Och, jakże ona mu się szaleńczo podobała! Miała niezwykłą
siłę przyciągania. Taka ponętna, kusząca. Byłeś na każde jej skinienie, każde
zawołanie, każdą prośbę. Najczęściej przychodziła wieczorami, przesiadywała do
późnych godzin nocnych. Czasami budziłeś się z nią obok, może i lekko zmęczony,
ale szaleńczo szczęśliwy. Zawsze się świetnie bawiliście, nic się innego nie
liczyło. Tylko wy i czas wspólnie spędzany. Bywało, że zapominałeś o jedzeniu i
gotowałeś coś tylko by nie paść z głodu. Była bardo zaborcza, każda chwila z
daleka od niej, zdawała się wiecznością.
Zdarzały się takie dni, że znikałeś całkowicie. Przestawałeś
istnieć dla świata zewnętrznego. Nikogo i niczego nie widziałeś poza nią. Ona
najważniejsza, najpiękniejsza, najmilsza twemu sercu. Zawładnęła wszystkim. Jej
podporządkowałeś całe życie. Nie sprzeciwiałeś się kiedy chciała jeszcze i
jeszcze. I choć bolało cię całe ciało od tego wspólnie spędzanego czasu, jakoś
się mobilizowałeś i dawałeś z siebie jeszcze więcej. Mówili ci żeś wariat, że duszę
zaprzedałeś demonowi, że wykończysz się i powinieneś zrobić coś dla siebie, coś
innego, a nie tracić czas na nią. A tobie było wszystko jedno kto i co mówił.
Jej słowa koiły wszystko, łagodziły ból, przypominały o tym co ważne. Pocieszała
cię, że oni jeszcze kiedyś zauważą jej prawdziwą wartość i zamilkną
zawstydzeni. Zrozumieją twoje poświęcenie i radość z tej relacji. Ale nie
obchodziło cię to w tym momencie. Wystarczy, że ty w nią wierzyłeś i ufałeś.
Usłyszałeś jej prawdę i broniłeś. Nic nie mogło was rozdzielić.
W końcu minął miesiąc miodowy. Przecież wiedziałeś, że
kiedyś to nastąpi, ale jakoś odkładałeś to na obrzeża umysłu. Zawsze było tak
samo, ale miałeś nadzieję, że tym razem będzie inaczej… Coś zaczęło się psuć
między wami. Nie wiesz dlaczego… Może to wina tego, że byliście tacy
nierozłączni, a ona taka zaborcza? Czasami siadałeś przed nią tylko z poczucia
obowiązku, bo przecież ona nadal była dla ciebie ważna. Nagle czas wlókł się
wprost proporcjonalnie to tego, jak szybko wam płynął na wspólnym
baraszkowaniu. Trwaliście tak przez kilka tygodni. Nadal mało jadłeś, tym razem
ze zmartwienia, że przestało się wam układać, że coś spieprzyłeś, że już nie
macie szans. Że będziesz musiał z niej jednak zrezygnować, że może to całe
poświęcenie nie jest warte, że może oni mają rację i powinieneś zająć się czymś
innym… Może…
I nagle coś odżywa! Pojawia się iskra, która na nowo rozpala
płomień. Wiedziałeś, że jeszcze tam jest! Nie straciłeś w nią wiary, choć może
było blisko. Ona zdaje się też być szczęśliwa, że jej sobie nie odpuściłeś i
wytrwałeś.
Aż przychodzi dzień, kiedy budzisz się bez niej. Wczorajsza
noc, była waszą ostatnią. Trochę odkładałeś ten moment, przedłużałeś coś, co i
tak jest nieuniknione. Dobrze wiesz jak jest. To KONIEC. Ona odchodzi. Już nie
należy do ciebie, wszystko co było do powiedzenia, zostało powiedziane. Nie ma
już nic. Pustka. Zabrała wszystko, co miałeś wartościowego do oddania. Kilka
łez spływa po policzku, ale doskonale wiesz, że ona musiała odejść. Nie było
innego wyjścia. Taka jest naturalna kolej rzeczy. Nic nie trwa wiecznie,
wszystko się kiedyś kończy. I choć tyle ich było w twoim życiu, chyba nigdy się
nie przyzwyczaisz do momentu, w którym one od ciebie odchodzą.
Jesteś pisarzem już od 20 lat, ale kiedy kolejna książka
idzie w świat, czujesz zawsze to samo. W końcu żegnasz się z ważną częścią
siebie samego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aloha! Niech ta przestrzeń posłuży Twojej duszy, Twojemu sercu i zachęci do bycia blisko siebie :-)