piątek, 22 marca 2013

Cieśla


Góro wspaniała, która wyrastasz przede mną, tyś mą przyjaciółką czy wrogiem? Należysz do mnie, a ja do ciebie. Jesteś tu dla mnie, a ja dla ciebie. Twoje zadanie to być. Moje zbliżyć się do ciebie. Ty się ze swoją rolą nie wadzisz, akceptujesz w pełni. A ja? Jeśli będę wystarczająco uważna nie ucieknę, nie zawrócę, nie schowam się w twoim cieniu by przeczekać… no właśnie co? Może nie wystraszę się twojego majestatu, a krzyknę z zachwytu. I zapragnę byś mnie uczyła. Byś przekazała mojej skórze to co powinna wiedzieć, byś moim oczom nadała błysku zadziornego, byś kolanom nadała miękkości kiedy klęknę przed tobą, byś dłoniom dała siłę by w górę sięgały, a stopy wyrzeźbiła tak, by równo ziemi dotykały. Tak, to jam twoim budulcem, tyś moim rzeźbiarzem, dłutem, równomiernym stukotem. Kształtuj mnie, modeluj, formuj, wzmacniaj, odrąbuj zbędne fragmenty, poleruj, ścinaj, ciosaj. Już nie chcę uciekać.

Góro wspaniała tyś tu jest w konkretnym celu. Zjawiasz się w ważnych momentach mojego życia, by dzieło artysty stawało się powolnym kształtem. I wcale nie mam się na ciebie wspinać, pokonywać odległości w górę, dłonie i stopy haratać o twe ostre krawędzie, ociekać potem, umierać z pragnienia. Nie… Spotkanie z przyjacielem to nie walka i wyzwanie... Z przyjacielem witasz się pocałunkiem, uśmiechem, czułym spojrzeniem. Przyjaciela obejmujesz ramionami, a ten odwzajemnia uścisk i dochodzi do wymiany.

Góro wspaniała, tyś mą przyjaciółką. Dziś cię obejmuję. I twoja twardość łagodnieje, a moja miękkość twardnieje. I twoja niewzruszoność wilgotnieje, a moja złość się kruszy. I twoja wysokość się kurczy, a moja uniżoność wznosi. I twoja jedność mnie uszczelnia, a moje warstwy nadają ci głębi. Wymiana trwa…

Góro wspaniała, rzeźbiarzu mej ludzkiej powłoki. Góro niezwykła, mego ducha kochanko. Góro umiłowana, przykładam czoło do twego chłodu, byś w mej spokojnej akceptacji dłutem dotarła do kolejnej odsłony prawdy o swym dziele. Ty wiesz co robisz. Ufam Ci. Powierzam swe marne ciało. Oddaję ducha. Czyń swą powinność. Zmęczyła mnie walka. U twych stóp milczących składam to, co posiadam. Siebie. Twój równy stukot jedyną odpowiedzią. Już innej nie pragnę. Tyś sprawiedliwością, której nie straszny mój krzyk, ni łzy, ni ból. Ty się tego co ludzkie nie boisz, a swą niewzruszoną obecnością wchłaniasz, w zamian ciosasz kolejny, mały fragment posągu, w który wschód słońca tchnie nowe życie… I nie wiem jaki twój zamysł, i nie rozumiem kolejnych ruchów, i nie pojmuję. Ale ty swą monumentalnością zdajesz się mówić: - Ciii moja piękna, już dobrze… Teraz niczego nie musisz rozumieć… Przyjdzie czas i zobaczysz, że tu nie ma niczego do rozumienia, że nigdy nie było niczego poza aktem stawania się dzieła. Ale teraz.. Ciii... już dobrze. Jak chcesz to płacz. Jak chcesz, krzycz. Jak chcesz nic nie mów. Już dobrze...

I pójdę przed siebie napełniona po brzegi, uformowana, odrestaurowana, czegoś będzie mi mniej, czegoś więcej... Aż do kolejnego spotkania. Kolejnej wymiany. Kolejnego uderzenia młotkiem rzemieślniczym…

Góro wspaniała! Kocham cię, mimo że twoje twórcze dłuto tak często zadaje mi ból…

2 komentarze:

Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)