Przechadzała się po pustyni. Szła przed siebie, pot
niemiłosiernie wyciekał z jej gorącego ciała. Krok za krokiem. Wydma za wydmą.
Fala za falą. Piasek wciska się pod ubranie, czuła jego szorstkość na języku. Mruży
oczy by ich całkiem nie zakrył. Wyruszyła by cię odnaleźć. Usłyszała twoją
pieśń tylko raz, z dalekich krajów, ale to wystarczyło by zechciała zostawić
to, co znane i ruszyć przed siebie. Szaleństwo? Nie myślała o tym, czuła. To
jej wystarczyło by iść.
I kiedy chciała zawrócić, zanim to całe wędrowanie całkiem
pozbawi ją rozsądku, poczuła delikatne muśnięcie wiatru. Popchnął ją troskliwie
do przodu: - Idź, już czas. Niech każdy krok oddala cię od wątpliwości i lęku,
a przybliża do Niego – usłyszała zachęcający szept niewidzialnego przyjaciela…
Spłynęła na nią pewność, spokój jakiego nigdy nie zaznała. I przypomniała sobie
dlaczego wyruszyła i że się już nie cofnie...
Nie oglądając się za siebie weszła głębiej w pustynię.
Szybko ją pochłonęła, ale ani pustyni, ani jej to nie przeszkadzało…
dobre takie pochłonięcie
OdpowiedzUsuń