środa, 1 maja 2013

Dopóki noc mnie nie pochłonie...


Czarny kursor mryga na pustej białej kartce Worda… Coś by napisać chciał. Coś powiedzieć więcej niż tylko milcząco pulsować w oczekiwaniu na to, co pojawi się przed nim… Całą swoją długością pragnie się wyrażać, ale czeka. Jeszcze nie teraz… Wsłuchuje się zatem w muzykę… Ludovico Einaudi snuje nocne opowieści na pianinie… A kursor czeka. Cierpliwie na komendę. Na pierwszą myśl. Na pierwszą literę. Ale ona nie kwapi się do pisania… Ta, która siada by pisać, stoi przy oknie. Patrzy… Słucha… Oddycha… W zasadzie nie wiadomo co się w niej dzieje. Postronny obserwator powiedziałby: młoda kobieta stoi przy oknie i wpatruje się w niebo. Na jej twarzy lekki uśmiech. Usta złączone, rozluźnione. Oddech spokojny. Bicie serca miarowe. Jej oczy… W nich to, co widzi, w nich to co czuje, w nich pytania, w nich odpowiedzi, ale obserwator tego co głębiej nie zobaczy… Musiałby patrzeć jej w oczy bardzo długo i chcieć zobaczyć i nie bać się tego co tam w niej… może… może wtedy uchyliłaby przed nim drzwi do swej duszy… I może ona by w obserwatorze się przejrzała i czegoś więcej o samej sobie dowiedziała…

Patrzę na tę kobietę… Podoba mi się… Ma w sobie coś, czego nie potrafię opisać. I choć znam ją całkiem dobrze to nadal pozostaje dla mnie tajemnicą. A tylu mówiło, że zna ją tak dobrze i tak długo. A tylu w oczy zaglądało i zawłaszczało fragmenty jej prywatnego nieba, przesuwając chmury to w tę to w tamtą stronę. Szarogęsząc się trochę, a kiedy zabawa nazbyt się nudzi, odchodzą bo… przecież już znają, nowego szukają, albo sił nie mają by głębiej, by chcieć, by się otworzyć na to, co za bramą kolejną i głęboką niej samej czeka… I ona też nie wie, bo nikt tam nie dotarł i może nigdy nie dotrze, bo może tak ma właśnie być, by nie dotrzeć… Więc czeka, patrzy w niebo, jakby tam była ta gwiazda, która spadnie prosto pod jej stopy, którą podniesie i do serca przytuli i spłoną razem, i zaświecą jednością w duszy…

To już chwilę trwa… Ona patrząca za okno… Pianino kołysze fale wieczoru… Tyle się wydarza właśnie teraz, za oknem. Właśnie teraz w niej… Fala za falą pojawiają się one, emocje… Spokój… Łagodność… Podziw… Nostalgia… Smutek… Radość… Nadzieja… Wszystkie zatapiają się w czerń nocy, która nie wiadomo kiedy nadeszła. I pochłania tę, która patrzy. Niczego jej teraz więcej nie potrzeba… To, co ma wystarcza. Nawet jeśli nikt w duszę nie zagląda, nawet jeśli głowy nie ma na czyim ramieniu złożyć, nawet jeśli… Jej wystarcza, że stoi przy oknie. Że czarny kursor mryga na białym ekranie i czeka… On czeka na nią. Zawsze gotowy. Nigdy nie zawiedzie. Ciekawy co tym razem tu powstanie. Ona też nie wie… Daje się prowadzić. Jej palce wiedzą dokładnie które klawisze nacisnąć by powstały słowa i zdania. Patrzy na kartkę, która zapisuje się czarnymi literami, które składają się na względnie logiczną całość. Patrzy i nie wie jak to się dzieje, że coś powstaje z niczego… Przecież w niej pustka. Nie ma myśli. Nie ma niczego, a jakby wszystko właśnie tam… czekało na nią… Jakby ją wołało… Jakby bezwarunkowo słuchać chciało… Jakby przyjmowało każdą jedną emocję… Jakby rozumiało to, co w niej się dzieje i że czasem nie dzieje się nic ponad życie zwykłe. Ale… ta… zwykłość ją pochłania, że sama nie wie kiedy z mgieł poranka wyłania się lepkość nocy kładąca się na jej rozgrzanym ciele… I gdyby mogła, przestałaby tak cały dzień, patrząc za okno, obserwując niebo, tam tyle się wydarza, poza nią i w niej… Spędzić czas jedynie na obserwacji w niemym zachwycie, kiedy Ludovico Einaudi snuje nocne opowieści na pianinie. Ona sama TU. Ona sama w TYM. Ona sama JEST opowieścią opowiedzianą pulsacją czarnego kursora…

I nic tu nie napiszę więcej. Jeszcze tylko zerknę za okno… Chwil kilka… A może i wieczność całą. Nie wiem… Obserwuję… Tyle ile trzeba by coś kliknęło w środku. By coś albo i nic… Odchodzi od okna. Czyta maila, który właśnie wpadł do skrzynki. Ciepłe słowa zza oceanu. Znajoma nieznajoma.  Czyta maila od przyjaciółki. Śle jej ciepłe myśli. I już nie ma niczego więcej… Przestała czekać… Stawia ostatnie słowo, ostatnią kropkę, albo trzy… I… Umieszcza tego posta na blogu, a potem wyłącza komputer i idzie spać. Ona na nią czeka… Ona ją chce… Już gotowa na przyjęcie… Ona utuli jej ciało, a może i duszę… Mała śmierć. Sen. Czeka na nią.

Dobranoc w kwietniu...
Dzień dobry w maju... (jeśli Bóg pozwoli…).

Dziękuję za to okno, za to, co za nim, za to, co we mnie… Dziękuję za życie. Ot tak. Po prostu. Bo ono jest. I to mi wystarcza. Nawet jeśli gdzieś może bym inaczej… Nie. To mi wystarcza, bo skoro jest to co jest, to znaczy, że takie dla mnie właśnie… Wiem, że od rzeczy trochę… Wiem… Ale może… gdzieś… ktoś… czuje… jak ja… Wiem… Bo też czuję…

2 komentarze:

  1. Namaste' Agnes - Thank you for stopping by. I like your poetic images, I can feel them! "I can just be and be . . ." Beautiful! Your words are so powerful that I feel calmer after reading them. I hope you have a gorgeous, light filled day and revive after your remodel.
    Thank you for sharing with me.
    Hugs,
    Risa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thanks for a great motivation! Your words encourage me to play with English and I have less "fear" that I'm making terrible mistakes :). It gives me great pleasure :) Thank you that you encourage me!
      Kisses and hugs!

      Usuń

Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)