnością, szalejąca w rytmie ciepłego powietrza. I mam
to TU, i kocham to TU, i dziękuję za to TU, i niczego mi więcej nie potrzeba… A
dostałam jeszcze więcej…
Wystarczyło parę godzin później wskoczyć pod orzeźwiający
prysznic, który nie zdołał ochłodzić najgłębszych warstw mych mięśni…
Wystarczyło zmienić ubranie na biel sukienki podkreślającej dzieło słońca na
mej skórze, włosy zostawić samym sobie, mrugnąć do siebie figlarnie w lustrze i
ruszyć do Nieba, gdzie kolejna gorąca kobieta, gdzie kawa z cudownie
wyrzeźbionym motylem, gdzie rozmowy zdecydowanie gorące i pulsujące
testosteronem… A potem… potem działo się wszystko… Potem rozstąpiło się niebo.
Spłynęłam gwałtownością deszczu, jakiej nie zaznałam w całym życiu. I nie wiem
czy to dlatego, że taki cały dzień namiętnie intensywny w każdej komórce czy że
te rozmowy, czy że te kobiety, czy że ci mężczyźni, czy że wszystko razem, czy
że straciłam głowę dziś w temperaturze, która wie jak mi dogodzić… Nie wiem…
Ale spłynęłam deszczem cała. Byłam każdą jedną kroplą. Każda jedna wnikała we
mnie. W moje włosy. W oczy. W skórę. W białą sukienkę, która obnażyła wszystko
tak, że bezkarnie mogłam chodzić naga przed sobą, przed światem, przez
deszczem, przed niebem, które się rozstąpiło…
I krzyczałam. I śmiałam się. I
zlizywałam deszcz z samej siebie. I
upoił mnie sobą. I biegałam bosa. I przeklinałam. I mówiłam do niej głupoty, a
ona do mnie. I milczałam deszczem. I wybuchałam burzą. I zniknęłam w ścianie
deszczu, tak, że nie wiadomo było gdzie ja, gdzie ta kobieta, gdzie inni, gdzie
domy. Liczyło się tylko szalone serce, które uległo czarowi chwili
oczyszczającej… A uśmiech z ust mi nie schodził. A tuż po osiemnastej
usłyszałam dzień dobry rzucone przez mijającą chmurę testosteronu. Ach jaka
wolna ta burza, ach z jakim przesłaniem, ach jaka przepełniona wszystkim tym
czego mi było potrzeba. A na koniec… słowa przyjaciółki „czerp dziś to czego
jutro możesz nie mieć” czyli copyright by
mona. I to jest TO. Właśnie tak żyję. Bo dziś jest DZIŚ i jakoś nic mnie
jutro nie obchodzi! Bo dziś jestem umorusana caluśka teraźniejszością i drwię z
tego co przyjdzie. Bo to co przyjdzie… cóż… tego nie ma! J
Nie dogoni mnie bo pływam w TERAZ i za nic mam sobie, że jakieś jutro czeka.
Niech sobie czeka. Ja nie dopłynę. Unoszę się na pontonie teraźniejszości i
śmieję się wariacko. I choć wiem, że to też minie to nie teraz, o nie… Teraz
jeszcze tańczę i daję się prowadzić kończącemu się dniowi, który przecież wcale
się nie kończy… On początkiem, on trwaniem, on istnieniem. On JEST.
Mokruteńka, bosa, szczęśliwa dotarłam do mieszkania. Mega
głodna. Mega odrodzona. Mega roztańczona. Mega wzbogacona skarbami, które
dopiero teraz zaczną we mnie wzrastać. Czuję je wszystkie. Nie zmarnuję.
Dziękuję Ci burzo! Dziękuję Ci dniu! Dziękuję Ci ciało. Dziękuję Wam wszystkim,
których spotkałam tu i ówdzie, których widziałam, których czułam z oddali.
JA JESTEM!
A moje włosy takie miękkie po balsamie zafundowanym przez
niebo. A wnętrze oczyszczone, ciśnienie wyrównane… A sesja jogi kończy się
ognistą salsą na pomarańczowej macie. I wcale tego nie powstrzymuję. I porywa
mnie arabski rytm. I wibrują afrykańskie bębny. I korzystam ze wszystkiego co
mam DZIŚ, a jutro mogę nie mieć…
widzę ze zmysły naprawde parują :) dobrej nocy
OdpowiedzUsuńbosssanova
ach tak, tak, tak :)
UsuńDzień dobry DOBRA Agnieszko:)))
OdpowiedzUsuńMiłego dnia
Dzień dobry, dziękuję, oraz a także słońca w sercu :)
Usuńto była zdecydowanie seksualna i namiętna burza, zajebiscie potrzebna i oczyszczająca! bawiłam się ekstra!:) dziękuję :*** m.
OdpowiedzUsuńmy to inaczej po prostu nie umiemy :) wiadomo... dwie wariatki to się tak musiało skończyć :*
Usuńo tak, to było do przewidzenia że przyciągniemy coś WIELKIEGO;) Pogoda zdecydowanie zareagowała na nas :)
OdpowiedzUsuńalbo my na nią... tak czy siak współgrało idealnie my z nią, ona z nami, przepływ powrócił :)co się spięło, to się rozpięło, a nawet dosłownie :P
UsuńBurza zmysłów....burza w niebie...wspaniale! Agnieszko, tak trzymaj...ciesz się życiem i łap chwilę:))) Carpe diem! Pozdrowienia:-)
OdpowiedzUsuń:-) dziękuję piękna damo! tak zdecydowanie nie tyle łapię chwilę ile jestem w niej, sobie dryfuję obecnie skapuję kroplami wody która z nieba gdyńskiego się sączy :)
Usuńpozdrawiam gorąco!
I appreciate that you are the storm and the calm, the up and the down and the everything and the nothing. Thank you for being yourself my gorgeous friend.
OdpowiedzUsuńHugs, laughter and light,
Risa
I am trying to be myself :) today it's easy :)
UsuńThank you Risa for everything and even more :)
Oh wow I loved everything about this. I love the way you use metaphors :)
OdpowiedzUsuńThank you my friend :) I'm happy that you are :) So good to feel yours presence :)
UsuńUpał i sztorm... Ogień i Woda - jakże potrzeba nam tych ścierających się żywiołów, by czuć, że żyjemy...
OdpowiedzUsuńA Ty Agnieszko pięknie żyjesz i w słońcu i w deszczu :)))
Dziękuję kochana :) Wczorajsza burza też dała czadu :) podróżowałam w oparach absurdu, raz tory były innym razem znikały i trzeba było się przesiadać gdzieś, głupawka, nerwy ludzi, ścisk, a na samym końcu uwolnienie :) cudowne lekcje od samej Natury, jak zwykle...
UsuńŚciskam Cię :)
Just stopping by to wish you a gorgeous day and night. Have fun and dance with your heart my friend.
OdpowiedzUsuńLove and light,
Risa
Thank you my friend... I needed this :-) You made my night :)
Usuń