piątek, 15 lutego 2013

Co w ciele piszczy?

Znam Cię od urodzenia. Jesteś ze mną od początku początków. Pewnego dnia odejdziesz, przeminiesz razem ze mną. A co o tobie wiem? Jak wyrażam swoją wdzięczność komuś, kto był, jest i będzie ze mną do końca, a potem znowu, i znowu, i znowu? Mówią, że trzeba o tobie zapomnieć, nie przywiązywać do ciebie wagi, że tylko tak można przekroczyć sprawy ziemskie. Mówią, że jesteś świątynią, dla czegoś co jest ważniejsze od ciebie. Mówią, że trzeba cię sprzątać, dbać, ale bez zbędnej przesady, bo przeminiesz, a to bóg w tobie pozostanie. Już nie wiem czemu i komu wierzyć. Której teorii, myśli, filozofii. Nie ufam żadnej. Ufam jedynie sobie i temu co mówisz do mnie właśnie ty. Moje ciało. Mój nadajnik i odbiornik. Moja stacja badawcza rzeczywistości. Mój łącznik z duszą.
Urodziłam się w takim a nie innym ciele. Sprawiłam mu piekło na ziemi. Zapomniałam po drodze, że może dane mi będzie przeżyć wiele lat i warto zadbać o ciało. Jakże miałam dotrzeć do duszy, kiedy to ciało wołało o pomoc na pierwszym planie? Jakże zapomnieć i przekroczyć ciało, kiedy to ono jest kompasem w codzienności. To ono wyznacza rytm mojego dnia. To ono mówi mi z kim lubię się spotykać, co warto zjeść, jak ułożyć się do snu. To ono podpowiada co dalej, którędy iść by dojść tak daleko, jak daleko potrafi serce. Jeśli zapomnę o ciele, skupię się jedynie na duchu, równowaga zostanie zachwiana. Jeśli skupię się na ciele, a zapomnę o duchu, nie chcę tak żyć wcale.

W którymś momencie życia coś „kliknęło”. Ciało i duch doszły do porozumienia. Jedno z drugim współpracuje. Jedno drugiego słucha, a dopóki ich właścicielka niczego im nie utrudnia, żyje nam się wszystkim dobrze.

Dziś na macie do jogi po raz kolejny zachwyciłam się swoją maszynerią. Mam ją od urodzenia, a znam tak niewiele. Nad poziomy chciałoby się wylatywać, a gdzie dobre zakorzenienie w owych poziomach najpierw? A gdzie ukochanie tego, co zwykłe, proste, ziemskie? A gdzie wgryzienie się w życie zanim śmierć po mnie przyjdzie?
Dziś mój zbiór komórek, narządów, połączeń, dźwięków wewnętrznych, blokad i przestrzeni zrobił mi prezent. Tak naturalnie i z taką wdzięcznością. Tak spontanicznie, jak najczulszy kochanek. Wydawało mi się, że znam swoje ciało, że już wiem jak daleko mogę się pochylić by wylądować na granicy bólu, za którym rozkłada ręce przyjemność z wolnością. Wydawało mi się, że wiem i nie chcę tej granicy przekraczać, krzywdzić się i poganiać by gdzieś dojść. I jakież było moje zdziwienie, kiedy instruktorka podeszła do mnie i przesunęła mnie o całe niebo dalej? I jakież było moje zdziwienie, kiedy ciało ochoczo na to przystało! Ono było gotowe iść duuuużo dalej. To był moment wdzięczności, wzruszenia, nieokiełznanej radości wyrażonej w całkowitym zatrzymaniu, oddechu, rozluźnieniu, mimo pozycji, która z boku wydaje się daleka od relaksującej. A ona nareszcie taka się stała! Bez mojego chcenia! Mogłam się nią rozkoszować i obserwować nowe możliwości ciała. Szczerze zaciekawiona co w tej nowo odkrytej przestrzeni się znajduje, trwałam na wiele oddechów, całkowicie rozluźniona. I pomyśleć, że dwa tygodnie temu byłoby to niemożliwe z wielu powodów…

Po bólu przychodzi przestrzeń. Po bólu przychodzi odpuszczenie. Po bólu przychodzi wolność. Ból przynosi cenne informacje. I tak do kolejnego przystanku, w którym ciało odkryje nowe możliwości. A dusza… Dusza zdaje się nam wszystkim kibicować i czeka cierpliwie na swoją kolej.

1 komentarz:

Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)