Dziś ktoś na mnie czekał. Człowiek i kot, a raczej kot i
człowiek, jeśli chciałabym zachować kolejność. Niezwykłe spotkanie, zwłaszcza z
kotem… Jakby wiedział, że akurat dziś przyjadę i kiedy tylko zobaczył, że się
zbliżam, nastawił uszy, wlepił we mnie swoje ślepka i się uśmiechnął.
Przysięgam, tak mnie przywitał. Ale się ucieszyłam na jego widok. Dobry przyjaciel. Wiele przegadaliśmy... Otworzyłam drzwi do bloku, w którym rok temu
mieszkałam. Kot stanął, jak pies przy moich nogach. Weszliśmy równocześnie.
Nikt nie wymuszał pierwszeństwa, nikt na nikogo nie czekał. Równoprawni obywatele
osiedla. Piątka na domofonie wciśnięta, kolejne drzwi się otwierają i razem
wchodzimy do środka. Oczekująca z lekka się zdziwiła, że razem próg
przekraczamy, ale nikogo nie wyrzuciła za drzwi. Jak dobrze. I on i ja możemy
się w jej oazie spokoju schronić, posilić, ocieplić, napełnić tym, czego każde
z nas potrzebowało.
Udało mi się mojemu przyjacielowi z przeszłości zrobić zdjęcia,
chętnie pozował, czasem udając psa, stojąc na tylnych łapkach, ochoczo badając
co na stole, choć swoją miskę z jedzeniem wpałaszował. I tak wędrował za mną
krok za kroczkiem, pochrapywał z zadowolenia, w oczy spoglądał głęboko i
opowiadał swoje kocie historie. Dobrze nim się tam opiekują, ma co jeść, gdzie spać, ktoś
się o niego troszczy, daje mu miłość. Niczego więcej mu nie potrzeba. Cieszę
się. Dobrze było znowu go zobaczyć i pogadać. Było o czym opowiadać, oj było…
I
słuchał milcząco, a kiedy opuszczał mieszkanie, machnął tylko łapką, westchnął
znacząco w stylu: ech, wy ludzie, to macie problemy i zniknął. Do następnego
razu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)